Mam na imię Max i interesuję się ludzkimi lękami. Skąd się biorą,
przecież nie mogą powstawać ot tak z powietrza. Może to zasługa pamięci
genetycznej, a może.... czegoś innego.
Ostatnio zauważyłem, ze wiele
osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że
czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?
Siderodromofobia do przeczytania tutaj
Klaustrofobia do przeczytania tutaj
Dentofobia
Przez długi czas nie pisałem tutaj, bo po prostu wiele się działo w
moim życiu i na uczelni. W każdym razie, studia mam już za sobą, a z
tego barwnego okresu jest też więcej ciekawych i niepokojących historii
dotyczących lęków, nie tylko przypadek Emily. Podzielę się z wami
wszystkimi.
Zacznę od tego, że zaraz po rozmowie z Tedem, nawiązała się między
nami mocna nić przyjaźni. Udało mi się wyrwać go ze skorupy samotności, a
nie chcąc go ciągać po imprezach, spędzaliśmy sporo czasu po prostu
spacerując po mieście. Czasami wpadaliśmy też do jakiegoś baru na małe
piwko przed snem. I to tam właśnie po raz pierwszy usłyszeliśmy o
historii, która miała miejsce jakiś czas temu.
Nie zawsze przysłuchujesz się gadaninie innych ludzi w barze, ale
kiedy jesteś osobą, która odczuwa dziwne zafascynowanie strachem, a ktoś
obok zaczyna mówić o czymś bardzo niepokojącym, twój umysł sam wyostrza
twój słuch, abyś nie uronił ani grama z opowieści.
Mężczyzna siedzący przy stoliku obok nie wyglądał na pijanego. Dwie
osoby towarzyszące mu również. Dlatego właśnie postanowiłem potraktować
poważnie to, co od nich usłyszałem.
Grudniowa noc sprzed kilku lat przyniosła mojemu studenckiemu miastu
plagę zachorowań. Do typowych objawów grypy dołączała opuchlizna na
dziąsłach i ich ropienie. Nic przyjemnego. Dolegliwości te dotykały
najczęściej dzieci. Rodzice starali się je za wszelką cenę wykurować
domowymi sposobami, ale większości dzieciaków nie udało się uniknąć
wizyty u stomatologa, bo nawet, gdy gorączka i katar mijały, problemy
dziąseł nie znikały.
W lokalnym internecie zaczęły krążyć wtedy plotki o
stomatologach-wyłudzaczach, którzy postanowili wzbogacić się na owej
epidemii, biorąc "w łapę" za jakieś podejrzane mazidła, zachwalane przez
nich niczym ósmy cud świata. Przestrzegano także przed domorosłymi
dentystami, którzy reperowali swoje domowe budżety zapraszając na fotel
pacjentów, mimo zupełnego braku wykształcenia w tym kierunku.
Ale żaden z nich nie przerażał ludzi w takim samym stopniu, jak przerażał ich doktor Harris.
Tak naprawdę żaden z mieszkańców nie potrafiłby powiedzieć wiele na
jego temat. Doktor Harris pojawił się znikąd zaraz na początku plagi i
zajął nędzne mieszkanko w odrobinę zrujnowanym bloku w ubogiej
dzielnicy. Jedynym, co ratowało jego reputację były przesadnie i jakby
histerycznie wręcz pozytywne opinie na jego temat w sieci. Nie dało się
znaleźć jednak niczego na temat jego przeszłości, zero wiadomości na
temat studiów czy praktyki zawodowej. W dobie internetu takie sytuacje
są naprawdę dziwne, prawda?
Przejdźmy jednak do rzeczy. Nawet w tak sporym mieście jak to, wieści
o najlepszych lekarzach szybko się rozchodzą, a doktor Harris zaczął
być na językach wszystkich. Tłumy zaniepokojonych rodzin, których dzieci
dopadła ta dziwna choroba zjeżdżały nawet z drugiego końca miasta.
Udało mi się porozmawiać z kilkoma osobami, które wciąż przyznawały się
do istnienia doktora Harrisa. Opowiadały, że był miły, łagodny dla
dzieci, ale od razu po wejściu do gabinetu czuły, że "coś z nim jest nie
tak". To było tylko odczucie, znikające tak szybko jak tylko się
pojawiło, ale jednak po jakimś czasie były je sobie w stanie
przypomnieć. Tak jak i to, że zaraz po wyjściu odczuwali zupełną euforię
i chęć podzielenia się dobrymi opiniami o lekarzu z innymi. Stąd tak
wiele pozytywnych opinii na forach. Za to jeśli chodzi o sam przebieg
wizyt, były one jedną wielką czarną dziurą. Być może we wcześniejszych
wspomnieniach coś się na ten temat zachowało. Niestety z biegiem czasu,
nikt już o tym nie pamiętał. Tak samo jak o wyglądzie doktora Harrisa.
Mówi się, że doktor zniknął z miasta zaraz po tym, kiedy zachorowania
ustały. Radość z wizyt nie szła jednak w parze z ich skutecznością -
większość dzieci cierpiała potem na zapalenia dziąseł i...strach,
potworny strach przed jakimkolwiek nawet wspomnieniem o kontrolnej
wizycie u stomatologa. Leczono je więc na powrót domowym sposobem powoli
zapominając o doktorze Harrisie i towarzyszącym wizytom u niego
odczuciom.
Badając to zjawisko dalej, zauważyłem coś dziwnego. Żaden spis
lekarzy z tamtego okresu nie potwierdza obecności doktora Harrisa w tym
mieście. Mógł być jednym z symulantów, to jasne, ale za wizyty nie brał
podobno zupełnie żadnych opłat, a wiadomości o epidemii i wszystkie
wpisy z lokalnych stron internetowych dotyczące tego "lekarza", zniknęły
z serwerów na krótko przed jego odejściem z miasta. Jedyne, co po nim
zostało to zamglona pamięć kilku osób i straszliwy lęk przed
stomatologami u "leczonych" przez niego dzieci.
Co więcej, natknąłem się na kilka innych, niepokojących pozostałości
po "plagach" mających miejsce w różnym czasie, w różnych stronach
świata. Kontrolowane epidemie występujące na określonym terenie przez
określoną ilość czasu i o określonych właściwościach.
Starannie tuszowane eksperymenty rządowe? A może badanie nas przez inną, inteligentną rasę?
Jeszcze tego nie wiem, ale czułem, że wdepnąłem w coś wielkiego. Czułem, że muszę się temu bliżej przyjrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz