niedziela, 24 listopada 2013

Kobieta z pomarańczą (1/5)

Jestem dorosłym, logicznie myślącym człowiekiem, ale teraz płaczę ze strachu. Innymi słowy, historia kobiety z pomarańczą
 ___________________________________ 

___________________________________

Dobra, ludzie, zanim zacznę, muszę was ostrzec. Ta opowieść jest niestety absolutnie prawdziwa. A także, bardzo długa. Cofa się w czasie do mojego dzieciństwa, ale do niedawna nie była tak przerażająca. Teraz jestem kompletnie przestraszony. Jestem dorosłym, logicznie myślącym i inteligentnym (a przynajmniej chciałbym w to wierzyć) człowiekiem, który siedzi właśnie na łóżku, śmiertelnie przerażony, z gęsią skórką na całym ciele i łzami strachu ściekającymi mi po twarzy. Proszę was o pomoc w wyjaśnieniu tego horroru.

Chcę, żebyście wiedzieli, że to co przeczytacie, jest sytuacją przetworzoną przez mój umysł. Lubię myśleć, że jestem racjonalistą, ale nie byłem w stanie wyjaśnić tych wydarzeń w żaden logiczny sposób.

Od kiedy moja mama zmieniła pracę, zaczęła zawierać nowe znajomości. W naszym kraju na porządku dziennym jest odwiedzanie przyjaciół, wpadanie na kubek kawy, ciasto, ploteczki i co tam jeszcze. Po kilku tygodniach w nowej pracy, mama zaprzyjaźniła się z tą kobietą, Rose. Przychodziła może dwa razy w tygodniu i razem z moją mamą siedziały przy stoliku do kawy na balkonie i po prostu rozmawiały. Pewnego dnia, miałem wtedy siedemnaście lat, byłem z nimi na balkonie. Nie jestem pewien, czemu tam byłem, ale znając mnie, pewnie skończył się limit internetu (mieliśmy w tamtym czasie łącze z dostępem czasowym) i nudziło mi się okropnie. No więc siedzieliśmy tam, one plotkowały, co kto ostatnio usłyszał. W pewnym momencie mama poszła do kuchni po ciasto, które upiekła. Ja zostałem przy stoliku z Rose i przez to moje życie zmieniło się na zawsze. Rose była piękną kobietą. Miała 170 cm wzrostu, długie czarne włosy i perłowobiałe zęby. Po prostu atrakcyjna. W każdym razie, siedziałem tam z nią, a ona zwróciła się w moją stronę. Miała upiorny uśmiech na twarzy, jasnoczerwona szminka na ustach i odsłonięte białe zęby tylko czyniły go straszniejszym. Jej głowa poruszała się powoli, zupełnie jakby stała się lalką. Odezwała się do mnie niskim głosem, zbyt cicho, żebym mógł ją zrozumieć.
- Słucham? - powiedziałem. Nie byłem jeszcze wystraszony, tylko trochę zdziwiony.
- Jesteś gotowy do drogi? - zapytała mnie głosem małego dziecka, nie żartuję. Brzmiała jak ośmiolatka.
Cały czas miała uśmiech na twarzy. Pytanie wypowiedziała przez zęby, nie poruszając szczęką.
- Co? - spytałem, zaczynałem się bać.
- Jesteś gotowy? - Te same słowa. Tym razem wyjęła pomarańczę z torebki Po prostu ją wyciągnęła i tak trzymała. Nie zaproponowała mi jej, nie zjadła sama, po prostu trzymała.

W tym momencie byłem już przestraszony na serio. Na szczęście moja mama przyszła w końcu z ciastem. Rose, zupełnie, jakby ktoś wcisnął guzik na pilocie, powróciła do normalnego stanu. Schowała pomarańczę do torebki, mama nawet tego nie zauważyła. Wyszedłem stamtąd z dziwnym uczuciem, ale szybko minęło.
Tamtej nocy miałem problem z zaśnięciem. Mój pokój jest na parterze, więc okno znajduje się jakieś półtora metra nad ziemią. Patrzyłem na zewnątrz, modląc się, żeby nie zobaczyć żadnego monstrum. Przewracałem się z boku na bok i może co pięć minut spoglądałem przez okno. Robiło się późno i zaczynałem odpływać, ale musiałem zerknąć ostatni raz. I ona tam była. Stała za oknem. Rose. Po prostu stała, patrząc wprost na mnie (mogłem ją zobaczyć w świetle księżyca) z tym samym uśmiechem na twarzy. Czerwona jak zwykle szminka, zęby niezwykle białe. Sparaliżował mnie strach. Często wyobrażałem sobie, co zrobiłbym w podobnej sytuacji i zawsze miałem plan ucieczki w swoim hipotetycznym scenariuszu. Ale kiedy przyjaciółka mojej matki wgapiała się we mnie o czwartej nad ranem, po prostu uśmiechając się, nie mogłem się poruszyć. Zaschło mi w ustach, dostałem gęsiej skórki (mam ją też teraz, gdy piszę te słowa) i przysięgam, że czułem chłód w pokoju, choć pewnie była to tylko reakcja organizmu na szok. W końcu odważyłem się wstać. Zacząłem iść w kierunku drzwi. Jej głowa obracała się za mną. Powoli. Z uśmiechem. Znowu wyglądała jak lalka bez życia. Chciałem zawołać rodziców, ale znając ich, postanowiłem jeszcze nie panikować. Musiało być jakieś racjonalne wyjaśnienie, prawda? Z nieznanego mi powodu, zdecydowałem się podejść do okna i zapytać, o co jej chodzi. Zrobiłem dwa kroki w jej kierunku i zamarłem. Zamarłem, ponieważ się poruszyła. Wiecie, co zrobiła? Wyjęła pomarańczę z torebki. Może ktoś wie, jaki jest rekord posiadania gęsiej skórki? Bo to draństwo nie zamierza zniknąć. W każdym razie, po minucie postanowiłem iść dalej. Jestem silnym facetem, pomyślałem, dam radę z nią wygrać, jak przyjdzie co do czego. Żeby otworzyć okna w moim domu, trzeba je podnieść. Podszedłem i podciągnąłem je z 30 centymetrów. Ona się nie poruszyła, tylko trzymała pomarańczę i patrzyła na mnie z najstraszniejszym uśmiechem, jaki można sobie wyobrazić. Stałem tam. Ona stała na zewnątrz. Zaczęła się schylać. Każdy jej ruch był tak powolny, tak mechaniczny. Schylała się, żeby dosięgnąć otwartej części okna. Byłem przerażony. Ona przełożyła głowę przez otwór (ledwo starczyło miejsca).
- Pójdziesz teraz ze mną? - zapytała głosem ośmiolatki, ręka z pomarańczą przecisnęła przez szparę.
Co miałem zrobić? Co ty byś zrobił? Biegł jak opętany. Wypadłem z pokoju, zawołałem rodziców. Tata śpi niezbyt mocno, więc pierwszy wyskoczył z łóżka i odkrzyknął do mnie, pyta, co się dzieje. Mogłem jedynie wybełkotać Rose... okno. Kiedy tata nakładał spodnie, pobiegłem z powrotem do pokoju, chciałem, żeby Rose tam była, żeby nie pomyśleli, że zwariowałem. Znacie to z horrorów, że ktoś znika zanim wróci świadek. Stało się podobnie, z tą różnicą, że zdołałem jeszcze ją dostrzec. Koło domu stojącego jakieś sto metrów od mojego, mają tam światła reagujące na ruch. Zobaczyłem zapalającą się lampę i Rose znikającą za tamtym domem. Zanim tata wpadł do mojego pokoju, jej już nie było. Po długiej rozmowie, uznał, że miałem koszmarny sen i poradził, żebym wołał go tylko wtedy, gdy ktoś naprawdę wejdzie do mojego pokoju.
- Ty i twoja wyobraźnia – powiedział, wychodząc.
Nie ma potrzeby wyjaśniać, że tamtej nocy wcale nie spałem.

W kolejnych miesiącach nic się nie wydarzyło. Rose nadal odwiedzała moją mamę, ale ja zawsze starałem się na nią nie wpaść. Jak w życiu każdego nastolatka, wiele się u mnie działo, więc zapomniałem o incydencie z Rose. Pewnego dnia spędzałem popołudnie, przeglądając Internet. Zgłodniałem, więc jak każde zepsute dziecko, zawołałem mamę, żeby przyszła. Nie przyszła. No nic, taki los, musiałem pójść do kuchni i sam zrobić sobie kanapkę. Kuchnia w naszym domu jest połączona z salonem, ale nie zobaczy się go, dopóki nie zrobi się paru kroków w głąb kuchni. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zmroziło mnie. Tam, dokładnie tam, na kuchennym stole. Pomarańcza. Przez głowę przeleciała mi myśl o tamtej strasznej nocy. Rose tu jest. Stałem bez ruchu w miejscu. Po kilku sekundach zrozumiałem, jak głupi jestem, łącząc zwyczajny owoc ze zwariowaną podglądaczką. Więc podszedłem do blatu, aby odłożyć pomarańczę do miski. Wziąłem ją w dłoń i usłyszałem:
- Wkrótce będziesz musiał pójść ze mną, wiesz? - Dziecięcy głos. To Rose.
Wydałem z siebie odgłos przypominający kwik świni w rzeźni. Obróciłem się błyskawicznie i zobaczyłem ją pośrodku salonu. Stała tam ze zwyczajowym uśmiechem, taką samą czerwoną szminką i białymi zębami. W zwolnionym tempie przychyliła głowę odrobinę w lewo. Pamiętam, jakby to było wczoraj: długie, czarne włosy spływające po ramionach, biała, letnia sukienka, czerwone buty pasujące do koloru szminki. Zapomniałem wspomnieć, że była bardzo blada. Nawet latem wydawała się stronić od słońca. To tylko potęgowało wrażenie. Ta kobieta, która już raz wystraszyła mnie śmiertelnie, stała w moim salonie, blada jak duch, z czerwoną szminką na ustach i czerwonymi butami na stopach, z głową przechyloną na bok, przemawiającą głosem dziecka. A potem, potem wyjęła z torebki pomarańczę. Powoli, patrząc na mnie, jakby chciała, żebym wziął ją od niej. Mój instynkt obronny miał właśnie przejąć kontrolę i kazać mi uciekać albo rzucić się na tę wariatkę, kiedy moja mama weszła do pokoju. Wiem, że to złudzenie, ale wydawało mi się, jakby mama wniosła ze sobą światło. Odetchnąłem z ulgą. Rose oczywiście wróciła do „normalnego” stanu. Miały zamiar wyjść razem na spacer, moja mama poszła się przygotować, a ona w tym czasie dręczyła mnie swoim szaleństwem.

Moi rodzice nigdy by mi nie uwierzyli, nie byłem pewien, co mam zrobić. W moim wieku nie mogłem nic zrobić, tak myślę. Ale przyrzekam, walnąłbym ją, gdyby się do mnie jeszcze raz zbliżyła.

Minął rok albo więcej bez żadnych wypadków. Przygotowywałem się do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych na studia. Miałem tam grać w koszykówkę, więc musiałem być w formie. Spędziłem lato poza domem, na obozie treningowym w mieście oddalonym o 60 kilometrów od mojego rodzinnego miasta. Ostatniej nocy na obozie wydarzył się ostatni incydent. Mój współlokator wyjechał dzień wcześniej, więc miałem pokój tylko dla siebie. Byłem podekscytowany zbliżającym się wyjazdem do Ameryki i nie mogłem zasnąć. Pokój mieścił się na trzecim piętrze, miał piękny balkon. Na zewnątrz było ciepło, więc wystawiłem krzesło, żeby tam sobie posiedzieć. Zaraz tego pożałowałem.
- Najwyższy czas, żebyś ze mną poszedł.
Myślałem, że narobię w spodnie. Minęło sporo czasu od ostatniego spotkania, ale takie coś zostaje z tobą na zawsze. Obróciłem głowę w prawo. Rose stała na barierce sąsiedniego balkonu. Nie na balkonie czy krześle, ale ma barierce. Nie wiem, jak utrzymywała równowagę. Balkon był co najmniej 15 metrów nad ziemią. A ona stała i trzymała w ręku pomarańczę. Ale tym razem owoc wydawał się zgniły, nie tak świeży jak poprzednim razem. Bałem się, że przeskoczy na mój balkon, dzielił ją około metr. Bałem się też, że zabije się przy tym, a ja będę winny. Nie miałem pojęcia, co się działo.
- Najwyższy czas, wiesz? - powiedziała dziecięcym głosem, z zamkniętą szczęką, ściśniętymi zębami wyłaniającymi się zza ust w kolorze świeżej krwi. Wyglądała na bledszą, głowę przechyliła jeszcze bardziej w lewo. Na nogach miała czerwone buty.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknąłem z desperacją i gniewem na kobietę, która była powodem mojej udręki. Miałem nadzieję, że ktoś mnie usłyszy i będzie świadkiem niepokojenia mnie przez tę wariatkę.
- Chcę tylko, żebyś znalazł się tam, gdzie należysz – odezwała się, nie rozwierając szczęki. Podniosła rękę w moją stronę, jakby chciała ofiarować mi na wpół zgniłą pomarańczę.
- Odwal się, wariatko. - Otworzyłem drzwi pokoju i wszedłem do środka. Usłyszałem:
- Przyjdziesz.
Trzasnąłem drzwiami. Doszedłem do wniosku, że Rose jest schizofreniczką. Może przejąłbym się bardziej, ale opuszczałem kontynent za kilka dni, sądziłem, że tam będę bezpieczny. Byłem w błędzie.

Wiem, że mam już ścianę tekstu, ale opiszę jeszcze skróconą wersję kolejnych wydarzeń. Przybyłem do USA, mieszkam tu od siedmiu lat. Zapomniałem o incydentach z Rose i poszedłem naprzód. Jedyny raz, kiedy pomyślałem o tej kobiecie, był podczas rozmowy z moją mamą. Powiedziała, że od kiedy wyjechałem, przestała się z nią przyjaźnić. Byłem zadowolony. Ostatnie siedem lat to najlepsze lata mojego życia. Ukończyłem studia z tytułem magistra, poznałem wspaniałą dziewczynę, no wiecie, było dobrze. Ale musiało się coś wydarzyć.

Jestem fanem nowych technologii, uwielbiam Apple'a (nie zastrzelcie mnie za to). No więc, to był ostatni piątek sierpnia, dwudziesty pierwszy, dzień wypuszczenia na rynek nowego iPhone'a 5. Czekałem przed sklepem, tak jak pięćdziesięciu innych ludzi. Byłem chyba piętnasty w kolejce. Pada deszcz, jest zimno. Stoję tam od czterech godzin. Drzwi w końcu się otwierają. Powoli się przesuwamy. Spoglądam na drugą stronę ulicy i momentalnie się zatrzymuję. Ludzie wpadają na mnie, słyszę narzekanie. Ale spływa to po mnie. Po drugiej stronie widzę kobietę w białej sukience z przekrzywioną głową i czymś pomarańczowym w ręce. Uśmiech na twarzy. Szminka tak czerwona, że widzę ją wyraźnie z dużej odległości. Nie mogę się poruszyć. Ktoś z tyłu popycha mnie i upadam. Kiedy zbieram się w sobie, dostrzegam, że kobieta znika za rogiem. Nie wstaję z ziemi. To była Rose. To była ona, przysięgam. Siedzę tam jeszcze przez kilka minut, podnoszę się i wchodzę do sklepu. Nic nie zostało. Przechodzę na drugą stronę ulicy. W miejscu, w którym ją zobaczyłem, leży zgniła pomarańcza. Tylko tyle. Po prostu zgniła pomarańcza. Zaczynam płakać, gdy wspomnienia wracają. Rozmyślam, czy moje życie będzie już zawsze śledzone przez jakąś maniaczkę. Jak ona w ogóle mnie znalazła?

Spędziłem kilka następnych godzin w pobliskiej kawiarni, popijając herbatę i zastanawiając się, czy jest jakieś logiczne wyjaśnienie. Rodzina i przyjaciele wiedzą, gdzie jestem, nie trzymam swojego miejsca pobytu w sekrecie. Śledziła mojego Facebooka? Moich przyjaciół? Czy przyjechała za mną, żeby mnie skrzywdzić? O co do diabła jej chodzi? Nie odpowiedziawszy sobie na te pytania, poszedłem do domu. Postanowiłem zatrzymać to dla siebie. Moja dziewczyna zauważyła, że coś jest ze mną nie tak, ale nie naciskała. Doszedłem do wniosku, że to było złudzenie, mój umysł się zgrywał, bo całą noc nie spałem, czekając w kolejce. Ponadto wtedy padało. Jak mogłem widzieć ją tak dobrze? A ta pomarańcza, to był po prostu zbieg okoliczności. Przekonałem samego siebie, że to wszystko było tylko moim wymysłem.

Ale dzisiaj przyszedł list. Dostaję dużo poczty, więc nie to jest niecodzienne. Jednak ta koperta nie miała adresu zwrotnego. Otworzyłem ją i doznałem szoku. Trzymałem zdjęcie z Polaroidu. Widniałem na nim ja, w kolejce przed sklepem. Tylko że było to zdjęcie zrobione przez osobę stojącą za mną. Dokładnie w momencie, w którym spoglądam przez ulicę. Wiem o tym, bo moja twarz na zdjęciu wyraża strach. Na odwrocie, czarnym długopisem napisano kilka słów: TERAZ ze mną pójdziesz.
Upuściłem zdjęcie i zapłakałem jak małe dziecko. Płakałem godzinami. Moja dziewczyna znalazła mnie w naszym pokoju, zwiniętego na łóżku, ze łzami cieknącymi po twarzy. Była przerażona, myślała, że umarł ktoś bliski, bo nigdy wcześniej nie widziała mnie płaczącego. Musiałem jej powiedzieć. Zacząłem opowiadać, opuszczając większość szczegółów, żebym mógł szybciej przejść do rzeczy. Kiedy mówiłem, ona robiła się coraz bledsza. Nie przerwała mi ani słowem. Gdy skończyłem, była biała jak duch. Potem zadała pytanie. Pytanie, które prawie sprawiło, że zemdlałem.
- Czy ta kobieta, trzymała w ręce... pomarańczę? - Zamarłem, ona zaczęła płakać jak nigdy wcześniej.
Długo rozmawialiśmy tej nocy. Jej opowieść wymagałaby tyle samo miejsca, a ja, szczerze mówiąc, jestem już zmęczony i prawie pewny, że nikt tego dokładnie nie przeczyta. Jestem także zagubiony. Zmieszany. Przerażony. Ale jeśli ktoś chce się dowiedzieć, dopiszę resztę. Napiszę w nadziei, że ktoś znajdzie rozwiązanie, odpowiedź. W tym momencie oboje się boimy, nie wiemy, co zrobić dalej. Policja to jakieś wyjście, ale co im powiemy? Nie wiem, boję się o siebie i o moją dziewczynę. Pomóżcie.

Dopisek:
No dobra, nie wiem, jak to opisać. To się stało znowu. Z tym wyjątkiem, że jej nie widziałem. Pozwólcie, że streszczę wydarzenia:
9.00 – Poszliśmy na komisariat. Powiedzieliśmy im wszystko, co wiemy, pokazaliśmy im zdjęcie. Chociaż zachowywali się przyjaźnie, wyjaśnili, że nie mogą dużo zrobić, co najwyżej opisać w aktach zgłoszenie o osobie, która (ich zdaniem) nie jest nawet w kraju. Oni sądzą, że pomyliłem ją z kimś innym, a zdjęcie to najpewniej jakiś żart. Zabrali fotografię i odnotowali zgłoszenie, na wypadek, że dojdzie do czegoś jeszcze. Doszło.
13.00 – Pojechaliśmy do miasta, gdzie ją zobaczyłem. Dotarliśmy na miejsce, ale nic nie znaleźliśmy. Nie wiem, czego się spodziewałem. Zostaliśmy tam chwilę.
18.30 – Jazda do domu. Frontowe drzwi były otwarte, ale to nic nadzwyczajnego, mieszkamy ze współlokatorami. Poszliśmy na górę do naszego pokoju. Był otwarty. Zawsze upewniamy się, żeby go zamknąć. A poza nami tylko właściciel domu ma klucz. Zawołałem, żeby upewnić się, czy nikogo tam nie ma. Bez odpowiedzi. Wygląda na to, że nasi współlokatorzy gdzieś wyszli. Weszliśmy do środka i zamarliśmy. Nasz pokój jest raczej mały, mieści się w nim podwójne łóżko i szafa. Więc co zobaczyliśmy? Poduszki na szafce, ręczniki na łóżku, prześcieradło na podłodze. Jest rozłożone. W centrum leżą dwie połówki pomarańczy i kawałek skórki. Mój laptop zwrócony jest w stronę drzwi, gra w kółko jedną piosenkę. Kiedy wychodziłem, był wyłączony i zabezpieczony hasłem. Piosenka to ulubiony kawałek z dzieciństwa, Africa Toto. Tapeta została zmieniona na zdjęcie z czasów, gdy byłem dzieckiem, a nie miałem go nawet na komputerze.
19.00 – Wezwaliśmy policję, przyjechali po piętnastu minutach. Zrobiłem kilka fotografii tego bałaganu, zanim przybyli. Twierdzą, że rozpoczną dochodzenie, ale sprawa nadal nie jest na tyle poważna, żeby zbierać odciski palców i inne dowody.
20.30 – Zanim odjechali, poinstruowali nas, żeby dzwonić, gdyby coś się wydarzyło, poradzili nam też zatrzymanie się na jakiś czas u przyjaciół, jeśli to możliwe.

Kilka kolejnych godzin przegadaliśmy, próbując rozwiązać tę zagadkę. Byliśmy wyczerpani fizycznie i psychicznie. Jutro porozmawiam z mamą na Skype i zobaczę, czy ona coś wie. W nocy spiszę opowieść mojej dziewczyny, ale wyślę ją jutro rano, jeśli nie zdążę skończyć na czas. Załączę zdjęcia, które zrobiłem, tyle mogę wam obiecać.

Autor to inaaace z reddit.
Polskie tłumaczenie dzięki  Amymone z paranormalne.

piątek, 25 października 2013

Ze świata Disney'a (1/2)

 ___________________________________

ZA DRZWIAMI DISNEY'A

Zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje z tymi dziecięcymi gwiazdami Disneya? Za szybko w show biznesie, od razu na pełnych obrotach, obserwowane przez cały świat. Jasne, możesz się z nich śmiać, że są dla małych, naiwnych dziewczynek. Tak właśnie jest. Ale to nie jest niewinny świat. To nie jest kolorowa rzeczywistość z gazet.

Pewnie znasz te historie. Załamania nerwowe po latach na szczycie. Zaczęło się od Britney Spears. Potem poszły kolejne gwiazdki. Te gwiazdeczki jednego sezonu, pamiętasz chociaż ich imiona? Demi Lovato – samookaleczanie, depresja, bulimia. Zaczęło się jak miała 12 lat. Miley Cyrus – dysfunkcyjna rodzina. Nagie zdjęcia. Zaczęła, gdy miała 14 lat. Wszystkich łączy to, że są lub były gwiazdami Disneya.

Powiem ci coś. To wszystko przeczytałam w anonimowym mailu, który dostałam pewnego ranka. Szukałam informacji o ludziach wychodzących z depresji – o tych ludziach, którzy są obserwowani przez fanów, paparazzich. Szukałam na różnych, również amerykańskich stronach. Mail był bardzo niepokojący. Przedstawię wam tu jego treść, przetłumaczoną na polski.

Od: ghostwriter@gmail.com
Do: *******@gmail.com
Temat: za drzwiami Disneya.

Hej. Widziałem, czego szukasz. Powiem ci szczerze, że podzielę się z tobą tymi informacjami z trochę egoistycznych pobudek: nie chcę już tego trzymać w sobie. Muszę kogoś tym obarczyć. Jesteś pewna, że chcesz to czytać?

Nieważne, jak mam na imię. Powiem tylko, że pracowałem w studiu Disney. Przyszedłem tam akurat, jak zaczynali kręcić te gówniane seriale dla małolatów: Hannah Montana, Czarodzieje z Waverly Place, Słoneczna Sunny. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałaś któryś z tych badziewi, ale pewnie w mniejszym lub większym stopniu słyszałaś o tych ‘gwiazdeczkach’. To tak naprawdę rozpieszczone gówniarze, ale powiem ci: cholernie im współczułem. Jak ja miałem 14 lat, to martwiłem się tylko tym, że mam za dużego pryszcza na brodzie lub czy dostanę się na domówkę do seniorów.
Zastanawiasz się może, skąd oni się biorą? Z reguły to dzieciaki z małych miast. Marzące o karierze, sławie, pieniądzach. O tak, dostają to wszystko. I jeszcze więcej. Spójrz w ich mętne oczy i sztuczne uśmiechy. Po oczach widać, czy uśmiech jest szczery. Ich – nigdy.

Oni nie dożyją trzydziestki. Wiem to. I myślę, że też to czujesz. Autodestrukcja. W jeszcze większym stopniu niż wszyscy inni. Możesz pomyśleć sobie, że przecież każdy był kiedyś młody. Jasne, ja też piłem piwo, czasem zajarałem fajkę lub zielsko. Ty pewnie też? Ale oni uciekają. Nieustannie.

Widziałem te dzieciaki i patrzyłem, jak podpisują własne akty zgonu. Dosłownie. Rodzicie pobieżnie czytali umowy, niewiele rozumiejąc. Jeśli raz się podpiszesz, jesteś ich na zawsze. Nawet, jak już cię przeżują, wyplują i zostawią. Już zawsze będziesz dzieckiem Disneya. Nie uciekną od tego. Biedne dzieciaki, naprawdę.

Ale dość tego trucia, przejdę do sedna. Wszystko co o nich słyszysz, jest zaplanowane. Celowo ich niszczą, a te dzieciaki, załamane jeszcze bardziej, sięgają głębiej. I potem widzisz siedemnastolatki chodzące po klubach bez majtek, uprawiające seks z przypadkowymi ludźmi, a następnego dnia uśmiechają się przy cukierkowych posterach swoich seriali. Cześć, jestem Hannah Montana. Jestem taka szczęśliwa.
Ktoś ich ciągle obserwuje. Chodzi za nimi. I tak zamyka się krąg. Uciekają. Wpadają w kolejne nałogi. Kariera się załamuje. Disney mówi: ŻEGNAM. A oni? Zamykają się w domach, w ciemnym pokoju oglądają seriale ze swoim udziałem. Uśmiechają się nieobecnie.

Słyszałaś o Andy Tornillo? Raczej nie. Na przełomie 2000/2001 miała być nową gwiazdą serialu pt. Amazing A. Typowy serial dla nastolatek, z chłopakami, szkołą w tle. Sama wiesz. Andy Tornillo, miała zaledwie 14 lat, ale była bystrą dziewczyną. Od początku czuła, że coś jest nie tak. Że obiecują jej za dużo. Że to się na niej zemści. Po podpisaniu umowy na pierwszy sezon serialu, Andy zaczęła czuć się coraz gorzej. Ciągle wymiotowała, miała ataki paniki, kilka razy zemdlała. W końcu dostała ataku serca. CZTERNASTOLATKA. Podobno coś wystraszyło ja na śmierć. W dłoni zaciskała kawałek papieru z nabazgranym ‘on mnie widzi’. Jak myślisz, kto?
Wiem, że to jest chaotyczne. Sam do dzisiaj nie wiem, KTO lub CO stoi na najwyższym szczeblu w tej cholernej stacji. To nie są niewinne seriale. To nie są bajki dla dzieci. Spójrz na ich twarze. Ich oczy proszą o pomoc.


Demi Lovato próbowała popełnić samobójstwo. Kilkukrotnie. Anonimowi ludzie z jej otoczenia wspominali, że podczas jej ratowania, dziewczyna rzucała się krzycząc: On tu jest! Pozwólcie mi uciec!. Jak myślisz... o kogo chodzi?

OPUSZCZONY PRZEZ DISNEY'A

Niektórzy z was mogli słyszeć, że Disney jest odpowiedzialny za przynajmniej jedno, żywe Miasto Duchów. Disney zbudował Wyspę Skarbów, ośrodek w Baker's Bay na Bahamach. NIE BYŁ wymarłym miastem od początku! Statki wycieczkowe Disneya zatrzymywały się w ośrodku i zostawiały turystów, aby wypoczęli w luksusie. I to jest FAKT. Sprawdźcie to sami. Disney włożył tam $30,000,000 ... tak, trzydzieści milionów dolarów. A potem porzucili.

Disney obwiniał płycizny (zbyt płytko dla ich statków), a nawet padło oskarżenie w stronę grupy pracowników, mówili, że skoro mieszkają na Bahamach, to są zbyt leniwi, aby wypełniać swoje obowiązki. I tu kończy się znana wersja tej historii. Powodem nie był ani piasek, ani tym bardziej lenistwo pracowników. Obie to tylko wygodne wymówki. Szczerze wątpię, aby miało to jakikolwiek związek z prawdą.

Czemu nie kupuję oficjalnej wersji? Przez Pałac Mowgliego. Niedaleko plażowego miasta zwanego Szmaragdową Wyspą w Północnej Karolinie, Disney zaczął budowę Pałacu Mowgliego pod koniec lat 90'. Pomysł zakładał ośrodek stylizowany na dżunglę z ogromnym, tak, zgadliście, PAŁACEM w centrum tego wszystkiego. Jeśli nie wiecie kim jest Mowgli, to lepiej przypomnijcie sobie Księgę Dżungli. To jedna ze starszych kreskówek Disneya. Mowgli jest porzuconym dzieckiem, wychowanym w dżungli przez zwierzęta i jednocześnie zastraszany/ścigany przez inne.
Pałac Mowgliego od początku był kontrowersyjnym przedsięwzięciem. Disney kupił ogromny, bardzo drogi teren pod budowę, wokół tych zakupów wybuchło kilka skandali. Lokalny rząd twierdził, że to "wspaniały obszar" na budowę domów dla ludzi, a potem zmienili zdanie i sprzedali wszystko Disneyowi. W pewnym momencie zburzono nawet dom, który dopiero co postawiono, bez wyjaśnienia. Ziemie zagarnięte przez rząd miały służyć budowie jakiejś fikcyjnej autostrady. Wiedząc już co się dzieje, ludzie zaczęli ją nazywać Autostradą Myszki Miki.

Pojawiły się plany. Kilku cwaniaczków zarządu Disneya zwołało zebranie miejskie. Chcieli wmówić wszystkim, jak dochodowy to będzie projekt. Kiedy pokazali projekt, ten gigantyczny Indyjski Pałac... otoczony DŻUNGLĄ... z załogą składającą się z kobiet i mężczyzn w skórach, z plemiennymi narzędziami... cóż, wystarczy, że napiszę, że ludziom oczy wyszły z orbit. Mówimy o ogromnym Indyjskim Pałacu, Dżungli i skórach nie tylko w centrum dość bogatego regionu, ale także w jakiś sposób ksenofobicznego, na południu USA. Była to dość sporna mieszanka.

Ktoś z tłumu chciał wejść na scenę, ale szybko wyniosła go ochrona, zdążył tylko połamać jedną z tablic na kolanie. Disney właściwie to samo zrobił z tą społecznością, złamał ją na kolanie. Domy zostały zrównane z ziemią, ziemia oczyszczona, i nikt nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Lokalna telewizja i gazety były przeciwko ośrodkowi od początku, ale jakieś chore powiązania marketingu Disneya z miejscowymi dały o sobie znać i wkrótce media zmieniły zdanie. W każdym razie, Wyspa Skarbów, Bahamy. Disney utopił w tym te miliony, a potem olał. To samo stało się z Pałacem Mowgliego. Ukończono jego budowę. Goście już nawet przebywali w ośrodku. Okolice były zalewane napływem turystów, co wzmagało napięcie i irytowało przyjezdnych.
I nagle wszystko się zatrzymało. Disney zamknął ośrodek i nikt nie wiedział co myśleć. Ale byli całkiem zadowoleni z tego powodu. Strata Disneya była całkiem zabawna dla ludzi, którzy nie chcieli tego od początku.

Szczerze mówiąc, to nie interesowałem się sprawą więcej, zamknęli to ponad dekadę temu. Mieszkam może ze cztery godziny drogi od Szmaragdowej Wyspy, więc tak naprawdę słyszałem tylko ploty i nie brałem ich na poważnie. I wtedy przeczytałem artykuł od kogoś, kto zwiedził Wyspę Skarbów i napisał o tym całego bloga, o wszystkich popierdolonych rzeczach, które tam znalazł. Rzeczy po prostu... zostawiono.
Wyposażenie roztrzaskane, powycierane, prawdopodobnie wszystko zniszczone przez rozgoryczonych pracowników, którzy stracili swoje posady. Całkiem prawdopodobne, że okoliczni mieszkańcu też brali w tym udział. Ludzie byli po prostu wściekli na Wyspę Skarbów tak, jak ci tutaj na Pałac Mowgliego.
Dodatkowo krążyły plotki, że Disney wypuścił wszystko ze swoich akwariów do pobliskich wód, gdy zamknęli ośrodek... wliczając rekiny. Kto nie chciałby na tym zarobić? Zmierzam do tego, że ten blog o Wyspie Skarbów dał mi do myślenia. Mimo, że wiele lat minęło od zamknięcia, pomyślałem, że może być fajnie trochę pozwiedzać Pałac Mowgliego. Zrobić kilka zdjęć, opisać swoje doświadczenia i pewnie wziąć coś ze sobą na pamiątkę. Nie powiem, żeby mi nie zależało, ale szczerze to zajęło mi rok, żeby się zebrać i tam pojechać. W ciągu tego roku, szukałem informacji o Pałacu... a raczej próbowałem znaleźć cokolwiek.
Oczywiście żadna oficjalna strona Disneya nie wspominała o tym ani słowem. Wszystko usunięto do cna. Co dziwi mnie jeszcze bardziej, nikt przede mną nie pomyślał o napisaniu bloga o pałacu albo wrzucić zdjęcia. Na żadnej ze stron lokalnej telewizji ani gazety nie było wzmianki o tym miejscu, ale można było się tego spodziewać, przecież byli za Disneyem. Przecież nie ośmieszaliby samych siebie, no nie? Ostatnio dowiedziałem się, że korporacje mogą poprosić Google, na przykład, o usunięcie linków z wyników wyszukiwania... w zasadzie bez powodu.
Więc to nie chodzi o to, że nikt nie mówił o ośrodku, ale o to, że ich wypowiedzi są niedostępne. Ostatecznie ledwo znalazłem ośrodek. Wszystko, co miałem, to stara jak cholera mapa, którą dostałem pocztą w latach 90'. Była to broszura promocyjna wysyłana do ludzi, którzy odwiedzili Disney World, a biorąc pod uwagę, że byłem tam w latach 80', to zapewne była bardzo aktualna. Nie miałem zamiaru na niej polegać. Po prostu leżała z książkami i komiksami z dzieciństwa. Przypomniałem sobie o niej kilka miesięcy po rozpoczęciu zbierania informacji, a potem kilka kolejnych tygodni, żeby ją znaleźć w schowkach rodziców. Ale ZNALAZŁEM ją.
Miejscowi nie pomogli, gdyż większość przeprowadziła się tu najwyżej parę lat temu... a ci starsi drwili ze mnie i robili niezbyt ładne gesty, gdy tylko mówiłem Gdzie znajdę Pałac.... Dojazd prowadził mnie przez niezwykle długi korytarz przerośniętych roślin tropikalnych, które najwyraźniej zdziczały i rozrosły się po tym obszarze mieszając się z lokalnymi gatunkami. Próbowały przejąć teren.

Byłem pod wrażeniem, gdy dotarłem do bramy frontowej. Potężna, monolityczna drewniana brama, której podpory po obu stronach wyglądały, jakby był wycięte z gigantycznych sekwoi. Sama brama w kilku miejscach była podziurawiona przez dzięcioły i przeżarta przez insekty. Na bramie wisiała metalowa tabliczka, jakiś byle jak odcięty kawałek z napisem wykonanym ręcznie czarną farbą: OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA. Od razu wiadomo, ze to robota dawnych mieszkańców lub pracowników, którzy chcieli w ten sposób wyrazić protest. Bramy były otwarte na tyle, aby dało się przez nie przejść, ale samochód się już nie zmieści.
Wziąłem aparat cyfrowy i mapę, na której tylnej okładce był plan ośrodka. W środku sytuacja z roślinami wyglądała tak, jak na zewnątrz. Drzewa palmowe były zaniedbane i stał poszarpane wśród swoich własnych kokosów. Banany tak samo, wokół pełno fermentujących owoców i owadów. Można to nazwać rodzajem konfliktu między porządkiem i chaosem, równo posadzone rzędy kwiatów i bylin, a z drugiej strony przerośnięte chwasty i śmierdzące, czarne grzyby.
Wszystko to, co zostało na zewnątrz, było zniszczone, gnijące drewno i kawałki bliżej nieokreślonych materiałów. To, co było najprawdopodobniej informacją turystyczną lub jakimś barem, teraz było kupą gruzu, zniszczone przez wandali, dobite kaprysami pogody. Jedną najbardziej interesujących rzeczy tutaj był posąg Baloo, przyjaznego niedźwiedzia z Księgi Dżungli, który stał na czymś w rodzaju dziedzińca przed głównym budynkiem. Machał powitalnie w zasadzie do nikogo, patrząc w dal z zabawnym uśmiechem, szczerząc zęby, ptasie odchody pokrywały praktycznie całą powierzchnię jego futra, natomiast na podstawie zadomowiły się winorośle.
Podszedłem bliżej głównego budynku - Pałacu - i zobaczyłem, że ściany pokryte są graffiti, a oryginalna farba się złuszczyła i odpadła. Drzwi wejściowe nie był po prostu otwarte, zostały wyjęte z zawiasów i ukradzione. Nad drzwiami, czy też nad tym, co nimi kiedyś było, ktoś ponownie namalował OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA. Chciałem wam opowiedzieć o tych wszystkich wspaniałościach, które znalazłem w Pałacu. Zapomniane posągi, porzucone kasy, żyjące w tajemnicy społeczeństwo bezdomnych żebraków... ale nie. Wnętrze budynku było tak puste, że miało się wrażenie, że ludzie ukradli nawet gzymsy.
Wszystko, co było zbyt duże, by to ukraść... lady, biurka, wielkie sztuczne drzewa... leżały wśród tej wypełnionej echem komnaty, która wzmacniała wszystkie dźwięki, a każdy mój krok wydawał się być strzałem z karabinu. Sprawdziłem plan piętra, po czym zwiedziłem wszystkie lokacje godne uwagi. Kuchnia była taka, jak można sobie wyobrażać... przemysłowa linia produkcyjna ze wszystkimi bajerami, nie oszczędzano na tym. Każda szklana powierzchnia była stłuczona, każde drzwi zdjęte z zawiasów, każda metalowa powierzchnia pognieciona i skopana. Całe to miejsce śmierdziało, jak stare szczyny. Wielka zamrażarka, teraz ani trochę niefunkcjonująca, miała rzędy pustych półek. Haki zwisały z sufitu, zapewne służyły do zawieszania mięsa.

Przystanąłem na chwilę, bo zauważyłem, że one się bujają. Poruszały się losowo, a ich ruchy był tak wolne i małe, że praktycznie niemożliwe do zauważenia. Stwierdziłem, że to przez dźwięk moich kroków odbijający się od ścian, więc zatrzymałem jeden z nich ręką, po czym ostrożnie puściłem, ale po chwili znów zaczął się bujać. Łazienki nie był w lepszym stanie, niż reszta. Tak, jak na Wyspie Skarbów, ktoś celowo rozwalił całe ceramiczne wyposażenie kokosami i innymi przyborami.
Na podłodze był jakiś centymetr zatęchłej, zjełczałej wody, wiec szybko stamtąd się oddaliłem. Dziwne było to, że wszystkie zlewy, muszle klozetowe (i bidety w łazienkach dla pań, tak, tam też poszedłem) kapały, ciekły, lub po prosty woda swobodnie z nich leciała. Logicznym było dla mnie że powinni odłączyć wodę już daaawno temu.
W ośrodku było bardzo dużo pomieszczeń, ale oczywiście nie miałem czasu zajrzeć do wszystkich. Tych kilka, do których zajrzałem, było równie zdemolowanych co reszta i nie spodziewałem się znaleźć tam czegokolwiek. Myślałem, że w jednym z pomieszczeń jest radio lub telewizor, bo wydawało mi się, że słyszę stamtąd jakąś rozmowę. Brzmiało jak szept, ale to pewnie mój oddech odbijający się echem albo znowu płynąca gdzieś woda, a mój umysł płatał mi figle. W każdym razie wydawało mi się, że słyszę coś takiego:
- No nie wierzę. - (krótka, niezrozumiała odpowiedź)
- Nie wiedziałem o tym, nie wiedziałem.
- Twój ojciec ci powiedział. - (niezrozumiała odpowiedź lub płacz)
Wiem, wiem, że to brzmi niedorzecznie. Tylko mówię, czego doświadczyłem, dlaczego pomyślałem, że coś się tam może dziać albo co gorsza, kilku włóczęgów się tam zaszyło i pewnie by mnie zadźgali. Znów przy drzwiach wejściowych Pałacu zdałem sobie sprawę, że nie znalazłem nic wartego uwagi i tylko zmarnowałem czas.
Gdy spojrzałem przez drzwi zauważyłem coś interesującego na dziedzińcu, co musiałem wcześniej przegapić. Coś, co było warte całego zachodu, nawet jeśli zrobiłbym tylko zdjęcie. Był tam bardzo realistyczny posąg pytona, długi na jakieś 25 metrów, wijący się wokół piedestału niedaleko centrum dziedzińca. Słońce już zaczynało zachodzić, więc światło padało na niego wprost idealnie, aby zrobić dobre zdjęcie. Podszedłem do pytona i strzeliłem fotkę. Stanąłem na palcach i zrobiłem następną. Podszedłem bliżej, żeby uchwycić szczegóły jego pyska. Powoli, jak gdyby nigdy nic, pyton uniósł głowę, spojrzał mi prosto w oczy, odwrócił się i ześliznął się z piedestału w trawę, w stronę drzew. Cały 25-metrowy wąż. Jego głowa dawno zniknęła w lesie zanim ogon w ogóle opuścił piedestał.
Disney wypuścił wszystkie ich egzotyczne zwierzęta na wolność. Na planie zauważyłem Reptilarium. Powinienem wiedzieć. Czytałem o rekinach na Wyspie Skarbów, i powinienem wiedzieć, że tutaj zrobią tak samo. Oniemiał, całkiem zgłupiałem. Chyba długo stałem z rozdziawionymi ustami zanim się ogarnąłem i wróciłem na Ziemię.

Mrugnąłem kilka razy i odsunąłem się od miejsca, gdzie był wąż, w stronę Pałacu. Nawet mimo faktu, że go już tu nie było, nie miałem ochoty ryzykować i wróciłem do Pałacu. Wziąłem kilka głębokich oddechów, wymierzyłem sobie kilka liści na otrzeźwienie. Rozejrzałem się za jakimś miejscem, gdzie mogę usiąść, bo moje nogi zachowywały się, jakby były z galarety. Oczywiście, że nie było gdzie usiąść. No chyba, że na dywanie z rozpitego szkła i liści albo na biurku, które pewnie zaraz by się załamało. Widziałem schody niedaleko głównego korytarza Pałacu, więc zdecydowałem się usiąść na nich i poczekać, aż poczuję się lepiej.
Schody był dość daleko od frontu budynku, więc były dość czyste, w zasadzie zbierały tylko kurz. Zdjąłem metalową tablicę ze ściany, znów z napisem OPUSZCZONY PRZEZ DISNEYA, do którego już zdążyłem przywyknąć. Położyłem ją na schodach i usiadłem na niej, żeby się zbytnio nie pobrudzić. Schody prowadził w dół, do piwnicy. Używając lampy aparatu, jako improwizowanej latarki, zdołałem dostrzec, że schody kończyły się metalowymi drzwiami zamkniętymi na kłódkę.
Znak na drzwiach... taki prawdziwy znak... TYLKO MASKOTKI! DZIĘKUJĘ!. Zebrałem się w sobie, z dwóch powodów. Po pierwsze, miejsce tylko dla maskotek z pewnością zawierało coś interesującego... Po drugie, kłódka była na swoim miejscu. Nikt tam nie wchodził. Ani wandale, ani rabusie, nikt. Było to jedyne miejsce, które mogłem naprawdę zwiedzić i znaleźć coś wartego sfotografowania, pożyczenia. Przybyłem do Pałacu zgadzając się ze sobą, że wzięcie czegoś stąd nie będzie niczym złym, bo przecież to miejsce jest opuszczone.
Sforsowanie kłódki nie zajęło mi dużo czasu. Chociaż nie. Nie zajęło dużo czasu oderwanie metalowej płytki, do której kłódka była przyczepiona. Czas i rdza zrobiły swoje, udało mi się odgiąć płytkę i wyrwać śruby ze ściany - widocznie nikt wcześniej o tym nie pomyślał albo nie był w stanie tego zrobić. Miejsce tylko dla maskotek było zaskakującą i bardzo miłą odmianą w porównaniu do tego, co już widziałem.
Po pierwsze, co druga lub co trzecia lampa jarzeniowa jeszcze działała, nawet jeśli migała i gasła co chwilę.
Po drugie, niczego nie ukradziono albo zniszczono, chociaż czas już zrobił swoje. Na stołach był notatniki i długopisy, były też zegary... nawet zegar czasu pracy pełny podbitych kart pracowników. Krzesła stały porozrzucane po pokoju. Był nawet pokój wypoczynkowy ze starym, zamocowanym na stałe telewizorem i już dawno spleśniałe jedzenie i napoje na półkach. Było jak w jakimś post-apokaliptycznym filmie, gdzie wszystko zachowało się w stanie sprzed ewakuacji.
Gdy tak chodziłem krętymi korytarzami miejsca tylko dla maskotek, widoki stawały się coraz bardziej interesujące. Biurka i stoły były powywracane, kartki papieru porozrzucane i prawie przyrośnięte do brudnej podłogi, a pleśń już prawie całkiem zasłaniała czerwoną wykładzinę. Wszystko wydawało się kruche. Cokolwiek z drewna rozpadało się, gdy przyłożyłem nawet niewielką ilość siły, ubrania wiszące na wieszakach w jednym z pomieszczeń po prostu się rozpruwały, gdy tylko je dotknąłem. Najbardziej denerwowało mnie to, że światło było coraz rzadsze, a coraz mniej lamp działało im dalej zagłębiałem się w wilgotne, ciemne korytarze tego miejsca.
W końcu dotarłem do drzwi w czarno-żółte paski z napisem PRZYGOTOWANIE POSTACI 1. Drzwi nie były otwarte. Wywnioskowałem, że pewnie tutaj trzymali kostiumy i zdecydowanie chciałem mieć zdjęcie tego cuchnącego burdelu. Jakbym się nie starał, drzwi stały nieruchomo. Tak było dopóki się nie poddałem i nie zacząłem wracać. Usłyszałem ciche kliknięcie, a drzwi otworzyły się powoli z piskiem.
W środku było kompletnie ciemno. Czarno. Użyłem lampy aparatu, żeby poszukać włącznika światła przy drzwiach, ale nie było tam nic. Kontynuowałem poszukiwania, moje podekscytowanie zniszczyło głośnie elektryczne brzęczenie. Rzędy świateł nade mną nagle się zapaliły, migocząc jak wszystkie inne, które minąłem. Chwile potrwało, zanim moje oczy się przyzwyczaiły i wyglądało na to, że światło będzie coraz jaśniejsze, aż eksplodują świetlówki... ale właśnie, kiedy myślałem, że osiągną najjaśniejsze stadium, światła lekko przygasły i się ustatkowały.
Pokój był taki, jak sobie wyobraziłem. Różne kostiumy Disneya wisiały na ścianach, tak upchane i nagromadzone, że wyglądały jak rysunkowe zwłoki zwisające z niewidzialnej pętli. Było pełno strojów skórzanych i innych lokalnych na wieszakach z tyłu. To, co wydało mi się dziwne i co chciałem od razu sfotografować, to kostium Myszki Miki na środku pokoju. W przeciwieństwie do innych przebrań, leżał na podłodze na plecach, jak ofiara morderstwa. Futro na stroju było przegniłe i liniało, tworząc łyse łaty. Jeszcze dziwniejsza była kolorystyka kostiumu. Wyglądała, jak negatyw oryginalnej Myszki Miki. Czarny w miejscu białego i biały w miejscu czarnego. Czerwone elementy jego stroju były niebieskawe.
Widok był na tyle odpychający, że zostawiłem robienie zdjęć na sam koniec. Zrobiłem zdjęcie kostiumów wiszących na ścianie. Od góry, od dołu, z boku, aby pokazać wszystkie te wstrętne, rysunkowe twarze, niektórym brakowało plastikowych oczu. Wtedy postanowiłem upozorować scenę. Położyć jedną z tych przemoczonych głów na śliskiej, brudnej podłodze. Sięgnąłem po głowę kostiumu Kaczora Donalda i ostrożnie ją zdjąłem, żeby mi się czasem nie rozpadła w rękach. Spojrzałem na wielkooką twarz butwiejącej głowy, usłyszałem głośne stuknięcie i aż podskoczyłem przestraszony.

Spojrzałem w dół na swoje stopy, między nimi była ludzka czaszka. Wypadła z głowy maskotki i roztrzaskała się koło moich butów; została tylko pusta twarz i żuchwa, patrzyły na mnie. Rzuciłem natychmiast głowę Kaczora, i jak się pewnie spodziewaliście, udałem się w stronę drzwi. Stanąłem w drzwiach i spojrzałem jeszcze raz na czaszkę na podłodze.

Muszę zrobić zdjęcie.
MUSZĘ, z jakiegokolwiek, nawet śmiesznego powodu.
Muszę mieć dowód tego, co się stało, zwłaszcza, że Disney jakoś się wywinął.

Nie miałem wątpliwości, od samego początku, że nawet jeśli to było karygodne zaniedbanie, to Disney był za to ODPOWIEDZIALNY.

Wtedy Miki, jego negatyw, przeciwieństwo Mikiego na środku podłogi, zaczął się podnosić. Najpierw usiadł, potem wstał, kostium Myszki Miki... lub cokolwiek w nim było, stało w centrum pomieszczenia, jego sztuczna twarz była wpatrzona prosto we mnie, ja tylko mamrotałem w kółko Nie...nie...nie...nie... Z roztrzęsionymi dłońmi, sercem, które prawie wyrywało się z klatki piersiowej i nogami, które znów miałem jak z waty, uniosłem aparat i wycelowałem obiektyw w to stworzenie, które teraz tylko na mnie patrzyło. Wyświetlacz aparatu pokazał tylko martwe piksele w miejscu, gdzie stała ta kreatura. Dokładna sylwetka kostiumu Myszki Miki. Aparat trząsł mi się w rękach rozmazując martwe piksele, mącąc kontury Mikiego na wyświetlaczu. Nagle aparat padł. Był... popsuty. Znów spojrzałem na kostium Myszki Miki.
- Hej - powiedział cichym, perwersyjnym, ale idealnie odwzorowanym głosem Myszki Miki - Chcesz, żebym zdjął głowę?
Zaczęło ściągać swoją głowę, swoimi niezdarnymi, zakutymi w rękawiczki palcami, zaczynając od szyi, szarpiącymi, niecierpliwymi ruchami podobnymi do ruchów rannego człowieka próbującego wydostać się ze szczęk drapieżnika... Po jego karku zaczęła spływać krew... dużo krwi... Dużo gęstej, grudkowatej, żółtej krwi...
Odwróciłem się i usłyszałem odrażający odgłos rozrywanego ubrania i ciała... w głowie miałem tylko, aby się stąd wydostać. Nad drzwiami tego pomieszczenia zobaczyłem ostatnią wiadomość, wyrytą w metalu kością lub pazurem... OPUSZCZONY PRZEZ BOGA.

Nigdy nie widziałem zdjęć z aparatu.
Nigdy nic o tym nie napisałem.
Uciekłem z tego miejsca, żeby nie zwariować, już wiem czemu Disney nie chciał, aby ktokolwiek wiedział o tym miejscu.
Nie chcieli, żeby ktoś taki jak ja się tam dostał.
Nie chcieli, żeby coś takiego się stamtąd wydostało.

tłumaczenie dzięki Lestatt Gaara z paranoir.

__
kolejna część TUTAJ

piątek, 4 października 2013

Pop-Up

Chciałbym wam opowiedzieć historię, która przydarzyła mi się około miesiąc temu. Wszystko zaczęło się gdy siedziałem przed komputerem, jak zwykle przeglądając różne strony w internecie. W pewnym momencie na monitorze pojawiła się reklama pop-up [wyskakujące okno – przyp. tłum.] ze zdjęciem uśmiechniętego mężczyzny na czarnym tle i napisem Gratulacje! Zostałeś wybrany na zwycięzcę!. Reklama wyskoczyła na jednej ze stron, na które często wchodzę. Nie przywiązałem do niej zbytniej uwagi i wyłączyłem ją. Gdy wszedłem na następną stronę, ta reklama znów się pojawiła. Powtarzało się to na kilku następnych stronach, aż się wkurzyłem i wyłączyłem stronę, którą przeglądałem. Wszystko zaczęło być dziwne gdy wszedłem na YouTube. Zwykle na tej stronie nie pojawiają się żadne pop-upy, przynajmniej ja się z nimi tu nie spotkałem. Jednak teraz wyskoczył właśnie ten pop-up. Wtedy się zaniepokoiłem. Zacząłem wchodzić na różne strony, nawet Google – za każdym razem pojawiało się to samo.

Przestraszyłem się, że mój komputer ma jakiegoś wirusa, więc go przeskanowałem. Po długim i żmudnym procesie antywirus nic nie wykazał – komputer wydawał się być w porządku. Jednak ta pieprzona reklama nie zniknęła, więc zresetowałem komputer. Niestety, bezskutecznie, bo to cholerstwo nadal tam było. To było już irytujące, szczególnie ten uśmiechnięty facet, którego mógłbym opisać jako „wilka w owczej skórze”. Nie było w nim nic ciepłego ani przyjaznego i mógłbym przysiąc, że jego uśmiech był udawany. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, ale przyszło mi do głowy, że reklama zniknie, jeśli na nią kliknę, a potem wyłączę stronę. Kliknięcie zamknęło reklamę i otworzyło nową kartę, na której nie było nic więcej poza linkiem do pobrania. W normalnej sytuacji po prostu bym to wyłączył, ale zauważyłem, że plik nazywał się Prize.rar. Z tego co wiem, pliki .rar są nieszkodliwe, dopóki się ich nie rozpakuje. Zaciekawiło mnie to. Ściągnąłem plik, żeby go zbadać i przeskanowałem go antywirusem, który nic nie wykrył. Obejrzałem zawartość pliku poprzez WinRAR i znalazłem tylko plik tekstowy nazwany Prize.txt.
"Plik tekstowy? To wszystko? Pliki tekstowe chyba nie mogą być zawirusowane" - pomyślałem. Być może się myliłem, ale skoro antywirus nic nie wykrył, rozpakowałem go i otworzyłem. Tak, jak się spodziewałem, plik zawierał tylko krótki tekst, ale nigdy nie zapomnę tego uczucia w żołądku.

Gratulacje, zostałeś wytypowany na szczęśliwego zwycięzcę tego miesiąca! Nagroda została przygotowana dla ciebie i zostanie dostarczona pod podany adres...poniżej był mój dokładny adres. Kilka sekund później ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Siedziałem nieruchomo przez kilka minut, podczas gdy walenie nie ustawało. Nie wiem ile upłynęło czasu, aż się skończyło. Jak wspomniałem wcześniej, działo się to miesiąc temu i od tego czasu nie wydarzyło się nic podobnego. Ja jednak wciąż się boję, wiedząc, że ktokolwiek to był, wie gdzie mieszkam. Pomyślałem, że podzielę się z wami tą historią, żeby ostrzec was przed reklamą. Jeśli zdecydujecie się pobrać ten plik, upewnijcie się, że macie zamknięte drzwi i nie otwierajcie ich. Cokolwiek było po drugiej stronie, na pewno nie miało dobrych intencji.

Tłumaczenie: Snorlax z paranormalne.

czwartek, 12 września 2013

"Wyspa Niedźwiedzi", czyli najstraszniejsza wieczorynka wszechczasów!

W ostatnich latach, wspominając ze znajomymi lata wczesnej młodości, często schodziliśmy na tematy kreskówek. Oprócz standardowych "bajek" z okresu PRL takich jak Reksio, oraz produkcji Cartoon Network, jak Atomówki, co jakiś czas każdy z nas wspominał wieczorynkę emitowaną w latach 90-tych na TVP1. Bohaterami kreskówki byli niedźwiedź i królik podróżujący po świecie w balonie. Co ciekawe - nikt nie pamiętał tytułu, fabuły kreskówki, oraz - co najważniejsze - zakończenia. Każdy (powtarzam: każdy) wspominał natomiast specyficzne uczucie, jakie wywoływała w nim bajka, a szczególnie jej intro. Psychodeliczna, ambientowa muzyka, nietypowa technika animacji (niedźwiedź poruszający się "krokiem księżycowym"), mroczny klimat... to wszystko składało się na uczucie co najmniej niepokoju, jaki towarzyszył oglądaniu tego zwłaszcza przed pójściem spać.

Nadmiar wolnego czasu spowodował, że długo błąkałem się po internecie, zwłaszcza po forach i portalach "nostalgicznych", gdzie moje pokolenie wspomina lata swojego wczesnego dzieciństwa. Jak się dowiedziałem, nie my jedni mieliśmy problem z wieczorynką. Cała masa internautów wspominała psychodeliczny klimat kreskówki i - co ciekawe - podobnie, jak wśród moich znajomych, mało kto pamiętał tytuł.
W końcu komuś udało się go zdobyć - animacja nosi tytuł Wyspa niedźwiedzi (fr. L'Ile Aux Ours).

"Wyspa niedźwiedzi" opowiada historię zamaskowanego niedźwiedzia polarnego Ediego, który dorasta wśród królików, zajmując się roznoszeniem poczty. Pewnego dnia na wyspę przybywa duszek Ok, który oznajmia Ediemu, że bohater tak naprawdę pochodzi z Wyspy Niedźwiedzi i powinien na nią ruszyć. Edi, wraz ze swoim przyjacielem - królikiem Maxem i Okiem, wyruszają w podróż balonem, by odnaleźć miejsce, skąd pochodzą niedźwiedzie. Na ich drodze stają piraci podróżujący sterowcem, oraz "Pogodotwórcy", o których więcej znajdziecie w dalszej części tekstu. Niestety, w sieci można znaleźć tylko dwa odcinki Wyspy, wystarczą one jednak do wyjaśnienia fenomenu tej kreskówki.

Kreskówka, mimo ciekawej fabuły i "sympatycznych" zwierzaków, zdecydowanie nie nadaje się na dobranockę, którą oglądają przecież często dzieci poniżej 8 roku życia. Jest dokładnie tak, jak w moich wspomnieniach - psychodeliczne, niepokojące intro (w wersji polskiej śpiewane przez Alibabki) doskonale oddaje nastrój tego, co znajdziemy "w środku". Postacie sprawiają wrażenie przerysowanych, poruszających się pokracznie. Główny bohater - zamiast wzbudzać sympatię - nieraz przeraża swoją mimiką i "gumowymi rękoma". Max ma ciągle ten sam wyraz twarzy, zachowuje się jak pod wpływem narkotyków. Ok także skrywa pewne tajemnice. Sama jego wiedza o zaginionej Wyspie jest podejrzana. Sceneria zdecydowanie nie nadaje się do oglądania dla widzów najmłodszych - nagłe zmiany pogody ze słonecznej na burzę, mroczne lokacje takie jak cmentarzysko balonów, oraz dziwne pomieszczenia, które - mimo iż na pierwszy rzut oka są różne - wyglądają, jakby coś je ze sobą łączyło. Całości dopełnia mroczna muzyka, podchodząca nie raz pod Dark Ambient.

Kolejną rzeczą, która przykuwa uwagę widza, jest zdecydowana przewaga czarnych charakterów. Mamy tu:
-piratów, próbujących pojmać Ediego i sprzedać go na targu niewolników. Ich twarze są pokraczne, przypominają nieco zmutowane krokodyle. Stosują wymyślne tortury, takie jak wyrywanie kości (!)
-"Pogodotwórców", mroczne bóstwa sił natury. Starają się uniemożliwić bohaterom odnalezienie Wyspy z powodu przepowiedni, mówiącej o końcu ich panowania wraz z dotarciem na Wyspę niedźwiedzia w masce. Szczególnie okrutni są słudzy Małpy Tropik, jednego z pogodotwórców. Mowa o Smokach Wampirach, jednych z najmroczniejszych stworzeń, jakie kiedykolwiek pojawiły się w filmach animowanych.
-doktora Lękusa, szalonego naukowca, który w poszukiwaniu "eliksiru okrucieństwa" przeprowadza bolesne eksperymenty na zwierzętach.

W całej kreskówce można znaleźć także handlarzy niewolnikami, profesjonalnych zabójców i łowców nagród. To, co odróżnia czarne charaktery w Wyspie od innych kreskówek, to - poza specyficznym wyglądem i niezrozumiałą grozą bijącą od nich - ich ilość. Zazwyczaj bajki dla dzieci przedstawiają głównych bohaterów żyjących w spokojnej, pogodnej krainie, której zagraża jakieś niebezpieczeństwo. Czarny charakter zazwyczaj jest jeden, a nawet jeśli nie, to i tak "dobrych" jest więcej. Tutaj jedynymi pozytywnymi postaciami są groźne wyglądający miś polarny, królik z kamienną twarzą i tajemnicza zjawa.

Kolejną ciekawą sprawą jest świat przedstawiony w kreskówce. Akcja rozgrywa się przede wszystkim w powietrzu, nad morzem, jednak wszyscy bohaterowie wydają się obawiać kontaktu z wodą. Świadczą o tym chociażby piraci podróżujący nie statkiem, lecz sterowcem. Bohaterowie, odnajdując jaskinię pełną telewizorów, toalet i innych produktów ludzkiej cywilizacji, wspominają o "Pierwszym Trzęsieniu Ziemi". Czy to dlatego nie ma tam żadnych ludzi? Czyżby wszyscy wyginęli, a woda była skażona, więc nie można się do niej zbliżyć? No i kim jest Ok, który posiada dużą wiedzę o czasach sprzed kataklizmu? Wygląda na to, że duszą człowieka. Wizja postapokaliptycznego świata rządzonego przez zwierzęta jest być może ciekawa, ale raczej nie dla dorastających dzieci.

Mamy więc psychodeliczną kreskówkę, epatującą okrucieństwem, apokalipsą, przerażającymi eksperymentami medycznymi i wszechobecnym mrokiem, za który najprawdopodobniej odpowiedzialni są chciwi i zawistni bogowie - pogodotwórcy. Dodajmy, że kreskówkę przeznaczoną dla widzów najmłodszych. Kto stoi za jej produkcją? Strona studia animatorskiego odpowiedzialnego za Wyspę nie istnieje, podobnie jak żadna poświęcona bajce - co w dzisiejszych czasach wydaje się niezwykłe. Jedyne wiarygodne informacje, do jakich udało mi się dotrzeć, sugerują, że za projekt odpowiada niejaki Jacques Peyrache. Być może chciał stworzyć coś ciekawego, ale nie przewidział jak odbiorą to najmłodsi widzowie? Taka odpowiedź byłaby prawdopodobna, gdyby nie jeden drobny szczegół.

Jacques Peyrache jest psychiatrą dziecięcym.

cr: themodders.org
_______________________________________________________________________________
Na polskim nostalgicznym portalu karawana.eu znalazłam ciekawy felieton na temat owej bajki. Pozwolę go sobie przytoczyć.
Wyspa Niedźwiedzi (fr. L’Ile Aux Ours) była animacją wyświetlaną w naszym kraju w drugiej połowie lat 90. Na sam tytuł natknąłem się przypadkiem, przeglądając w internecie fora o tematyce nostalgicznej. Na jednym z nich została wspomniana bajka, która zdaniem autora była na swój sposób psychodeliczna i najzwyczajniej w świecie straszna. Po obejrzeniu zdjęcia, które widzicie powyżej, zrozumiałem, że także pamiętam ta dobranockę – i także żywię z nią dziwne wspomnienia. Nie ja jeden zresztą, bo jak się okazuje, wielu wspomina ją podobnie. Zapraszam więc do lektury, w której rozłożę tą cudaczną produkcję na czynniki pierwsze.

[...] co jakiś czas każdy z nas wspominał wieczorynkę emitowaną w latach 90-tych na TVP1. Bohaterami kreskówki byli niedźwiedź i królik podróżujący po świecie w balonie. Co ciekawe – nikt nie pamiętał tytułu, fabuły kreskówki, oraz – co najważniejsze – zakończenia. Każdy (powtarzam: każdy) wspominał natomiast specyficzne uczucie, jakie wywoływała w nim bajka, a szczególnie jej intro.
Psychodeliczna muzyka, nietypowa technika animacji (niedźwiedź poruszający się “krokiem księżycowym”), mroczny klimat… to wszystko składało się na uczucie co najmniej niepokoju, jaki towarzyszył oglądaniu tego zwłaszcza przed pójściem spać.


Samo zakończenie, o którym wspomina wypowiadający się, jest dostępne na polskiej Wikipedii (KILK), jednak, aby uniknąć spoilerów, zostanie przeze mnie pominięte.

Na rozpoczęcie bajka wita nas taką oto piosenką (którą w polskiej wersji wykonywał zespół Alibabki):

Na wyspie tej królika z duszkiem można spotkać
Wyspa Niedźwiedzi to nie plotka
Uwierzyć chciej oglądać film ten to jest gratka
Na wyspie tej balony będą niczym jabłka
Wyspa niedźwiedzi to nie plotka
Uśmiechnij się tysiące przygód ciebie spotka
Tę wyspę pokochasz
Tutaj śmiech wśród zmartwień znajdziesz też
Lecz się nie przejmuj, niedźwiedź Edi swych przyjaciół ma
Grzecznie siądź na wyspie z nami bądź
Przeżywaj z Edim bo to właśnie dla was jest ten film
Wyspę niedźwiedzi przedstawiamy!
Najwyższy czas poznać w filmie mnóstwo zdarzeń
Miliony przygód oraz marzeń
Oglądaj nas przeżyjesz z nami tysiąc wrażeń
Na Wyspie Niedźwiedzi
Oglądaj nas...

Intro w polskiej wersji

Pomijając sam tekst (który, gdyby się przyjrzeć i tak brzmi niecodziennie), utwór jest wykonany w specyficzny sposób, utrzymujący nastrój tajemnicy i niepokoju. Jak pisze jeden z uczestników dyskusji:

[...] Przy czym Buka była straszna i jak ją widziałem w TV, to gasiłem dobranockę i uciekałem z pokoju. Natomiast Wyspa Niedźwiedzi była z jednej strony dziwna, ale strasznie przyciągała – już sama piosenka z intra tworzyła taki straszny nastrój. Oglądając każdy odcinek zawsze odrobinę bałem się, ale coś mnie trzymało do końca i oglądałem jak zaczarowany. Nie czułem strachu, ale lekki, natomiast ciągły niepokój.

Kolejnym, “niepokojącym” aspektem animacji była, nomen omen, sama animacja. Stworzona przez studio Pixibox prawdopodobnie jako pierwsza wplotła w opowieść modele trójwymiarowe, co, trzeba przyznać, na owe czasy wyglądało na swój sposób niesamowicie – bohaterowie poruszali się nienaturalnie i pokracznie, mieli też dość kanciaste kontury.
Jednak to nie musi przesądzać, że produkcja była straszna – niepokój spowodowany grafiką był raczej efektem tego, że jako dzieci byliśmy przyzwyczajeni do klasycznej oprawy wizualnej pokroju Smerfów, a to co nowe i nieznane, zawsze wydawało nam się dziwne. W tym momencie swoje cztery grosze dorzuca jednak muzyka, która była delikatnie depresyjna i zahaczająca o dark ambient. Czasem w utworach słychać nawet poprzeplatane i wytłumione krzyki, w każdym motywie muzycznym można dosłyszeć chórki z syntezatora – o ile specyficzna animacja i design postaci mogły się wybronić nowatorską technologią, o tyle taka oprawa dźwiękowa jest najzwyczajniej czymś niespotykanym w klasycznych bajkach.

Przy okazji samych autorów pojawia się jednak pierwsze z wielu dziwnych zjawisk – w dorobku grupy na serwisie imdb.com nie umieszczono żadnej informacji, jakoby Pixibox pracował nad Wyspą Niedźwiedzi .

Zgłębiając dalej bajkę dochodzimy do fabuły, która zaczyna się dość niepozornie. Pewnego dnia na archipelag Królików trafia pudełko z tajemniczym rozbitkiem. Jak się okazuje jest to niedźwiedź w masce, którego sympatyczne króliki, mimo ostrzeżeń czarownika postanawiają zatrzymać. Edi, bo tak został nazwany rozbitek zamieszkał na wyspie, dorastając wśród królików i zajmował się roznoszeniem poczty.Jego przyjacielem zostaje młody Max. Pewnego dnia niedźwiedź znajduje butelkę w której mieszka duch o imieniu Ok. Ten wyjawia Ediemu tajemnicę, według której Edi powinien udać się na tytułową Wyspę Niedźwiedzi. Jak to w bajkach bywa, staje się to pretekstem do rozpoczęcia przez trójkę znajomych podróży po zarówno znajomym, jak i obcym widzowi świecie.

Pomimo sympatycznego początku, z czasem kreskówka staje się coraz mniej szablonowa. Rzeczą, która przykuwa uwagę widza, jest zdecydowana przewaga czarnych charakterów. Pośród nich widzimy:

- Piratów, próbujących pojmać Ediego i sprzedać go na targu niewolników. Ich twarze są pokraczne, przypominają nieco zmutowane krokodyle. Stosują wymyślne tortury, takie jak wyrywanie kości (!)

- “Pogodotwórców”, mroczne bóstwa sił natury. Starają się uniemożliwić bohaterom odnalezienie Wyspy z powodu przepowiedni, mówiącej o końcu ich panowania wraz z dotarciem na Wyspę niedźwiedzia w masce. Szczególnie okrutni są słudzy Małpy Tropik, jednego z pogodotwórców. Mowa o Smokach Wampirach, jednych z najmroczniejszych stworzeń, jakie kiedykolwiek pojawiły się w filmach animowanych.

- Doktora Lękusa, szalonego naukowca, który w poszukiwaniu “eliksiru okrucieństwa” przeprowadza bolesne eksperymenty na zwierzętach. Wielu forumowiczów kojarzyło jego postać z nazistowskim doktorem Mengele. W jednym z odcinków dostępnych na youtube widzimy jego eksperymenty na Maxie, któremu wprowadza za pomocą zastrzyku wspomniany eliksir.

W całej kreskówce można znaleźć także istoty parające się profesjami, których nie spotyka się na co dzień w kreskówkach – tak więc swoje gościnne występy zaliczają handlarze niewolnikami czy łowcy nagród. Jak już wspomniałem to, co odróżnia czarne charaktery w Wyspie od innych bajek, to – oprócz ich nietypowych zajęć i wyglądu – ich ilość. Zazwyczaj bajki dla dzieci przedstawiają głównych bohaterów żyjących w sielskim i spokojnym świecie któremu zagraża jasno określone zło, dowodzone przez jeden główny czarny charakter, wspierany przez swoich siepaczy. Najczęściej też postaci negatywne napotykają opór wszystkich mieszkańców krainy, miłujących dobro i spokój. W przypadku Wyspy jedynymi pozytywnymi personami są dziwnie poruszający się niedźwiedź polarny, królik i tajemnicza zjawa, która zna zdecydowanie zbyt wiele tajemnic.

Równie ważną kwestią jest świat przedstawiony w kreskówce. Trójka przyjaciół w pewnym momencie, odnajduje jaskinię pełną ludzkich przedmiotów użytku codziennego, wspominają o “Pierwszym Trzęsieniu Ziemi”. Czy to dlatego nie ma tam żadnych ludzi?
Pomimo tego, że bohaterowie niemal non stop podróżują szlakami morskimi, robią to przy pomocy machin latających, zupełnie jakby w wodzie czaiło się coś strasznego. Padła też sugestia, jakoby miało to jakiś związek ze skażeniem zbiorników wodnych.
Wizja postapokaliptycznego świata rządzonego przez zwierzęta jest być może ciekawa, ale raczej nie jest to materiał na dobranockę dla dzieci.

Mamy więc psychodeliczną kreskówkę, epatującą okrucieństwem, apokalipsą, przerażającymi eksperymentami medycznymi i wszechobecnym mrokiem, za który najprawdopodobniej odpowiedzialni są chciwi i zawistni bogowie – pogodotwórcy. Kto stoi za jej produkcją? Strona studia animatorskiego odpowiedzialnego za “Wyspę” nie istnieje, podobnie jak żadna poświęcona bajce – co w dzisiejszych czasach wydaje się niezwykłe. Jedyne wiarygodne informacje, do jakich udało mi się dotrzeć, sugerują, że za projekt odpowiada niejaki Jacques Peyrache. Być może chciał stworzyć coś ciekawego, ale nie przewidział jak odbiorą to najmłodsi widzowie? Taka odpowiedź byłaby prawdopodobna, gdyby nie jeden drobny szczegół.
Jacques Peyrache jest psychiatrą dziecięcym.

Wyspa Niedźwiedzi jest jednocześnie przyciągającą, jak i niespotykaną (jak na dzisiejsze standardy) produkcją, która dodatkowo po latach została owiana tajemnicą. W dobie wszechobecnego dostępu do danych za pośrednictwem internetu o wspomnianej bajce i jej twórcach wiemy naprawdę niewiele, zaś informacje, które zostały już ujawnione budzą mieszane uczucia. Jeśli powyższy artykuł zainteresował cię na tyle, ze postanowiłeś samemu dowiedzieć się czegoś więcej o ww. produkcji, na serwisie youtube wciąż można znaleźć pojedyncze odcinki kreskówki oraz polską czołówkę.

Zdaję sobie sprawę, że powyższe stwierdzenia, domysły i osądy brzmią, jak na bajkę dla dzieci, dość niesamowicie – jednak chciałbym tu podkreślić fakt, że wszystko, co zostało tu spisane, zostało wypowiedziane przez uczestników dyskusji, którzy mieli do czynienia z Wyspą Niedźwiedzi jako dzieci – jest jedynie tym, jak ją zapamiętali (a co za tym idzie – jak ją odbierali jako małe berbecie), a nie tym co faktycznie bajka sobą reprezentuje. Tego się raczej nie dowiemy ;)

_______________________________________________________________________________
Bajki co prawda w dzieciństwie nie oglądałam, ale kiedy tylko natrafiłam na tekst mocno zaintrygowała mnie ta produkcja. Nie jest to czysty creepypastowy wymysł jak Candle Cove, a mimo to wzięła się jakby znikąd i jest niezwykle mroczna, jak na czasy, w których powstała.
Na dysku mam masę screenów przedstawiających opnie użytkowników rozmaitych forów czy blogów. Podsycają one tylko to, co niedopowiedziane. Jeśli ktoś miałby ochotę, mogę je przesłać.
_______________________________________________________________________________
Odcinki dostępne są na YouTube na koncie użytkowniczki Nefertina.

środa, 4 września 2013

Dwa zdania wystarczą, żeby przerazić, czyli mini-pasty!

Zapraszam na dwadzieścia pięć krótkich, ale przerażających creepypast. Tłumaczone przez amadoxa z paranormalne.

1. Zacząłem układać synka w łóżku, a on powiedział mi: Tatusiu, pod moim łóżkiem jest potwór. Dla świętego spokoju zajrzałem tam i ujrzałem go, drugiego jego, mojego synka, który wyszeptał: Tato. Ktoś jest na moim łóżku.

2. Gdy amputowano mu rękę, doktorzy uprzedzili go, że od czasu do czasu może czuć złudzenie swojej brakującej kończyny. Nikt nie przygotował go na moment, w którym poczuł zimne palce na swoim złudzeniu.

3. Nie mogę nic słyszeć, widzieć, oddychać ani się poruszać i jest tu cały czas tak ciemno. Jeśli wiedziałbym że tak będzie to wyglądać chciałbym zostać skremowany.

4. Nie bój się potworów, po prostu ich poszukaj! Spójrz w lewo, w prawo, zajrzyj pod łóżko, do szafy i za komodę, ale nigdy nie patrz w górę - Ona nienawidzi, gdy się ją zauważa.

5. Obudziło mnie stukanie w szkło. W pierwszym momencie sądziłem, że dochodzi zza okna, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że po raz kolejny słyszałem je z lustra.

6. Oni świętowali pierwsze udane zamrożenie człowieka. On nie miał żadnej możliwości powiedzieć im, że wciąż jest przytomny.

7. Zastanawiało ją, czemu rzuca dwa cienie. W końcu była tu tylko jedna żarówka.

8. Twarz wyszczerzona w uśmiechu wpatrywała się we mnie zza okna mojego mieszkania. Mieszkam na czternastym piętrze.

9. W moim telefonie znalazłem zdjęcie mnie śpiącego. Mieszkam sam.

10. Przed chwilą zauważyłem, jak moje odbicie mrugnęło.

11. Pracujesz samotnie na nocnej zmianie. W piwnicy jest twarz, która wpatruje się w kamerę.

12. Przywieźli manekiny w folii bąbelkowej. Usłyszałem pykanie z głównego pokoju.

13. Docierasz do domu po męczącym dniu w pracy gotowy na relaksującą, samotną noc. Sięgasz po włącznik światła, ale znajduje się tam już druga dłoń.

14. Moja córką ciągle krzyczy i płacze nocami. Odwiedziłem jej grób i poprosiłem, by przestała, ale to nie pomogło.

15.
Dzień 312. Internet ciągle nie działa. ;_;

16. Zapadałeś wygodnie w sen, kiedy usłyszałeś, jak ktoś szepcze twoje imię. Mieszkasz sam.

17. Leżysz w łóżku ze stopą wystawioną spod kołdry. Nagle czujesz rękę łapiącą twoją stopę.

18. Uczestnicy pogrzebu nigdy nie opuścili katakumb. Coś zablokowało drzwi od środka.

19. Zeszłej nocy żona obudziła mnie, by stwierdzić, że w naszym domu jest intruz. Moja żona została zabita przez włamywacza 2 lata temu.

20. Ostatni człowiek na ziemi usiadł w pokoju. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

21. Kiedy wróciłem do domu zobaczyłem, jak moja dziewczyna kołysze nasze dziecko do snu. Nie wiem co było straszniejsze: widok mojej martwej dziewczyny i poronionego dziecka czy świadomość że ktoś włamał mi się do domu, by ich tu ustawić.

22. Notatka pielęgniarki: Urodzone, 7 funtów 10 uncji, długość- 18 cali, 32 w pełni wykształcone zęby. Ciche, zawsze uśmiechnięte.

23. Weszła na górę, by zajrzeć do swojego śpiącego malucha. Okno było otwarte, a łóżeczko puste.

24. Nie mogę spać wyszeptała, wślizgując się ze mną do łóżka. Obudziłem się trzymając w rękach sukienkę, w której ją pochowano.

25. Rola pierwszej osoby na miejscu wypadku samochodowego to zawsze najbardziej traumatyczna rzecz w zawodzie policjanta. Ale dzisiaj, kiedy zmiażdżone ciało małego dziecka otworzyło oczy i zachichotało w moją stronę, wiedziałem, że to mój ostatni dzień na służbie.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Tajemnica teledysku "Mama" EXO-K

Zapewne to jeden wielki troll [i niekoniecznie tym trollem jest Chen], jednak jako Exotyczce ciężko mi było przejść obok tego obojętnie.

Dla niezorientowanych, EXO to boysband założony przez koreańską wytwórnię SM Entertainment. Zadebiutował w 2012 roku szturmem podbijając nie tylko Koreę, ale także Chiny. Zespół dzieli się na dwa odłamy, EXO-K i EXO-M. Pierwsi śpiewają w języku koreańskim, drudzy w języku chińskim. Boysband liczy 12 członków. To tyle wprowadzenia.

Oto historia:

Baekhyun powiedział, że w MV Mama można usłyszeć głos dziwnej osoby, to głos kobiety, ale nigdy nie nagrali tego. Słychać to tylko w MV, ale nie w samej piosence tylko w MV. Na pytanie, co kobieta mówi, EXO powiedzieli: "Dziękuję wszystkim" po chińsku. Lay następnie powiedział, że nie wierzy w duchy, ale po wysłuchaniu tego, dostał gęsiej skórki.

Jest to dosyć dziwne zważywszy na to, że bardzo dobrze słychać zwrot "Xie Xie" w koreańskiej wersji teledysku. W Chińskiej natomiast, cisza.

Wyraźnie słychać to w czasie 4:16-4:18. 

Zresztą tutaj cała historia opowiadana przez Baekhyuna z odtworzeniem owego fragmentu z angielskimi napisami.

Jak dla mnie lekko niepokojące, chociaż oddycham z ulgą ze względu na fakt, że jako sympatyczka EXO-M, zbyt często nie oglądam koreańskiej wersji.

Tłumaczenie pochyłej części od Kim Onkee z Suho Poland.
Link do drugiego filmiku od Ola G.

środa, 7 sierpnia 2013

Ten mroczny YouTube...

...czyli creepypasty bezpośrednio związane z tym serwisem. Jest tego trochę, a że są krótkie, nie bardzo opłaca mi się wklejanie każdej w innego posta. Tak że, miłych strachów :)
___________________________________

UŻYTKOWNIK 666

Istnieje kontrowersyjny filmik znajdujący się na YouTube, który zawiera po części trochę prawdy i trochę fikcji, filmik jest o jakimś Japończyku, który włączył profil 666. 666 był użytkownikiem, który został zbanowany po tym, jak zamieszczał na serwisie elementy skrajnie satanistyczne i gore, więc na stronie, którą Wam wcześniej podałam będzie napisane: To konto zostało usunięte z powodu powtarzających się lub ciężkich naruszeń naszych wytycznych dla społeczności i/lub roszczeń dotyczących naruszenia praw autorskich. Japończyk ciągle naciskał odśwież, a strona ciągle ładowała się na nowo, aż do momentu występowania coraz większej ilości usterek i był w stanie wejść na profil 666, gdzie następnie próbował włączyć filmik, wyskoczyło puste okienko ostrzegawcze. Kliknął OK i film samoistnie się uruchomił, próbował go wyłączyć po tym, co zobaczył i co go naprawdę przeraziło, ale nie potrafił, próbował niemal wszelkich możliwych sposobów i nic nie działało aż do chwili, w której video się skończyło i kompletnie zniszczyło mu dysk twardy.

PRONOUNCIATION BOOK

Kanał Pronounciation Book (pronounciationbook) na YouTube został założony w kwietniu 2010 roku. Przez ponad trzy lata umieszczane były na nim krótkie filmiki prezentujące poprawną wymowę różnych słów w amerykańskiej odmianie języka angielskiego. Od momentu założenia do lipca 2013 roku na kanale pojawiło się ponad 800 filmów, uzyskał on ponad 36 tysięcy subskrypcji i prawie 28 milionów wyświetleń.


Dziewiątego lipca pojawiło się nietypowe wideo. Lektor zamiast tradycyjnego słowa mówi, że coś wydarzy się za 77 dni, po czym następuje kilkusekundowa cisza. Od tamtej pory codziennie wychodzi nowy filmik odliczający kolejne dni, przedtem jednak osoba mówiąca przekazuje zdania wydające się być zaszyfrowanymi wiadomościami.
Data, do której odlicza kanał to 24 września 2013. 

REFBATCH

refbatch, to nazwa kanału na YouTube. Właścicielka, Anna, jest 46 letnią kobietą, która do tej pory przesłała 26 926 kompletnie niespójnych filmików. 
Mieszka w Rosji, w Moskwie, w dystrykcie Kuzminki, niedaleko parku o tej samej nazwie.
Opis profilu tego kanału zawiera również bezładną pisaninę, której przykład podaję niżej:

O mnie:pilna wiadomość z izolacji-w spaleniu komoutera,pierwszy.,września.,2011:iran;muzułmanie.gov.izolują mnie od
każda inan publiczność youtube,banują żeby ominąć drżącą wizję aksualmą natualną wiedzę,represja w eliminowaniu mnie i
wymuszenie nieruchomości, produkcja.,s spalili komouter żeby tyklo powstrzymać alaskędostęp do drżącej informacji-
op dyskusji na różne tematy w ambasadzie izraelskiej-włączając australię;straus kahn syndrom zakazał mojego zdjęcia etc.
Kanał o tej nazwie jest obecnie zamknięty, ale Anna posiada jeszcze dwa inne, 1 i 2.
Ma także swoją stronę KLIK.

CERVINE BIRTH

Legenda Cervine Birth zaczęła się w 2009 roku wraz z udostępnieniem w internecie dziwnym nagraniem. Mówi się, że film na YouTube umieścił nieznany artysta amator studiujący w Wielkiej Brytanii. Krótko po jego opublikowaniu, został on usunięty przez serwis z powodu niepokojącej zawartości. Film rozpoczyna się widokiem na mglistą łąkę, po czym kamerzysta robi zbliżenie na wyglądającego na chorego, leżącego jelenia albinosa. Kamera zbliża się do jego oka, po czym oddala się i tworząc lustrzane odbicie ukazuje upadnięcie zwierzęcia w bardzo nienaturalny sposób i słychać głuchy odgłos upadku.


Spod jego ogona zaczyna wypływać ciemny płyn, po którym można wnioskować, że zaczyna się poród. Po kilku minutach z ciała zwierzęcia wypada nieżywe humanoidalne stworzenie. Pokryte jest ciemną, smolistą substancją, dlatego dokładniejsza identyfikacja jest niemożliwa. Mówi się, że artysta stworzył model niemowlęcia do wykorzystania w filmie. Po chwili następuje niewyraźne zbliżenie na twarz noworodka, a następnie ukazuje zapętloną scenę klaszczącej widowni w zwolnionym tempie. W 2009 roku pewna grupa ludzi utrzymywała, że widziała Cervine Birth. Jednakże sam film jest niezwykle trudny do zlokalizowania, co zrodziło legendę o narodzinach humanoidalnego stworzenia.

FUNDACJA MARTWYCH DZIECI

Mieliście (nie)szczęście spotkać się z dziwnymi ludźmi wypisującymi wkoło 333-333-333, którzy podają się za przedstawicieli Fundacji Martwych Dzieci? Nie?
Ja niestety miałem, postaram wam się wszystko opowiedzieć.


Wszystko zaczęło się od wiadomości prywatnej na YouTube. Kumpel wiedząc, że interesuję się wszelakiej maści "schizowymi" rzeczami, polecił mi wyszukać sobie filmy o treści 333-333-333. Treści w tym filmach ponoć miały wywoływać dziwne uczucie, osobiście po obejrzeniu jednego chciało mi się wymiotować. Na filmiku widać było krwawiącego gościa, owiniętego bandażami. W tle były dziwne jęki i zakłócenia. Co jakiś czas pojawiała się informacja o trójkach, a pod koniec filmu autorzy pozdrowili mnie w imieniu Dead Kids Foundation. Byłem lekko zdziwiony, większość filmów o tym tytule miała podobnie niezrozumiała zawartość.
Zainteresowało mnie to cholernie. Pragnąłem kontaktu z twórcami tych filmów, po pewnym czasie stało się to moją obsesją - cała ta sprawa oraz filmiki. Oglądałem je na okrągło szukając jakichś podpowiedzi, ukrytego przekazu.

Po pewnym czasie znalazłem w internecie informacje o sekcie parającej się okultyzmami, którzy wstawiali również swoje filmiki na YouTube namawiając do dołączenia do ich Fundacji. Po przeanalizowaniu ich haseł, zauważyłem pewną numerologię.
333-333-333
3+3+3
9-9-9
Odwrócone dziewiątki co dają? No właśnie.
Ponoć było zgłoszenie o kolesiu, co trafił do psychiatryka. Odgryzł sobie palec, a krwią z niego napisał trójki na ścianie. To może brzmieć nieprawdopodobnie, ale fakt faktem, że niektóre z tych filmów faktycznie dziwnie na człowieka działają.

Wkrótce znaleźliśmy parę polskich kanałów z tej "niby-sekty".
SHEMMHAZAI . INCSATANUS .

Po dacie założenia konta, można stwierdzić, że te osoby zarejestrowały się dosyć niedawno. Ten drugi nie wstawił żadnego filmiku, za to Shemmhazai miał ich pokaźną gamę. Niektóre to były plagiaty, inne nie. W każdym razie, postanowiłem się z nim skontaktować.
W odpowiedzi na PW otrzymałem tylko:
Biblia? Dołącz do nas? Wstaw ten film dalej?
Rozchodziło się o ten film:
Byłem tak podniecony, że bez namysłu wstawiłem ten film do siebie na kanał. Co prawda moi widzowie nie wiedzieli o co chodzi, ale oni mnie nie obchodzili. Liczyło się tylko zaproszenie, które dostałem do tego człowieka.
W sumie samego w sobie filmu też nie rozumiałem, budził we mnie lęk. Ale skoro miał być kluczem do dialogu z "nimi" nie mogłem się zawahać.
2 dni milczenia. Myślałem, ze jednak się nie udało. A tu nagle wiadomość, zachowam ją dla siebie, ze względu na moje i wasze bezpieczeństwo.
Jej treść.... Do tej pory jestem przerażony. Dotyczyła ona rytuału, dzięki któremu pozna się prawdę, którą znają oni.
Ten rytuał.... Wymiękłem, nie jestem w stanie dokonać takich rzeczy. Nazwiecie mnie tchórzem? Być może.
Uprzejmie odmówiłem im i poprosiłem, żeby mi po prostu wszystko wytłumaczyli.
Dzień milczenia.

Wróciłem po weselu do domu, trochę spity, ale jednak na tyle trzeźwy, aby siąść na laptopa i przejrzeć mój kanał.
Dostałem 33 wiadomości prywatne o treści 333-333-333 ; Twoja matka umrze, nienawidzisz jej ; inc Satanus Ee-k Trois ; dlaczego nienawidzisz, obejrzyj się ; przekażemy modlitwę, proś w nocy o wyjście z ciała ; twoja dusza jest inna.
Może bym się tak nie wystraszył, jakby nie to, że te wiadomości były.... Od moich znajomych.
Głupi dowcip? O tej sprawie widział tylko mój przyjaciel i ja. Nikt więcej. Więc jakim do cholery cudem, moi znajomi mieli mnie wkręcić.
Może wam się to wydać dziwne, ale skasowałem konto, sprawdziłem czy drzwi wejściowe są zamknięte na wszystkie zamki i położyłem się czekając na sen.

Ze snu wyrwał mnie telefon. O trzeciej w nocy, po prostu zaczął dzwonić.
Kto to do cholery mógłby dzwonić o tej porze?
Numer nieznany.

Odebrałem, w tyle słychać było niewyraźny płacz. To był płacz dziecka, który po chwili przerodził się w nieludzkie ryczenie oraz jęki. Odrzuciłem telefon jak najdalej od siebie.
Zadzwoniłem do kumpla, pozwolił mi u siebie przenocować.

Dziś mam zmienione konto oraz numer telefonu. Tych dziwnych użytkowników staram się omijać z daleka.
To jest przestroga dla was, nie bawcie się w to. Bo będzie tak jak ze mną.

Screeny się zachowały dzięki mojemu przyjacielowi, który również się tym zainteresował, więc postanowiłem wysłać mu wiadomość od Shemmhazaia.
Znajomi do tej pory wypierają się, jakoby oni cokolwiek wysyłali, ich skrzynka odbiorcza w zakładce wysłane też na to nie wskazuje.
Do tej pory nie wiem, kto do mnie dzwonił.

Tłumaczenia dzięki Nicole-collie, thebaddest, Namida, Fundacja... od Seed.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Tajemnica Karin Catherine Waldegrave

Spędziłem prawie cały dzień badając sprawę uroczej Kanadyjki o imieniu Karin Catherine Waldegrave. Umieszcza ona dziwne konwersacje z samą sobą na swoim profilu na Facebooku. W ubiegłym tygodniu napisała około 4000 wiadomości, podejrzewa się, że to jakaś konspiracja, krąży o tym wiele teorii.
Podobno kompletnie oszalała 26 czerwca 2010 roku. Jest bardzo inteligentna (zna wiele języków, angielski, estoński, francuski, rosyjski, szwedzki, łotewski, niemiecki, łaciński) i jednocześnie rozstrojona psychicznie. Możliwe także, że bierze udział w jakichś ukrytych organizacjach. Może być ofiarą MKULTRA, mieć schizofrenię, możliwe też że dwie osoby komunikują się za pomocą jednego konta na FB.

Do 26 maja 2010 pisała ponad 200 odpowiedzi do swoich postów, gdy nagle przestała i od tego czasu nie odezwała się. Ostatnio usunęła konto. Prawdopodobnie powodem jest nagłe zainteresowanie i próby dowiedzenia się czegoś o niej przez znajomych na FB. Potrafiła napisać 500 komentarzy w 12 godzin bez przerwy.

Przekopując się przez jej profil, można zauważyć że większość jej zdjęć jest nadpalona lub uszkodzona wodą.
Niektóre z informacji jakie Karin podaje mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zatem ciężko zdecydować, czy jest szalona, czy w jakiś sposób powiązania z grupami jakie wymienia i po prostu straciła rozum z biegiem czasu (oraz umiejętność spójnego porozumiewania się, co jest najbardziej prawdopodobne). Karin ma obsesję na punkcie konspiracji, CIA/KGB/FBI itd., szlachetności krwi, nazistów, itd.
W każdym bądź razie, dla niektórych może być to interesująca sprawa.



Tłumaczenie dzięki mariella z paranormalne.

sobota, 6 lipca 2013

Zaginiony odcinek, "Dead Bart"

Czy wiecie, jaki amerykańska stacja telewizyjna Fox, ma dziwny sposób liczenia odcinków Simpsonów? Odmówili policzenia kilku z nich, przez co kolejność odcinków jest niespójna. Powodem tego jest zaginiony odcinek z sezonu pierwszego.

Znalezienie informacji o tym odcinku jest bardzo trudne, nikt, kto przy nim pracował nie chce o nim rozmawiać. To, co zostało zmontowane w utraconym odcinku zostało napisane w całości przez Matta Groeninga. Podczas produkcji pierwszego sezonu, Matt zaczął się dziwnie zachowywać. Był bardzo cichy, wydawał się zdenerwowany i chory. Gdy ktoś wspominał coś o jego zachowaniu, Matt wściekał się i zakazywał komukolwiek o tym mówić. Pierwszy raz usłyszałem o tym na jednym z pokazów, gdzie wypowiadał się David Silverman. Ktoś z tłumu zapytał go o ten odcinek, wtedy Silverman po prostu zszedł ze sceny, kończąc prezentacje godzinę wcześniej. Numerem produkcji odcinka był 7G06, a zatytułowany został jako Dead Bart. Epizod oznakowany jako 7G06, Moaning Lisa, został stworzony później, a nazwie Dead Bart nadano tylko numer produkcji aby ukryć jego istnienie.

Oprócz ogólnej złości, pytano wszystkich, kto był na prezentacji aby powstrzymać każdego przed bezpośrednią próbą kontaktu z Mattem Groeningiem. Podczas spotkania dla fanów, gdy opuszczał tłum, udało mi się za nim niespostrzeżenie podążyć i w końcu miałem szanse porozmawiać z nim sam na sam, kiedy wyszedł z budynku. Nie wydawał się zdenerwowany tym, że za nim szedłem, prawdopodobnie spodziewał się typowego spotkania z natrętnym fanem. Kiedy jednak wspomniałem o zaginionym odcinku, zbladł i zaczął się trząść. Kiedy zapytałem go, czy mógłby mi zdradzić jakieś szczegóły, on brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać. Chwycił kartkę, napisał coś na niej i wręczył mi ją. Prosił mnie abym już nigdy nic nie wspominał o tym odcinku.

Na kartce był zapisany adres strony internetowej, nie chcę go podawać ze względów, o których zaraz się dowiesz. Wpisałem adres do przeglądarki i wszedłem na stronę, która było całkowicie czarna, z wyjątkiem żółtej linii tekstu, linku do pobrania. Kliknąłem na niego i rozpoczęło się pobieranie pliku. Gdy plik został ściągnięty, mój komputer oszalał, był to najgorszy wirus, jakiego widziałem. Przywracanie systemu nie działało, cały komputer musiał być ponownie uruchomiony. Przedtem jednak, skopiowałem plik na płytę CD. Spróbowałem go otworzyć na wyczyszczonym komputerze i tak jak podejrzewałem, był to jeden z odcinków Simpsonów.

Odcinek rozpoczął się jak wszystkie inne, ale był w bardzo słabej jakości. Jeśli widziałeś oryginalną animację Some Enchanted Evening, to było podobne, ale mniej stabilne. Pierwsza część była dość normalna, ale sposób, w jaki postacie się zachowywały był co najmniej dziwny. Homer wydawał się bardziej zły, Marge jakby smutna, Lisa jakaś niespokojna, a Bart wydawał się rozdrażniony, darząc rodziców szczerą nienawiścią.
Odcinek był o Simpsonach udających się w podróż samolotem, pod koniec pierwszej części, samolot startuje. Bart jak zawsze się wydurnia. Jednak, gdy samolot jest na wysokości około 50 stóp nad ziemią, Bart wybija okno w samolocie i zostaje wyssany na zewnątrz.
Na początku serii, Matt wpadł na pomysł, że animowany świat Simpsonów, reprezentował nieprawdziwe życie a ta śmierć miała zmienić wszystko na bardziej realistyczne. Zostało to wykorzystane w tym odcinku. Zdjęcie zwłok Barta było ledwie rozpoznawalne, wykorzystali swoje możliwości w pełni, dlatego rysunek jego martwego ciała był niemal fotorealistyczny.

Część pierwsza zakończyła się widokiem zwłok Barta. Kiedy rozpoczęła się część druga, Homer, Marge i Lisa siedzieli przy stole i płakali. Płacz wydawał się nie mieć końca, coraz bardziej to bolało, a brzmiało to wszystko coraz bardziej realistycznie, lepiej odegrane niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Obraz zaczął się jakby rozpadać, im bardziej oni płakali, w tle można było usłyszeć jakieś szmery. Ledwo dało się rozpoznać postacie, zostały one rozciągnięte i rozmyte, wyglądały jak zdeformowane cienie, na które losowo rozrzucono jasne kolory. Przez okna zaglądały jakieś twarze, pojawiały się i znikały, nie można było dostrzec czym są. Postacie płakały przez całą drugą część
Część trzecia zaczęła się tytułem, który informował, że minął już rok. Homer, Marge, Lisa byli bardzo chudzi i nadal siedzieli przy stole. Nie było żadnego znaku od Maggy czy zwierząt…

Zdecydowali się odwiedzić grób Barta. Springfield było całkowicie opuszczone, a gdy szli na cmentarz domy były coraz bardziej zburzone. Wyglądały jakby wszystkie były opuszczone. Kiedy dotarli do grobu, ciało Barta leżało przed jego nagrobkiem, wyglądało identycznie jak na końcu części pierwszej.

Rodzina znowu zaczęła płakać. W końcu przestali i tylko patrzyli na ciało Barta. Obraz zostaje zbliżony na twarz Homera. Według zestawień, Homer w tej scenie opowiada dowcip, ale nie jest słyszalny w wersji, którą ja widziałem, nie wiadomo, co Homer mówi.

Obraz wraca do normalnego ujęcia, gdy odcinek zbliża się do końca. Nagrobki w tle miały nazwy wszystkich gwiazd goszczących w Simpsonach. O niektórych nikt jeszcze w 1989r. nie słyszał lub nie zostały jeszcze stworzone w serialu. Wszyscy mieli na nagrobkach daty śmierci. Były terminy dla osób, które już zmarły np. Michaela Jacksona czy George'a Harrisona. Napisy końcowe były wyświetlane w całkowitej ciszy i sprawiały wrażenie ręcznie napisanych. Na końcowym obrazie znajdowała się rodzina Simpsonów siedzących na kanapie, jak na wstępie, ale zostali namalowani martwi i super realistycznie,tak, jak zwłoki Barta.

Po obejrzeniu odcinka, przyszła mi do głowy pewna myśl, aby spróbować użyć nagrobków do przewidzenia daty śmierci gości Simpsonów. Lecz jest coś dziwnego w większości tych, którzy jeszcze nie umarli. Na nagrobkach gwiazd znajduje się ta sama data śmierci.

Polskie tłumaczenie zawdzięczamy CherubUltima z paranormalne.

piątek, 28 czerwca 2013

Barbie.avi + straszny gif

Witam

To wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu, wreszcie muszę się z kimś tym podzielić.

Zaczęło się na przyjęciu u mojego znajomego. Jest on artystą który wynajmuje mieszkanie na poddaszu, w przemysłowej części miasta. Jeżeli potrafisz sobie wyobrazić Detroid w latach 20', to właśnie tak wygląda to miejsce. Kilka przestarzałych fabryk które tworzą razem potężne bloki. Większość z nich jest dawno opuszczona i zapomniana. Wracając do imprezy, troszkę przesadziłem z piciem więc postanowiłem trochę zluzować i przespać się na kanapie.

Obudziłem się około 4 nad ranem, słońce jeszcze nie wstało ale było już na tyle widno że takie czynności jak poranna toaleta nie stwarzały już zbytnich problemów. Skierowałem się więc do łazienki, starałem się cichutko stąpać na palcach aby nie pobudzić pozostałych członków zabawy, którzy, sądząc po ilości porozrzucanych butelek już dawno odpłynęli. Gdy korzystałem z ubikacji przez okno mogłem podziwiać panoramę opuszczonego, porzuconego miasta. Przypomniałem sobie jak bardzo lubiłem takie miejsca gdy byłem mały, miejsca ciemne, pozbawione życia, tętniące tajemniczością ale z drugiej strony dziwnie spokojne. 

Zrobiłem co miałem do zrobienia w kiblu, wróciłem na kanapę i starałem się ponownie zasnąć. Po około 45 minutach wpatrywania się w sufit, liczenia baranów i Bóg wie czego uznałem że nie mam zamiaru spędzić tutaj ani chwili dłużej. Odstawiając swoją męską dumę na bok, postanowiłem obudzić swoją dziewczynę i poprosić ją czy mogła by odwieźć mnie do domu. Myślałem o tym, aby wrócić na piechotę, ale o tej godzinie było to zbyt niebezpieczne miejsce aby wybierać się gdziekolwiek. Jest fantastyczną dziewczyną więc chętnie się na to zgodziła i powiedziała że będzie tam za około pół godziny, jak tylko dotrze to zadzwoni do mnie żebym wyszedł na zewnątrz. Niestety moja komórka rozładowała się po około 10 minutach, więc postanowiłem że będą wyglądał za nią przez okno. Siedziałem tak chwilę przy tym oknie czując że moje powieki robią się coraz cięższe aż wreszcie zapadłem w niespokojny sen.

Nagle jakiś hałas wyrwał mnie ze snu. Nie był strasznie głośny, ale to wystarczyło abym powrócił do rzeczywistości. Wyjrzałem przez okno poszukując źródła dźwięku ale nie zobaczyłem nikogo. Jednak po drugiej stronie ulicy, obok wielkich kontenerów leżał komputer i rozbity monitor którego wcześniej tutaj nie było (w czasie imprezy parę razy wychodziłem wynieść śmieci i żadnego komputera tam nie było).

W tym samym momencie usłyszałem warkot silnika i zobaczyłem samochód mojej dziewczyny. Zszedłem na dół, przytuliłem ją i już miałem wsiadać do samochodu, kiedy przypomniało mi się że mój przyjaciel potrzebował kilku części od komputera, więc postanowiłem przejść się koło kontenera aby sprawdzić czy może dałbym rade uratować jakieś części z leżącego tam sprzętu.

Monitor był bez wartości - całkowicie rozbity. Jednostka ku mojemu zdziwieniu wyglądała na praktycznie nową, więc włożyłem ją do bagażnika i odjechaliśmy.

Całkowicie o niej zapomniałem , dopiero gdzieś tydzień od tamtego zdarzenia zadzwoniła moja dziewczyna że jednostka ciągle znajduje się w bagażniku i że mam pół godziny aby ją odebrać. Tej samej nocy przywiozłem ją do domu i postanowiłem najpierw podłączyć jednostkę do monitora i sprawdzić czy nadal działa - ku mojemu zdziwieniu działała znakomicie. Na dysku twardym był zainstalowany system Windows XP i był zupełnie wyczyszczony. Z chorą ciekawością postanowiłem przeszukać dokładnie cały system. Do wyszukiwarki wpisywałem słowa takie jak "porno", "cycki" czy "cipka" w nadziei że znajdę jakieś zupełnie odjechane a może nawet nielegalne filmy czy zdjęcia pornograficzne których poprzedni właściciel starał się pozbyć. 

(Nie)Stety moje poszukiwania nie przyniosły żadnego efektu. Wyszukiwanie zdjęć - nic. Więc zabrałem się za wyszukiwanie filmów. Tutaj pojawił się jeden jedyny plik. Ukryty w folderze WINDOWS/system32 o rozszerzeniu avi. "Barbie.avi". Co innego mogłem zrobić ? Uruchomiłem go...

Teraz jest właśnie ten moment gdy wszystko robi się naprawdę dziwne.

Film wydawał się nie być poddany jakimkolwiek obróbkom, trwał około godziny. Przedstawiał siedzącą na krześle kobietę na białym tle. Przewinąłem film do przodu i ciągle widać było na nim tą samą siedzącą kobietę. Wtedy postanowiłem pooglądać dokładnie cały film aby dowiedzieć się czegoś więcej, szczególnie interesowało mnie to o czym ona mówi... Niestety po około 15 sekundach nagranie jest fatalnej jakości a jej głos ginie w białym szumie. W ten sposób nie doszedłbym do niczego, więc postanowiłem wrzucić ten film do jakiegoś programu który zajmuje się obróbką audio i pobawić się w odizolowanie jej głosu od reszty szumów. Troszeczkę pomogło ale dalej nie byłem w stanie zrozumieć co chce powiedzieć. Byłem już wtedy bardzo zaintrygowany całą sprawą więc zacząłem zwracać uwagę na język jej ciała i mimikę twarzy. 

Uznałem że ktoś musi zadawać jej jakieś pytania, ponieważ od czasu do czasu przestaje ona mówić i uważnie słucha, a następnie znowu coś mówi. Od 15 minuty filmu, jej twarz wyraźnie poczerwieniała - jakby ktoś zadawał jej bardzo intymne pytania, lecz nadal odpowiada na każde z nich. Wkrótce po tym zaczyna płakać. Szlocha histerycznie już do końca filmu. Jednym z niewielu słów jakie byłem w stanie rozczytać z ruchu jej warg to "skóra". Powtarza to słowo wiele razy podczas całego materiału a nawet w pewnym momencie ciągnie się za skórę na ręce. Wydaje się być z niej bardzo niezadowolona. 

Jest znacznie więcej rzeczy które muszę wam opowiedzieć, ale robi się późno i nie mogę już kontynuować. Resztę napiszę jutro. Boże chroń moją duszę.

Po tym czasie Autor tematu (ponieważ pasta pochodzi z sekcji /x/ [4CHAN]) znika na dzień, po czym pojawia się i dokańcza swoją opowieść.

OP TUTAJ (OP znaczy Original Poster co oznacza mniej więcej autora tematu) :

Po około 40 minutach płacze już tak mocno że ledwo może patrzeć do kamery. W tym miejscu przestaje cokolwiek mówić i przez resztę materiału po prostu płacze, a jej głowa jest spuszczona w dół. Co jest bardzo dziwne nie porusza się ani nie wstaje.... po chwili obraz robi się kompletnie czarny. Byłem cholernie oszołomiony kiedy film dobiegł końca. Oglądałem ten film jeszcze kilkanaście razy w ciągu tamtej nocy, starając się wychwycić najmniejszą nawet poszlakę która pozwoliłaby mi dowiedzieć się czegoś więcej. Czułem się bardzo niezadowolony z wyników, chciałem wiedzieć więcej.

Wtedy też zauważyłem że wyciemnienie trwa około 10 minut a około drugiej minuty film rozpoczyna się od nowa. Jest teraz bardzo zniekształcony prawie nie nadający się do oglądania. Widziałem na nim parę nóg które spacerują wzdłuż torów kolejowych, nie widać nic więcej tylko małą stację kolejową w oddali. Domyślam się że kamera przypadkowo sama się włączyła lub jej właściciel zapomniał ją po prostu wyłączyć. Osoba na filmie spaceruje wzdłuż torów około 6 minut a następnie skręca do lasu i przechodzi przez coś co wygląda na zrobioną ze sklejki kładkę. W tym miejscu film już definitywnie się kończy.

Moje serce zaczęło bić szybciej, niedaleko mojego domu znajduje się stara stacja kolejowa która wygląda bardzo podobnie do tej którą możemy zobaczyć na filmie. MUSIAŁEM to sprawdzić. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela Ezra - typowy "byczek" jak zwykło się takich ludzi określać. 6'4 wzrostu i 250 funtów mięśni. Przekonałem go aby wyruszył wraz ze mną na małą ekspedycję. Sam nie jestem jakimś wymoczkiem, ale czułem że zabranie dodatkowych extra mięśni na wyprawę do lasu w poszukiwaniu Bóg-wie-czego jest bardzo dobrym pomysłem. Cały ten plan nie pozwolił mi tamtej nocy zmrużyć oka.

Następnego ranka w słoneczną Sobotę, wziąłem latarkę, aparat oraz moją 7-calową "sztywną" pałkę teleskopową o metalowym wykończeniu po czym wyszedłem na spotkanie z Ezarem. Kiedy dotarłem do jego domu właśnie przewracał się na drugi bok pogrążony w głębokim śnie. Kiedy go obudziłem, grzecznie kazał mi "spierdalać". Byłem już spakowany i przygotowany psychicznie na moją przygodę więc postanowiłem nie odpuszczać. Z nim czy bez niego. Nieważne - wyruszam !

Niecałe pół godziny później zaparkowałem swój samochód na stacji kolejowej, wziąłem moje rzeczy i wskoczyłem na tory. Po pewnym czasie, zauważyłem kawałek złamanej kładki, zrobionej oczywiście ze sklejki. Moje kolana niemal ugięły się z wszechogarniającego podniecenia. Szedłem powoli szlakiem wyznaczonym przez kładkę, zwracając baczną uwagę na wszystko. Zatrzymywałem się od czasu do czasu aby uklęknąć i nasłuchiwać kogokolwiek lub czegokolwiek... lecz dookoła było tak cicho. Nigdy wcześniej w swoim życiu tak się nie denerwowałem. Tak naprawdę nie miałem nawet bladego pojęcia co mogę zastać na końcu drogi.

Gęsty las powoli ustępował miejsca łące, wtedy też TO zobaczyłem - dom który wyglądał jakby został dosłownie pożarty przez las. Na pierwszy rzut oka mógłbyś powiedzieć, że nikt w nim nie mieszkał przez 20 może 30 lat. Miałem ze sobą aparat i pstryknąłem parę fotek. Kilka metrów od domu widziałem także wiatę zbudowaną z blachy, teraz już kompletnie zardzewiałej. Przez chwilę siedziałem ukryty wśród drzew wszystko bacznie obserwując. Nie chciałem wyjść na otwarte pole, miałem złe przeczucie że coś lub ktoś może mnie zobaczyć. Minęło kilka dobrych minut nim zebrałem w sobie wystarczająco dużo odwagi by ruszyć w stronę domu. 

Drzwi były częściowo otwarte, uchyliłem je trzymając w mojej ręce przygotowaną wcześniej latarkę, stwierdziłem z ulgą że wnętrze jest całkiem dobrze oświetlone. Odłożyłem więc latarkę i wyjąłem aparat aby zrobić kilka zdjęć. Nie było tam żadnych mebli, a po podłodze walały się kawałki drewna, masa gruzu i wszystko co możliwe. Ruszyłem w głąb domu, widziałem różne rzeczy do których nie przywiązywałem wtedy większej wagi, lecz teraz kiedy myślę o nich z perspektywy czas, wydają mi się one bardzo, a nawet bardzo bardzo dziwne.

Pierwszą dziwną rzeczą był drzwi które prawdopodobnie prowadziły do piwnicy, wyglądały na zbyt nowe i nie pasowały zupełnie do tego całego dusznego i starego domu. Co więcej jako jedyne drzwi w całym domu były zamknięte. Gdy wdrapałem się na drugie piętro, widziałem kilka krzeseł i składany stół które też wydawały się zupełnie tutaj nie pasować (tak jak drzwi były zbyt nowoczesne).

Lecz to co najbardziej mnie niepokoiło to łazienka. Kurz z lustra był wytarty, nad wanna była zawieszona czysta plastikowa zasłonka z której spływało kilka kropel wody ! W tym samym czasie usłyszałem głośny jęk. Starając się opanować ogarniające mnie przerażenie, wyskoczyłem przez okno jak oparzony i ile sił w nogach pognałem w kierunku torów. W połowie drogi zdałem sobie sprawę że jęk był bardzo podobny do dźwięku który wydają rury wodociągowe kiedy ktoś otwiera zawór lub kiedy po prostu płynie przez nie woda. Chwila ulgi zmieniła się w horror kiedy do głowy przyszło mi pytanie : 

"Dlaczego w zasranym opuszczonym domu który znajduje się w samym środku pierdolonego lasu, przez rury płynie woda i najprawdopodobniej ktoś właśnie z niej korzysta ?".

Od tamtego czasu nie było mnie tam i nie mam najmniejszego zamiaru wracać.

Więcej wiadomości od OP nie stwierdzono.

Na koniec kilka zdjęć które pojawiły się w temacie :
[Opuszczony dom]
[Scena, która prawdopodobnie rozpoczyna film "Barbie.avi"]

Tak naprawdę sprawa zostaje nierozwiązana do teraz. Oczywiście powstała masa spekulacji np. że jest to sprawa "nielegalnych zabiegów kosmetycznych" coś jak Polska "Doktor Barbie", oraz inne kwestie np. "pewnego rodzaju eksperymenty psychiczne".


Na YouTube istnieją nawet filmiki, które są rzekomymi fragmentami oryginalnego "Barbie.avi". Oto jeden z nich:

Tłumaczył Shi z paranormalne.
_______________________________________________________________________________
Na deserek gif, który ostatnio ukazał się na kwejk.pl


Jeśli gif odmówi współpracy, kliknijcie na niego.