Kiedy byłem dzieciakiem, mieszkaliśmy z rodzicami w kamienicy w małym miasteczku. Nie było to jednak typowe stare budownictwo: żadne przedwojenne trupy w ścianach czy zmarli sąsiedzi raczej nie mogliby nam przeszkadzać. Po prostu właściciel miał taki kaprys, żeby zamiast bloku z płyty postawić budynek "z charakterem". Mieliśmy spore mieszkanie na drugim piętrze. Ściany nie były kartonowe, było to po prostu normalne miejsce do życia.
Miałem jakieś cztery, pięć lat, kiedy rodzice stwierdzili, że jestem na tyle duży, aby móc przesypiać noce w swoim własnym pokoju. Wcześniej moje łóżko stało w kącie ich sypialni, a pokój był tylko miejscem, gdzie przechowywałem ubrania i zabawki. Czułem się dumny z tego powodu. Patrzcie, jaki duży facet ze mnie, praktycznie mieszkam już sam.
Tego pierwszego wieczora, z mieszaniną ekscytacji i strachu znalazłem się w swoim pokoju. Rodzice przyszli, pocałowali na dobranoc i wyszli do siebie, życząc mi dobrej nocy. Myślę, że poczuli wtedy coś w rodzaju ulgi. Wpełzłem pod kołdrę i zgasiłem nocną lampkę, ale podekscytowanie nie dawało mi zasnąć. Słyszałem przejeżdżające samochody, czasami głośny śmiech podpitych ludzi wracających z imprezy, typowe dźwięki usypiającego miasta. Minął jakiś czas, powieki robiły się coraz cięższe, a zmysły z coraz większym trudem odbierały bodźce. Będąc jedną nogą w krainie snów, nagle poczułem niepokój. Jakaś myśl wdarła się do mojego zajętego przygotowaniami do wypoczynku mózgu i nie chciała dać zasnąć. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, co mnie tak przestraszyło.
Dźwięki...ustały. W jednej chwili. Jakby ktoś wcisnął przycisk wyciszający. Leżałem chwilę z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, czy może czasem nie jestem w bardzo realistycznym koszmarze. Słyszałem swój oddech, bicie serca, ruchy stóp na prześcieradle były wręcz nieznośnie hałaśliwe w panującej wszędzie ciszy. Wiedziałem, że nie odważę się podejść do okna. Do rana nie zmrużyłem nawet oczu, a następnego dnia powiedziałem rodzicom, że chyba nie jestem gotowy na samotne spanie.
Przez następne tygodnie sprawdzałem to, ale w pokoju moich rodziców wszystko zdawało się być normalne. W końcu przekonałem sam siebie, że rzeczywiście przerażał mnie samotny sen i po prostu wymyśliłem sobie całą akcję z brakiem dźwięków. Mimo to, od tego czasu unikałem tego pokoju w domu.
Jakiś rok później tata dostał lepszą pracę w innym mieście i przenieśliśmy się stamtąd, ale do dziś pamiętam "cichą noc" i czasami, kiedy śpię w mieszkaniu czy hotelu, którego nie znam, nasłuchuję uważnie, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu.