piątek, 28 czerwca 2013

Barbie.avi + straszny gif

Witam

To wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu, wreszcie muszę się z kimś tym podzielić.

Zaczęło się na przyjęciu u mojego znajomego. Jest on artystą który wynajmuje mieszkanie na poddaszu, w przemysłowej części miasta. Jeżeli potrafisz sobie wyobrazić Detroid w latach 20', to właśnie tak wygląda to miejsce. Kilka przestarzałych fabryk które tworzą razem potężne bloki. Większość z nich jest dawno opuszczona i zapomniana. Wracając do imprezy, troszkę przesadziłem z piciem więc postanowiłem trochę zluzować i przespać się na kanapie.

Obudziłem się około 4 nad ranem, słońce jeszcze nie wstało ale było już na tyle widno że takie czynności jak poranna toaleta nie stwarzały już zbytnich problemów. Skierowałem się więc do łazienki, starałem się cichutko stąpać na palcach aby nie pobudzić pozostałych członków zabawy, którzy, sądząc po ilości porozrzucanych butelek już dawno odpłynęli. Gdy korzystałem z ubikacji przez okno mogłem podziwiać panoramę opuszczonego, porzuconego miasta. Przypomniałem sobie jak bardzo lubiłem takie miejsca gdy byłem mały, miejsca ciemne, pozbawione życia, tętniące tajemniczością ale z drugiej strony dziwnie spokojne. 

Zrobiłem co miałem do zrobienia w kiblu, wróciłem na kanapę i starałem się ponownie zasnąć. Po około 45 minutach wpatrywania się w sufit, liczenia baranów i Bóg wie czego uznałem że nie mam zamiaru spędzić tutaj ani chwili dłużej. Odstawiając swoją męską dumę na bok, postanowiłem obudzić swoją dziewczynę i poprosić ją czy mogła by odwieźć mnie do domu. Myślałem o tym, aby wrócić na piechotę, ale o tej godzinie było to zbyt niebezpieczne miejsce aby wybierać się gdziekolwiek. Jest fantastyczną dziewczyną więc chętnie się na to zgodziła i powiedziała że będzie tam za około pół godziny, jak tylko dotrze to zadzwoni do mnie żebym wyszedł na zewnątrz. Niestety moja komórka rozładowała się po około 10 minutach, więc postanowiłem że będą wyglądał za nią przez okno. Siedziałem tak chwilę przy tym oknie czując że moje powieki robią się coraz cięższe aż wreszcie zapadłem w niespokojny sen.

Nagle jakiś hałas wyrwał mnie ze snu. Nie był strasznie głośny, ale to wystarczyło abym powrócił do rzeczywistości. Wyjrzałem przez okno poszukując źródła dźwięku ale nie zobaczyłem nikogo. Jednak po drugiej stronie ulicy, obok wielkich kontenerów leżał komputer i rozbity monitor którego wcześniej tutaj nie było (w czasie imprezy parę razy wychodziłem wynieść śmieci i żadnego komputera tam nie było).

W tym samym momencie usłyszałem warkot silnika i zobaczyłem samochód mojej dziewczyny. Zszedłem na dół, przytuliłem ją i już miałem wsiadać do samochodu, kiedy przypomniało mi się że mój przyjaciel potrzebował kilku części od komputera, więc postanowiłem przejść się koło kontenera aby sprawdzić czy może dałbym rade uratować jakieś części z leżącego tam sprzętu.

Monitor był bez wartości - całkowicie rozbity. Jednostka ku mojemu zdziwieniu wyglądała na praktycznie nową, więc włożyłem ją do bagażnika i odjechaliśmy.

Całkowicie o niej zapomniałem , dopiero gdzieś tydzień od tamtego zdarzenia zadzwoniła moja dziewczyna że jednostka ciągle znajduje się w bagażniku i że mam pół godziny aby ją odebrać. Tej samej nocy przywiozłem ją do domu i postanowiłem najpierw podłączyć jednostkę do monitora i sprawdzić czy nadal działa - ku mojemu zdziwieniu działała znakomicie. Na dysku twardym był zainstalowany system Windows XP i był zupełnie wyczyszczony. Z chorą ciekawością postanowiłem przeszukać dokładnie cały system. Do wyszukiwarki wpisywałem słowa takie jak "porno", "cycki" czy "cipka" w nadziei że znajdę jakieś zupełnie odjechane a może nawet nielegalne filmy czy zdjęcia pornograficzne których poprzedni właściciel starał się pozbyć. 

(Nie)Stety moje poszukiwania nie przyniosły żadnego efektu. Wyszukiwanie zdjęć - nic. Więc zabrałem się za wyszukiwanie filmów. Tutaj pojawił się jeden jedyny plik. Ukryty w folderze WINDOWS/system32 o rozszerzeniu avi. "Barbie.avi". Co innego mogłem zrobić ? Uruchomiłem go...

Teraz jest właśnie ten moment gdy wszystko robi się naprawdę dziwne.

Film wydawał się nie być poddany jakimkolwiek obróbkom, trwał około godziny. Przedstawiał siedzącą na krześle kobietę na białym tle. Przewinąłem film do przodu i ciągle widać było na nim tą samą siedzącą kobietę. Wtedy postanowiłem pooglądać dokładnie cały film aby dowiedzieć się czegoś więcej, szczególnie interesowało mnie to o czym ona mówi... Niestety po około 15 sekundach nagranie jest fatalnej jakości a jej głos ginie w białym szumie. W ten sposób nie doszedłbym do niczego, więc postanowiłem wrzucić ten film do jakiegoś programu który zajmuje się obróbką audio i pobawić się w odizolowanie jej głosu od reszty szumów. Troszeczkę pomogło ale dalej nie byłem w stanie zrozumieć co chce powiedzieć. Byłem już wtedy bardzo zaintrygowany całą sprawą więc zacząłem zwracać uwagę na język jej ciała i mimikę twarzy. 

Uznałem że ktoś musi zadawać jej jakieś pytania, ponieważ od czasu do czasu przestaje ona mówić i uważnie słucha, a następnie znowu coś mówi. Od 15 minuty filmu, jej twarz wyraźnie poczerwieniała - jakby ktoś zadawał jej bardzo intymne pytania, lecz nadal odpowiada na każde z nich. Wkrótce po tym zaczyna płakać. Szlocha histerycznie już do końca filmu. Jednym z niewielu słów jakie byłem w stanie rozczytać z ruchu jej warg to "skóra". Powtarza to słowo wiele razy podczas całego materiału a nawet w pewnym momencie ciągnie się za skórę na ręce. Wydaje się być z niej bardzo niezadowolona. 

Jest znacznie więcej rzeczy które muszę wam opowiedzieć, ale robi się późno i nie mogę już kontynuować. Resztę napiszę jutro. Boże chroń moją duszę.

Po tym czasie Autor tematu (ponieważ pasta pochodzi z sekcji /x/ [4CHAN]) znika na dzień, po czym pojawia się i dokańcza swoją opowieść.

OP TUTAJ (OP znaczy Original Poster co oznacza mniej więcej autora tematu) :

Po około 40 minutach płacze już tak mocno że ledwo może patrzeć do kamery. W tym miejscu przestaje cokolwiek mówić i przez resztę materiału po prostu płacze, a jej głowa jest spuszczona w dół. Co jest bardzo dziwne nie porusza się ani nie wstaje.... po chwili obraz robi się kompletnie czarny. Byłem cholernie oszołomiony kiedy film dobiegł końca. Oglądałem ten film jeszcze kilkanaście razy w ciągu tamtej nocy, starając się wychwycić najmniejszą nawet poszlakę która pozwoliłaby mi dowiedzieć się czegoś więcej. Czułem się bardzo niezadowolony z wyników, chciałem wiedzieć więcej.

Wtedy też zauważyłem że wyciemnienie trwa około 10 minut a około drugiej minuty film rozpoczyna się od nowa. Jest teraz bardzo zniekształcony prawie nie nadający się do oglądania. Widziałem na nim parę nóg które spacerują wzdłuż torów kolejowych, nie widać nic więcej tylko małą stację kolejową w oddali. Domyślam się że kamera przypadkowo sama się włączyła lub jej właściciel zapomniał ją po prostu wyłączyć. Osoba na filmie spaceruje wzdłuż torów około 6 minut a następnie skręca do lasu i przechodzi przez coś co wygląda na zrobioną ze sklejki kładkę. W tym miejscu film już definitywnie się kończy.

Moje serce zaczęło bić szybciej, niedaleko mojego domu znajduje się stara stacja kolejowa która wygląda bardzo podobnie do tej którą możemy zobaczyć na filmie. MUSIAŁEM to sprawdzić. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela Ezra - typowy "byczek" jak zwykło się takich ludzi określać. 6'4 wzrostu i 250 funtów mięśni. Przekonałem go aby wyruszył wraz ze mną na małą ekspedycję. Sam nie jestem jakimś wymoczkiem, ale czułem że zabranie dodatkowych extra mięśni na wyprawę do lasu w poszukiwaniu Bóg-wie-czego jest bardzo dobrym pomysłem. Cały ten plan nie pozwolił mi tamtej nocy zmrużyć oka.

Następnego ranka w słoneczną Sobotę, wziąłem latarkę, aparat oraz moją 7-calową "sztywną" pałkę teleskopową o metalowym wykończeniu po czym wyszedłem na spotkanie z Ezarem. Kiedy dotarłem do jego domu właśnie przewracał się na drugi bok pogrążony w głębokim śnie. Kiedy go obudziłem, grzecznie kazał mi "spierdalać". Byłem już spakowany i przygotowany psychicznie na moją przygodę więc postanowiłem nie odpuszczać. Z nim czy bez niego. Nieważne - wyruszam !

Niecałe pół godziny później zaparkowałem swój samochód na stacji kolejowej, wziąłem moje rzeczy i wskoczyłem na tory. Po pewnym czasie, zauważyłem kawałek złamanej kładki, zrobionej oczywiście ze sklejki. Moje kolana niemal ugięły się z wszechogarniającego podniecenia. Szedłem powoli szlakiem wyznaczonym przez kładkę, zwracając baczną uwagę na wszystko. Zatrzymywałem się od czasu do czasu aby uklęknąć i nasłuchiwać kogokolwiek lub czegokolwiek... lecz dookoła było tak cicho. Nigdy wcześniej w swoim życiu tak się nie denerwowałem. Tak naprawdę nie miałem nawet bladego pojęcia co mogę zastać na końcu drogi.

Gęsty las powoli ustępował miejsca łące, wtedy też TO zobaczyłem - dom który wyglądał jakby został dosłownie pożarty przez las. Na pierwszy rzut oka mógłbyś powiedzieć, że nikt w nim nie mieszkał przez 20 może 30 lat. Miałem ze sobą aparat i pstryknąłem parę fotek. Kilka metrów od domu widziałem także wiatę zbudowaną z blachy, teraz już kompletnie zardzewiałej. Przez chwilę siedziałem ukryty wśród drzew wszystko bacznie obserwując. Nie chciałem wyjść na otwarte pole, miałem złe przeczucie że coś lub ktoś może mnie zobaczyć. Minęło kilka dobrych minut nim zebrałem w sobie wystarczająco dużo odwagi by ruszyć w stronę domu. 

Drzwi były częściowo otwarte, uchyliłem je trzymając w mojej ręce przygotowaną wcześniej latarkę, stwierdziłem z ulgą że wnętrze jest całkiem dobrze oświetlone. Odłożyłem więc latarkę i wyjąłem aparat aby zrobić kilka zdjęć. Nie było tam żadnych mebli, a po podłodze walały się kawałki drewna, masa gruzu i wszystko co możliwe. Ruszyłem w głąb domu, widziałem różne rzeczy do których nie przywiązywałem wtedy większej wagi, lecz teraz kiedy myślę o nich z perspektywy czas, wydają mi się one bardzo, a nawet bardzo bardzo dziwne.

Pierwszą dziwną rzeczą był drzwi które prawdopodobnie prowadziły do piwnicy, wyglądały na zbyt nowe i nie pasowały zupełnie do tego całego dusznego i starego domu. Co więcej jako jedyne drzwi w całym domu były zamknięte. Gdy wdrapałem się na drugie piętro, widziałem kilka krzeseł i składany stół które też wydawały się zupełnie tutaj nie pasować (tak jak drzwi były zbyt nowoczesne).

Lecz to co najbardziej mnie niepokoiło to łazienka. Kurz z lustra był wytarty, nad wanna była zawieszona czysta plastikowa zasłonka z której spływało kilka kropel wody ! W tym samym czasie usłyszałem głośny jęk. Starając się opanować ogarniające mnie przerażenie, wyskoczyłem przez okno jak oparzony i ile sił w nogach pognałem w kierunku torów. W połowie drogi zdałem sobie sprawę że jęk był bardzo podobny do dźwięku który wydają rury wodociągowe kiedy ktoś otwiera zawór lub kiedy po prostu płynie przez nie woda. Chwila ulgi zmieniła się w horror kiedy do głowy przyszło mi pytanie : 

"Dlaczego w zasranym opuszczonym domu który znajduje się w samym środku pierdolonego lasu, przez rury płynie woda i najprawdopodobniej ktoś właśnie z niej korzysta ?".

Od tamtego czasu nie było mnie tam i nie mam najmniejszego zamiaru wracać.

Więcej wiadomości od OP nie stwierdzono.

Na koniec kilka zdjęć które pojawiły się w temacie :
[Opuszczony dom]
[Scena, która prawdopodobnie rozpoczyna film "Barbie.avi"]

Tak naprawdę sprawa zostaje nierozwiązana do teraz. Oczywiście powstała masa spekulacji np. że jest to sprawa "nielegalnych zabiegów kosmetycznych" coś jak Polska "Doktor Barbie", oraz inne kwestie np. "pewnego rodzaju eksperymenty psychiczne".


Na YouTube istnieją nawet filmiki, które są rzekomymi fragmentami oryginalnego "Barbie.avi". Oto jeden z nich:

Tłumaczył Shi z paranormalne.
_______________________________________________________________________________
Na deserek gif, który ostatnio ukazał się na kwejk.pl


Jeśli gif odmówi współpracy, kliknijcie na niego.

niedziela, 23 czerwca 2013

SuicideMouse

Filmik Suicidemouse był wykorzystywany pod koniec II Wojny Światowej jako narzędzie tortur w obozach jenieckich przez Aliantów na Japończykach. Najlepsze efekty na full screenie, słuchawkach, w godzinach wieczornych przy zgaszonym świetle.

UWAGA! DLA BEZPIECZEŃSTWA OGLĄDAĆ W POBLIŻU INNYCH OSÓB!
_______________________________________________________________________________
Z paranormalne.pl:
Co mnie niepokoi w tym filmiku:
  • Chronologicznie ten filmik został napisany w latach 30 XX w. - zob. opis do filmiku Suicidesheep. Co do Suicidesheep, to w ogóle mi się nie włącza, ale z tego co widzę, to próba "odtworzenia" efektów z Suicidemouse, jednak jeżeli ktoś by był tym zainteresowany, daje to.
  • Niepokoi mnie tez fakt, ze... w czasach II WŚ ów filmik używany był jako narzędzie tortur (mowa o Suicidemouse)? potwierdza to teorie o zrobieniu go w latach '30, ale z kolei to coś w stronę teorii spiskowej lub małej nieścisłości, jakoby ten filmik był dużo później odkryty.
  • Wracając do Suicidemouse - historycznie coś takiego datowałbym na lata '80, i to na duży majstersztyk, lub na obecne. Filmik widać było, ze ciął mi się jak cholera (z winy kompa), jednak wszystkie rzeczy niepokojące, jakie zobaczyłem (choć pisze się o nich wszem i wobec) to:
  • Podkład muzyczny był napisany w kompletnej aharmonii - brak tu skali, taktu, niemniej jednak nie jest to aharmonia typowa dla dziecka, które chce sobie pobrzdąkać w klawisze - jakby ktoś napisał nuty, w ogóle nie zastanawiając się nad ich treścią a potem je grał (jestem "początkującym" muzykiem). Nie wyklucza to, ze podkład mógł być puszczony od tyłu. [ode mnie: podkład ten, co udało się zauważyć internautom, jest puszczonym od tyłu i spowolnionym Badinerie Jana Sebastiana Bacha, który w latach 40. był openingiem bajek o Myszce Mickey]
  • Chód Myszki Mickey wydaje mi się więcej niż "dziwny" - wydaje mi się, ze chodzi, jakby tylko chciała, co było cholernie nietypowe, jak na tamte lata
  • Zielone tło na dole strony - to nie było możliwe wtedy
  • Falowanie budynków tez mi się wydaje nietypowe (na początku z tej jeszcze "normalnej" części), w tej "nienormalnej" wydaje mi się, ze w tych "budynkach" też widnieją treści podprogowe
  • Nie zobaczyłem tam jednak żadnego przemieszczania twarzy, ani szyderczego uśmiechu, o którym inni piszą
  • Przybliżenie tej twarzy Myszki Mickey
  • Napis na końcu, w jęz. rosyjskim? ["Prawdziwe Cierpienie Nie Jest Znane"]
  • Dziwny tekst i historia z tym gościem co oglądał 
  • Krzyki w tej mniej normalnej części filmiku, b. dziwne
  • I najważniejsze: Wydaje mi się, jakoby filmik niósł treści podprogowe - w paru momentach widzę twarz, sylwetkę innej osoby lub coś jeszcze - cholernie dobrze zadziałało, jeżeli chodzi o treści podprogowe, ale tak jak mowie - mam starszego kompa.
  • Dziwne było też, ze pojawia się jeszcze jeden kolor - turkusowy (jedna treść, z tym kolorem powinna występować bodajże w 4.20-4.40). Padają tez jakieś bardzo mocno dziwne zakłócone/przefiltrowane słowa.
_______________________________________________________________________________
Suicidemouse.avi

Czy pamiętacie kreskówki z Myszką Miki z lat 30-tych? Te, które kilka lat temu zostały wydane na DVD? Słyszałem, że jedna z nich nigdy nie została wydana i jest niedostępna nawet dla najbardziej zagorzałych fanów Disneya. Z kilku źródeł wiem, że ów film to tak naprawdę nic nadzwyczajnego. Po prostu zapętlony fragment, w którym widać Mikiego idącego ulicą wzdłuż sześciu budynków. Całość trwa może dwie-trzy minuty, po czym następuje wyciemnienie ekranu. Nie ma tam też żadnej miłej dla ucha melodii. W zasadzie muzyka w tej kreskówce nie jest nawet muzyką – jest to po prostu bezładne walenie w klawisze pianina przez półtorej minuty, a przez resztę filmu słychać szum. To nie był ten Miki, którego wszyscy później polubiliśmy – nie tańczył, nawet się nie uśmiechał, po prostu sobie szedł przed siebie ze zwyczajnym wyrazem twarzy i spuszczoną głową, sprawiając wrażenie smutnego i przygnębionego. Przez pewien czas każdy myślał, że po wyciemnieniu ekranu film się po prostu skończył. Gdy Leonard Maltin recenzował starsze odcinki, decydując o tym, które z nich mają być umieszczone na kompilacji, stwierdził, że to coś jest zbyt głupie, żeby znalazło się na DVD, chciał jednak mieć cyfrową kopię nagrania ze względu na to, iż było ono stworzone przez Disneya. Gdy zgrał to do postaci cyfrowej i zapisał plik na dysku swojego komputera, zauważył dziwną rzecz...
Cała kreskówka trwała dokładnie 9 minut i 4 sekundy.

Mój znajomy, asystent prezesa Walt Disney Pictures i zarazem kolega pana Maltina, dostarczył mi takie oto informacje mailem:

Wyciemnienie trwało do szóstej minuty, potem znów widać było Mikiego idącego ulicą. Jednak dźwięk był już zupełnie inny. To był bełkot. Nie był to jednak żaden język, brzmiało to bardziej jak mocno zniekształcony odgłos płaczu. Hałas robił się coraz głośniejszy, na obrazie zaczęły pojawiać się dziwne zakłócenia. Chodnik jakby zaczął się cofać pod nogami myszki, a na ponurej twarzy Mikiego powoli zaczął pojawiać się uśmiech. W siódmej minucie bełkot zmienił się w przerażający, bardzo nieprzyjemny dla ucha krzyk, a obraz zaczął się robić jeszcze dziwniejszy. Zaczęły pojawiać się kolory, co w tamtych czasach nie było możliwe. Twarz Mikiego zaczęła się deformować, oczy przemieściły się w zupełnie inne miejsce – jakby na podbródek. Budynki w tle zaczęły falować w powietrzu, a chodnik wciąż się cofał, a potem kierował we wszystkie możliwe strony. Ten przeraźliwy krzyk trwał aż do ósmej minuty, a potem nagle na ekranie pojawiła się twarz Myszki Miki w akompaniamencie muzyki, która brzmiała jak zepsuta pozytywka. To trwało przez jakieś 30 sekund. Pan Maltin się przeraził i wybiegł z pokoju, po czym zamknął płytę z nagraniem w sejfie. A co było w ostatnich 30 sekundach filmiku? Niestety, udało mi się zdobyć jedynie szczątkowe informacje na ten temat. Od ochroniarza, który robił obchód w studio wiem, że któryś z pracowników po obejrzeniu zapisanego na dysku filmu do końca wybiegł z pokoju blady jak ściana, mówiąc siedem razy: „Prawdziwe cierpienie nie jest znane”, po czym wyciągnął pierwszemu napotkanemu ochroniarzowi pistolet i strzelił sobie w głowę. Jedyne co się dowiedziałem to to, że ostatnią klatką filmu był ponoć tekst w języku rosyjskim, który dosłownie można było przetłumaczyć „Znaki piekła wciągają oglądających do środka”. Z tego co wiem, nikt inny nie oglądał całego filmu, ale niektórzy pracownicy próbowali wrzucić nagranie na Rapidshare, za co od razu wylatywali dyscyplinarnie z pracy. Jeśli to nagranie znajduje się gdzieś w sieci, prawdopodobnie nosi tytuł "SuicideMouse.avi". Gdy uda Ci się odnaleźć ten film, pod żadnym pozorem go nie oglądaj i skontaktuj się ze mną telefonicznie, obojętnie o której godzinie.

Czekam na kontakt, T.R.

_______________________________________________________________________________
Dla niektórych użytkowników Suicidemouse jest ostrzeżeniem, jakoby za filmami Walta Disney'a kryło się coś złowrogiego, niepokojącego. Jeszcze inni twierdzą, że to wyssane z palca brednie i fotomontaż, a sama animacja pochodzi ze starego odcinka Myszki Mickey, który można odszukać na internecie (niestety po skasowaniu przez użytkownika filmiku na YouTube, nie udało mi się go nigdzie znaleźć).

Zapewne nigdy nie dowiemy się całej prawdy, możemy tylko gdybać. A Wy, co o tym sądzicie?

PS. Tylko się nie bać, filmik oglądałam nieraz i jeszcze żyję XD

wtorek, 18 czerwca 2013

Nowi sąsiedzi

1.

Coś naprawdę niepokojącego dzieje się po drugiej stronie ulicy. Nie wiedziałem, gdzie o tym napisać – kolega powiedział mi o tej stronie. Chciałem wiedzieć, co Wy o tym sądzicie.

Około miesiąc temu, sąsiedzi z naprzeciwka (którzy mieszkali tam ponad 25 lat) nagle spakowali się i wyprowadzili. Żadnych zapowiedzi, pożegnań - nic. Nie widziałem nawet znaku „Na sprzedaż” na ich trawniku. To było starsze małżeństwo i nie byłem do nich jakoś strasznie przywiązany, ale lubiliśmy się na tyle, żeby powiedzieć „Dzień dobry” i zamienić kilka słów. Byli dobrymi, miłymi ludźmi. Było mi przykro, że wyprowadzają się w taki sposób.

Trzy dni po tym, jak wyjechali, zobaczyłem przed ich domem znak „Sprzedane”. Byłem zaskoczony, jak szybko został sprzedany – trzy dni, a ja nie widziałem żadnych ludzi oglądających go.

Minął może tydzień, zanim wprowadzili się nowi sąsiedzi. Pojawili się tylko z małą ciężarówką – nie mieli zbyt wiele rzeczy. Była to azjatycka para w średnim wieku. Pamiętam, że przyszli, żeby się przywitać (chodzili od domu do domu, żeby przywitać się ze wszystkimi, co wydawało mi się bardzo miłe). Byli spokojni, ale wydawali się mili.

Ostatniej nocy, około 2:00, obudził mnie dźwięk uderzania. Bęc, bęc, bęc. Rytmiczny i stały, jakby ktoś bez przerwy uderzał młotkiem w drewno. Wstałem z łóżka i próbowałem znaleźć źródło tego hałasu. Zajęło mi kilka sekund, żeby zdać sobie sprawę, że dochodzi on z zewnątrz. Powoli otworzyłem okno, przez które widać ulicę i dom sąsiadów. Było ciemno i nie widziałem wiele, ale dźwięk na pewno dochodził z zewnątrz, obok domu sąsiadów.

Mieszkam na końcu ulicy, więc na lewo od mojego domu jest tylko las (z perspektywy sąsiadów po prawej). Dźwięk dochodził dokładnie stamtąd. Z lasu. Bęc, bęc, bęc. Bez przerwy. Nie przyspieszał, nie zwalniał. Był niezmienny. Przechodzą mnie ciarki, gdy teraz o tym myślę.

Zamknąłem okno, myśląc, że dźwięk w końcu ucichnie. Nic takiego się nie stało. Po dziesięciu minutach nadal to słyszałem. Znowu otworzyłem okno, mając nadzieję, że dojrzę, co wydaje ten dźwięk, ale było za ciemno. Zszedłem po schodach, wziąłem latarkę i wróciłem na górę (o wyjściu na zewnątrz nie było mowy).

Podszedłem do okna, włączyłem latarkę i skierowałem ją w stronę lasu. Gdy latarka oświetliła drzewa, walenie ustało. Nagle. Cisza. Pamiętam, jak przeszły mnie ciarki, gdy to się stało. Wychyliłem się przez okno w stronę oświetlonego miejsca. Nie widziałem jednak wiele, tylko drzewa. Odczekałem jeszcze parę minut, a potem wyłączyłem latarkę, tłumacząc sobie, że to musiało być jakieś zwierzę. Dźwięk ustał, więc było w porządku.

Gdy położyłem się na łóżku – bęc, bęc, bęc. Przysięgam, po prostu mnie zmroziło. Jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale w końcu wyskoczyłem z łóżka, otworzyłem okno i krzyknąłem „HEJ!” Zrobiło się cicho.

Do rana było spokojnie, nie słyszałem już nic.

Ale potem zrobiło się jeszcze dziwniej. Obudziłem się rano, nie myśląc o tym, co zdarzyło się w nocy i gdy wychodziłem do pracy, zobaczyłem to.

W głębi lasu, obok domu sąsiadów, stała zniszczona szopa, której nie widziałem wcześniej. Nie wiem nawet czy można to nazwać szopą. Nie miała więcej, niż 2 metry wysokości i była na tyle szeroka, żeby pomieścić kilka osób. Zaniepokoiło mnie to, jak bardzo była zniszczona, mimo, że wcześniej jej tu nie było. Szopa miała dwoje drzwi z owalnymi oknami, drzwi były zardzewiałe i po prostu wisiały na zawiasach. Dach był pochylony do wewnątrz, a ściany krzywe. Wyglądało, jakby wszystko miało się zaraz zawalić.

Wtedy zacząłem się zastanawiać, co do cholery wybudowali moi sąsiedzi. O drugiej w nocy. Hałas musiał pochodzić od młotka. Ale serio, co jest do diabła? O tej godzinie?

Teraz siedzę w moim pokoju i piszę to do was, bo tylko o tym mogę myśleć, odkąd coś znów zaczęło uderzać. Dźwięk nie ustał – słyszę go w tym momencie. Jednak to nie wszystko. Teraz widzę światło dochodzące z szopy. Mogę je dojrzeć z mojego pokoju, tak po prostu.

Walenie słychać dokładnie z miejsca, w którym jest szopa. Jest pierwsza w nocy. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi.

Wiem, że wielu z was mi nie uwierzy, więc zrobiłem zdjęcia tej szopy. Zostały wykonane iPhonem, przepraszam za marną jakość. Pierwsze zrobiłem rano, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Drugie zrobiłem teraz – możecie wyraźnie zobaczyć światło.



Nie wiem, czy mam zadzwonić na policję, czy-

O Boże. Walenie właśnie ustało.

Ktoś zaczął krzyczeć na zewnątrz.

2.

Wow. Dobra. Muszę pozbierać myśli, więc bądźcie dla mnie wyrozumiali. Mało spałem – zarywałem noce obserwując tę szopę, więc wybaczcie, jeśli coś pomieszam lub napiszę nie po kolei. Nie umiem opowiadać historii – po prostu chciałem wam zrelacjonować te wydarzenia.

Większość z was pewnie pamięta mój ostatni wpis o dziwnym zachowaniu sąsiadów.

Pamiętacie krzyk? Nadal nie wiem czyj on był, ani skąd dobiegał. Miałem wrażenie, że dochodził ze strony tej szopy, ale nie mam pewności. Brzmiał jakby krzyczała kobieta, ale mógł to być też młody mężczyzna. Tylko zgaduję. Tamtej nocy nie słyszałem już więcej krzyków ani uderzeń, tak samo, jak przez kilka następnych. Nie mam jednak wątpliwości, że ktoś wciąż używa tej budy.

Pierwszej nocy po usłyszeniu krzyków, przesiedziałem całą noc obserwując szopę. Niczego nie zauważyłem. Żadnego światła, żadnych dźwięków, żadnych przechodzących ludzi. Zasnąłem gdy słońce zaczęło wschodzić, około 6:00, mocno zirytowany.

Kolejnej nocy (kilka dni temu) zaczęło być ciekawie. Znowu nie spałem, tylko czekałem na dźwięki. Nie doczekałem się, ale dokładnie o 2:00 w szopie zaświeciło się światło. Nie widziałem, żeby ktoś tam wchodził. Na pewno bym to zauważył.

Świeciło się dokładnie przez 2 godziny. O 4:00 zgasło. Tak pozostało przez całą noc. Znowu - nie zauważyłem, żeby ktoś stamtąd wychodził.

Powtarzało się to przez kilka następnych nocy. 2:00 – światło się włącza, 4:00 – światło się wyłącza. Ani razu nie zauważyłem, żeby ktoś tam był.

Zacząłem się niepokoić, w końcu powiedziałem o wszystkim mojemu koledze (temu, który powiedział mi o tej stronie). Zgodził się, żeby pójść i sprawdzić, co tam jest.

Po południu zakradliśmy się do lasu i poszliśmy w stronę tej budy. Drzwi były mocno zardzewiałe, włożyliśmy dużo wysiłku, żeby otworzyć chociaż jedne. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. Dwóch dorosłych facetów ledwo otworzyło te drzwi – niemożliwe, żeby tym drobnym Azjatom się to udało. Musieliby to zrobić bezszelestnie.

Otworzyliśmy drzwi, zajrzeliśmy do środka – i nic. Było kompletnie pusto. Żadnej lampy zwisającej z sufitu, żadnego włącznika światła. Nie było tam nic.

Oprócz podłogi. Prawie tego nie zauważyliśmy.

Do drewnianej podłogi był przyczepiony mały, metalowy uchwyt w kształcie półkola. Jeden z takich, które służą do otwierania zapadni w podłodze.

Spojrzałem na mojego kumpla, zdecydowaliśmy, żeby za niego pociągnąć. Nic to nie dało. Szarpnęliśmy kilka razy, ale klapa była zamknięta od środka. Każde szarpnięcie wydawało głośne uderzenie.

Wtedy się przeraziłem. To był dźwięk, który słyszałem w nocy. Ktoś próbował otworzyć zapadnię.

Ludzie…

Myślę, że coś tam jest.

3.

Muszę was przeprosić, że się nie odzywałem – miałem wrócić do tej szopy w tamten weekend, ale żona mojego kumpla (tego, który miał ze mną iść) urodziła dziecko, więc przez tydzień nie miał wolnej chwili. Nie pisałem, bo nie miałem nowych informacji, a nie chciałem iść sam. Jeszcze raz przepraszam.

Ostatniej nocy (w niedzielę) mój kumpel w końcu do mnie przyszedł. Chcieliśmy wrócić do szopy, żeby lepiej przyjrzeć się zapadni, spróbować ją otworzyć i zrobić parę zdjęć. Rozważaliśmy zabranie łomu, ale w końcu zrezygnowaliśmy – mógłby narobić za dużo hałasu. Mieliśmy nadzieję, że uda się nam ją podważyć i jakoś odblokować.

O 1:00 przeszliśmy przez ulicę, w stronę podwórka sąsiadów. Czekaliśmy do późna, żeby mieć pewność, że śpią. Nie chcieliśmy ryzykować, że nas zobaczą.

W ich domu nie świeciło się żadne światło, więc stwierdziliśmy, że zasnęli. Nie wzięliśmy latarek – nie chcieliśmy, żeby zauważyli światło. Zamiast tego mieliśmy używać świateł z naszych telefonów – były ciemniejsze niż latarka, ale wciąż na tyle jasne, żeby z nich korzystać. Gdy byliśmy na miejscu, szopa wyglądała na większą, niż mi się wydawało. Zrobiłem jej zdjęcie z zewnątrz, ale wyszło nieostre i ciemne – nie chciałem włączać lampy błyskowej zaraz przy domu sąsiadów. Właśnie zgrywam zdjęcia na komputer, może uda się wam coś zobaczyć, gdy je zamieszczę.

Z trudem udało się nam przejść przez drzwi. Tak, jak przedtem, szopa była całkowicie pusta. W ciemności wyglądało to trochę strasznie. Uchwyt wciąż tam był, nic się nie zmieniło od naszej ostatniej wizyty. Zrobiłem kilka zdjęć uchwytu, zapadni i wnętrza szopy. Mój kumpel powiedział, że chce otworzyć klapę. Pociągnął za uchwyt, a zapadnia…po prostu się otworzyła. Nie była zablokowana. Pociągnął dość mocno, bo spodziewał się, że będzie zamknięta a ona prawie go uderzyła. Pamiętam jego spojrzenie, po prostu gapił się na mnie, kucając, bez jakichkolwiek emocji. Nie mogliśmy uwierzyć.

I wtedy ją zamknął. Nie chciał tam zejść. Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że to się otworzy. Cały czas powtarzał: „Chodźmy stąd, chodźmy stąd”, ale ja ubłagałem go, żeby zostać jeszcze przez chwilę. Podniosłem klapę, próbując dojrzeć, co pod nią jest. Było ciemno, ale zobaczyłem schody. Dosyć strome betonowe schody, które prowadziły do korytarza. Nie widziałem, co było dalej. Po obu stronach były cienkie, drewniane balustrady. Udało mi się zrobić dość wyraźne zdjęcie (światło w dolnej części zdjęcia pochodzi z telefonu kolegi).

I do cholery…zeszliśmy w dół. Sam w to nie wierzę, ale zeszliśmy po tych schodach.

Musieliśmy się schylić dość nisko, bo drzwi nie otwierały się całkowicie (przyparliśmy je kamieniem, żeby się nie zamknęły). Było około 25 betonowych stopni. Na dole znajdował się korytarz, który po kilku metrach skręcał w lewo. Poszliśmy do przodu, skręciliśmy i zastaliśmy trochę większą przestrzeń. Było ciemno, ale gdy zeszliśmy pod ziemię, włączyliśmy latarki w naszych telefonach. I chyba nadal nie do końca rozumiem to, co zobaczyliśmy.

Był to jeden długi pokój, szerokości szkolnego korytarza, a przy ścianach znajdowało się pełno gnijących i rdzewiejących szafek. Było ich tak dużo, że pokrywały całą dolną część ścian pokoju. Sięgały mi do ramion. Każda miała przyklejony mały biały pasek z tekstem „Brak sygnału”, napisanym na maszynie. Wszystkie napisy były takie same, każdy jeden. Otworzyliśmy większość szafek – były puste. Na jednej z nich stał stary monitor od komputera z lat 90 (taki z ogromnym tyłem). Nie był podłączony, ale na ekranie było coś wypalone. Było trudno dojrzeć, ale wyglądało to jak jakiś program do wprowadzania danych, który utrwalił się na ekranie. Widziałem dużo białych, pustych pasków do wpisywania tekstu i szarych przycisków pod nimi. Niestety, nie mogłem odczytać żadnych słów, wszystko było niewyraźne.

Ale potem zrobiło się jeszcze dziwniej. Na końcu korytarza, przed nami, były normalnej wielkości metalowe drzwi. Nie miały klamki, ani uchwytu. Za to w ich górnej części był wizjer.

Gdy w niego spojrzałem, serce mi zamarło.

Wizjer znajdował się po drugiej stronie drzwi. Był skierowany na nas. Na korytarz z szafkami.

Pokazałem to mojemu kumplowi, a on tylko stał i się patrzył. A potem uciekliśmy stamtąd, najszybciej jak mogliśmy.

Jest już naprawdę późno, jesteśmy teraz u mnie w domu i próbujemy zrozumieć to, co widzieliśmy. Dopiero teraz się zorientowałem – na dole nie było żadnego źródła światła. Ani jednej żarówki, czy przełącznika. Skąd więc, do cholery, pochodziło światło, które widziałem wcześniej? Co chwilę patrzę przez okno – światła teraz nie ma. Jeśli się pojawi, chyba tam pójdziemy. Mój kumpel nie chce wracać – ale ja nie wiem. Zobaczymy.

Nie ma szans, żebym zasnął. Wciąż myślę o tych szafkach. I drzwiach. Z wizjerem patrzącym na korytarz.

Uderzanie! Właśnie teraz zaczął się hałas!

Światło się świeci, Jezu Chryste, świeci się! Nadal słychać walenie, na sto procent dochodzi z tej budy.

Wracamy, wracamy tam teraz. Zdjęcia muszą poczekać, mam je na telefonie. Zabieram go ze sobą, gdyby trzeba było jeszcze jakieś zrobić, albo zadzwonić na policję.

Napiszę wam wszystko gdy wrócimy…o Boże, ktoś krzyczy.

Dźwięk dochodzi z szopy.


Polskie tłumaczenie zawdzięczamy Lupus28 z paranormalne.

Annora Petrova

BREE, NIE USUWAJ TEGO PROSZĘ!

Wiem, że mnie nienawidzisz, ale byłyśmy kiedyś najlepszymi przyjaciółkami i chciałabym, abyś to przeczytała. Wydaje mi się, że znalazłam się w poważnych tarapatach i raczej nic nie da się z tym zrobić, jednak musisz to przeczytać, żeby zrozumieć.

Wiem też, że nie rozmawiałyśmy od dawna, lecz to co się stało, nie było moją winą. A przynajmniej nie w całości. Wszyscy myślą, że tak było, ale nigdy nie zrobiłabym czegoś, co mogłoby cię skrzywdzić.

To zabrzmi głupio, ale proszę, żebyś to opowiedziała - tak, aby ktoś inny też o tym wiedział.

Zaczęło się, kiedy byłyśmy w 8-mej klasie. Noc przed turniejem Crystal Classic. Siedziałam w domu, nie mogąc zasnąć z powodu zdenerwowania. Przeglądałam internet, ale nie byłam w stanie skupić się na niczym. Z nudów wygooglowałam swoje nazwisko.

Nie powinnam była tego robić, Bree. Na początku pojawiły się zwykłe informacje, które widzisz googlując siebie, a potem natrafiłam na link do Wikipedii o mnie.

Pomyślałam, że napisał to nasz klub albo tata czy coś. Nie było tam wiele, podstawowe wiadomości na temat łyżwiarstwa czy miasta, w którym mieszkałam, lecz tym co mnie zdziwiło była informacja, że wygrałam tegoroczny Crystal Classic.

Zaśmiałam się, myśląc, że ktoś to napisał, żeby dodać mi odwagi. Spytałam się taty, ale zaprzeczył.

Gdy wygrałam zawody następnego dnia, byłam w siódmym niebie. Pierwszy turniej, w którym kiedykolwiek zwyciężyłam. Po nim zaczęłam bardzo ciężko pracować. To właśnie wtedy rodzice zatrudnili Sergei'a, aby mnie nauczał. Pewnie wiesz, ile to mogło kosztować.

Po tym wydarzeniu zaczęłam sprawdzać Wikipedię przed każdymi zawodami i zawsze przewidywała wyniki dotyczące mojego miejsca. Było napisane, że wygram turniej regionalny i wszystko się sprawdziło.
Sergei namówił mamę i tatę, żeby pozwolili mi wziąć udział w Olimpiadzie. Zabrali mnie ze szkoły.

Trenowałam każdego dnia, ale nie rozwijałam się wystarczająco szybko, aby wystąpić w Mistrzostwach (według Sergei'a). Starałam się z całych sił i jeździłam też bardzo dobrze, ale Sergei cały czas powtarzał, że to nie wystarczy.

Zawody nadeszły. Myślałam jedynie o zwycięstwie i zrobiłam coś, czego nie powinnam. Każdy wciąż powtarzał, że jesteś faworytką, przez co poczułam się, jakbym już przegrałam. Utworzyłam konto na Wikipedii i zmieniłam artykuł na mój temat, aby napisać, że wygrałam.

Tylko, że tuż po tym sprawdziłam stronę i wyświetlił się jedynie ten napis:
"Annora Petrova jest samolubną, małą dziwką, która dostanie na co zasłużyła."

Załamałam się. Dlatego tego dnia wyglądałam tak potwornie. Byłam zszokowana. Pamiętam jak oglądałam twój występ, aż w pewnym momencie oderwała się szyna z twojej łyżwy. Chwilę potem, leżałam na ziemi, z twarzą zalaną krwią w miejscu rozcięcia na czole. Powiedzieli mi, że to moja wina, ponieważ wcześniej miałam twoje łyżwy. Bree, na prawdę przy nich nie majstrowałam - chciałam wygrać, ale nigdy nie zrobiłabym czegoś, co by cię skrzywdziło.

Kiedy powiedzieli, że mam zakaz udziału w następnych turniejach, każdy powtarzał, że dostałam to na co zasłużyłam. Nikt nawet nie spytał się o moją wersję wydarzeń.

Chyba słyszałaś, że Sergei odrzucił mnie po tym wszystkim. Powiedział, że go zrujnowałam. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać.

Wiesz jak to jest być obiektem pogardy? Nie miałam nawet chwili wytchnienia.

A wtedy artykuł stał się nawet gorszy. Kiedy tylko sprawdzałam, opisywał te okropne rzeczy na mój temat. Nie potrafiłabym opowiedzieć nawet połowy z nich, język był taki wulgarny. Płakałam za każdym razem, gdy to czytałam, ale nie mogłam przestać.

Wiedziałam, że trzeba było coś zrobić, więc napisałam skargę do Wikipedii. Nawet do nich dzwoniłam, ale wszyscy zarzekali się, że nie wiedza nic o takiej stronie.

Byłam sama w domu tej piątkowej nocy. Postanowiłam sprawdzić, czy artykuł został juz usunięty. Wciąż tam był a tym razem głosił: "Annora Petrova to mała, żałosna sierota."

Odbiło mi. Zaczęłam wydzwaniać po rodzicach, aby ich ostrzec, ale za każdym razem słyszałam ten straszny śmiech z drugiej strony. Dzwoniłam chyba ze sto razy, aż śmiech ustał.

Po wypadku, policja oddała mi ich telefony, które nie zarejestrowały żadnego z moich połączeń zeszłej nocy.

Byłam zdruzgotana. Przedtem potrafiłam trenować całymi dniami, ale nigdy nie zauważyłam, jak samotna byłam. Wiem, że próbowałaś się wybić, ale byłam tak zdenerwowana i zestresowana, że nic mnie nie obchodziło.

Gdy skończyłam 18 lat i dostałam pieniądze ze spadku, wyjechałam do Szwajcarii.

Musiałam wziąć się w garść. Moje łyżwiarstwo bardzo się pogorszyło. Nie minął nawet rok, a mi wydawało się, że minęły wieki.

Dlatego nie powinnam była tego robić, Bree.

Piszę do ciebie ze starego hotelu w okolicach Pragi. Jutro mam przesłuchanie do "Ice Circus". Wiem, że niegdyś naśmiewaliśmy się z takich rzeczy, ale na prawdę tego chcę. Byłam mocno zdenerwowana, więc z przyzwyczajenia sprawdziłam tamtą stronę.

Trudno mi o tym mówić, ale kiedy zajrzałam do artykułu, żeby zobaczyć, czy uda mi się dostać tamtą pracę, moim oczom ukazała się taka wiadomość:
"Annora Petrova umarła bez przyjaciół, w samotności."
Dzisiejszy dzień jest datą mojej śmierci.

Szlocham tak mocno, że ledwo piszę. Ale chciałam, abyś poznała prawdę. Proszę, uwierz mi, Bree. Załączam zdjęcie strony, żebyś mogła mi uwierzyć, wszystko tam jest.

Nie wiem co mam robić. Nikogo tutaj nie znam a nikt nie mówi po angielsku. Wciąż odświeżam stronę.

Boże, minęły chyba lata, nieustannie odświeżam ale bez zmian. Będę czekała do północy, nie wiedziałam co zrobić, więc zamknęłam się w pokoju.

Już tylko kilka minut do północy. Mogę tylko odświeżać stronę. Jestem wyczerpana, ale nie mogę przestać. Boję się, że zostawię komputer zanim dowiem się, co stanie się później.


Polskie tłumaczenie dzięki Akiro z paranormalne.

czwartek, 13 czerwca 2013

Chip Chan

Chip-Chan (prawdziwe imię/nazwisko nieznane) została odkryta przez 4-chanową sekcję /x/ 6 sierpnia 2011 roku, w wątku poruszającym zagadnienie „podglądactwa” przy wykorzystaniu kamerek internetowych (najczęściej bez zgody osoby „zainteresowanej”). Na filmie spała tak mocno, że użytkownik, oprócz umieszczenia jej kamerki na portalu dodał jeszcze komentarz : „Jakaś laska, siedząca na krześle z podkulonymi nogami, wszędzie dookoła jej biurka i na oknach porozwieszane są znaki w języku koreańskim. Myślę... że jest martwa”.

Tym właśnie zwróciła swoją uwagę sekcji /x/. Przez następne kilka godzin, mnóstwo użytkowników komentowało każdy z niewielkich ruchów jakie wykonywała – wierząc, że to po prostu siła grawitacji oddziaływająca na martwe od dłuższego czasu ciało.

Jeden z nich zauważył : „Dwie godziny temu, ktoś obserwował ją przez całą godzinę. Od tamtego czasu nie poruszyła się ani razu”. Jednak wszystkie spekulacje zostały rozwiane, gdy obudziła się na chwilę aby podrapać się po nodze. Cała sytuacja dalej nie posunęła się ani trochę w kierunku rozwiązania : nieznana nikomu Koreańska kobieta, śpiąca w niewygodnej pozycji przez nienormalnie długi okres czasu, otoczona pustymi butelkami po wodzie a całe jej biurko oraz okna pokryte znakami napisanymi w języku Koreańskim.

Niedługo potem zaskoczyła wszystkich swoją nagłą pobudką. Szybko, schowała się za jeden ze swoich znaków i zaczęła korzystać z laptopa (co mogliśmy zobaczyć w kamerze nr. 2). Ze względu na niską jakość obrazu, po dziś dzień nie wiemy nad czym mogła wtedy pracować.

Wszyscy byli zainteresowani znaczeniem plakatów znajdujących się w jej pokoju. Jeden z użytkowników postanowił „skonsultować się” z tłumaczem Google, kilku innych poprosiło o pomoc znajomych zajmujących się językiem koreańskim. Ze względu na tragiczną jakość kamer, odczytywanie znaków było bardzo męczącym zajęciem – a Ci szczęśliwcy, którym się to udało, zgodnie twierdzili, że nie mają one najmniejszego sensu. Były, zniekształcone, mylące i nie naturalne. Niektórzy zastanawiali się czy rzeczywiście zostały one napisane w języku koreańskim, ponieważ kaligrafia i styl jednoznacznie wskazywały, że nie jest to osoba, dla której język ten jest językiem ojczystym.

Pierwszy z odcyfrowanych znaków brzmiał : „Nie możesz zmusić osoby aby była nieprzytomna tylko od 7 do 10 po południu”. Zauważono, że znaki “경정P” albo nie znaczą nic albo są pewnego rodzaju imieniem bądź nazwą własną. Ponownie z powodu na jakość obrazu, pełne tłumaczenie było praktycznie niemożliwe do wykonania. Mimo wszystko udało się przetłumaczyć kilka z nich :

-„Nie daj się oszukać/Nie daj się ogłupić

-„Zawsze, wcześnie rano/Codziennie, samym rankiem

-„Jeżeli ktoś przyjdzie, to sparaliżuje (w domyśle, tą osobę)

-„Nie mogę przestać/Nikt mnie nie powstrzyma

Jeden z użytkowników (który posiadał znajomych w Korei), zauważył, że być może przekaz ze znaków jest skierowany w stronę każdego, który się jej przygląda. Pojawiła się także druga teoria, w której miało być to rozpaczliwe błaganie o pomoc. Jego znajomi, potwierdzili wcześniejszą tezę, że pismo jest bardzo nie naturalne a gramatyka stoi na bardzo kiepskim poziomie.

Wkrótce po tym, Chip-Chan stworzyła kolejny plakat. Jednak w tym wypadku tłumaczenie było zupełnie nie możliwe. Tekst nie miał zupełnie żadnego sensu, widniały tam również znaki, które nie występują w języku koreańskim. Jednak dla niej, musiał być on bardzo ważny, ponieważ ciągle zwracała naszą uwagę w jego kierunku – całą noc spędziła na przepisywaniu i tworzeniu nowych wersji, jednak bez skutku… nic nie dało się z tego zrozumieć - wspomina jeden z internautów.

Wielu użytkowników doszło do wniosku, że jej zachowania, jak np. możliwość snu w niewygodnej (nienaturalnej) pozycji przez bardzo długi czas pasują idealnie do objawów, które możemy zaobserwować u osób chorych na schizofrenię. Teoria ta nie została jednak nigdy potwierdzona.

Niedługo potem, wyszło na jaw (w oparciu o kilka blogów, które prowadzi), że filmowała siebie od 2008 roku. Z tego co pisze, wynika, że kamery zainstalowane w jej domu nie zostały zamontowane przez nią. Jednak utrzymuje je aby śledzić, co dzieje się w czasie kiedy śpi. Wciąż nie wiadomo po co to robi.

Czytając jej blogi można dojść do tego, że cierpi na paranoję. Ponownie, nie zostało to potwierdzone przez żadnego specjalistę.

Jak dotąd, ciągle walcząc z jej łamaną angielszczyzną i karkołomnym koreańskim, udało się nam wywnioskować, że Chip-Chan w 1999 roku została porwana przez skorumpowanego oficera Policji, który w jakiś sposób zapanował nad jej świadomością. Następnie wszczepił w jej chrząstkę, znajdującą się w kostce „VeriChip”. Dzięki niemu, jest w stanie zobaczyć wszystko co robi i usłyszeć wszystko co mówi, co więcej kontroluje nim jej sen oraz powstrzymuje od ucieczki. Wszystkie dziwne objawy zaobserwowała u siebie w 2006 roku – szczególnie wymowne były chroniczne senne koszmary.

Codziennie spałam po 20 godzin” – możemy przeczytać na jej blogu. W tym wpisie ponownie wraca do tego, że to nie ona zainstalowała kamery. Ale do tej pory utrzymywała je aby móc kontrolować to co dzieje się w czasie jej „wymuszonego” snu. Pierwotnie mieliśmy dostęp do 3 kamer, na dzień dzisiejszy działają jedynie 2 z nich.

Po tym jak znalazła się pod ciągłą obserwacją „śpi tylko od 4 do 10 godzin”, ale jej oprawca (jak go nazywa) może sprawić, że będzie spać przez cały dzień. Z jej strony możemy się także dowiedzieć, że zanim to wszystko się zaczęło, potrzebowała jedynie 4 godzin snu dziennie i potrafiła się po nich budzić bez żadnego bodźca z zewnątrz. Po wszczepieniu „VeriChip’a” twierdzi, że specjalnie skonfigurowała budzik tak, aby dzwonił co 10 minut – jednak kiedy śpi nigdy nie reaguje na dźwięk alarmu (na dzień dzisiejszy nie mamy dowodów na obecność takowego alarmu).

Chip-Chan, apeluje do wszystkich, którzy starają się usłyszeć bądź dostrzec sławny alarm, aby „nigdy go nie słuchali ani w żaden sposób na niego reagowali”. Jego działanie pozostaje tajemnicą.

Za mało creepy?
Tutaj kamerka do obserwowania jej: KLIK

Polskie tłumaczenie dzięki Shinji77 z paranormalne.pl