wtorek, 8 listopada 2016

[autorskie] FOBIE - Dentofobia.

Mam na imię Max i interesuję się ludzkimi lękami. Skąd się biorą, przecież nie mogą powstawać ot tak z powietrza. Może to zasługa pamięci genetycznej, a może.... czegoś innego.
Ostatnio zauważyłem, ze wiele osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?


Siderodromofobia do przeczytania tutaj
Klaustrofobia do przeczytania tutaj

Dentofobia

Przez długi czas nie pisałem tutaj, bo po prostu wiele się działo w moim życiu i na uczelni. W każdym razie, studia mam już za sobą, a z tego barwnego okresu jest też więcej ciekawych i niepokojących historii dotyczących lęków, nie tylko przypadek Emily. Podzielę się z wami wszystkimi.

Zacznę od tego, że zaraz po rozmowie z Tedem, nawiązała się między nami mocna nić przyjaźni. Udało mi się wyrwać go ze skorupy samotności, a nie chcąc go ciągać po imprezach, spędzaliśmy sporo czasu po prostu spacerując po mieście. Czasami wpadaliśmy też do jakiegoś baru na małe piwko przed snem. I to tam właśnie po raz pierwszy usłyszeliśmy o historii, która miała miejsce jakiś czas temu.

Nie zawsze przysłuchujesz się gadaninie innych ludzi w barze, ale kiedy jesteś osobą, która odczuwa dziwne zafascynowanie strachem, a ktoś obok zaczyna mówić o czymś bardzo niepokojącym, twój umysł sam wyostrza twój słuch, abyś nie uronił ani grama z opowieści.

Mężczyzna siedzący przy stoliku obok nie wyglądał na pijanego. Dwie osoby towarzyszące mu również. Dlatego właśnie postanowiłem potraktować poważnie to, co od nich usłyszałem.

Grudniowa noc sprzed kilku lat przyniosła mojemu studenckiemu miastu plagę zachorowań. Do typowych objawów grypy dołączała opuchlizna na dziąsłach i ich ropienie. Nic przyjemnego. Dolegliwości te dotykały najczęściej dzieci. Rodzice starali się je za wszelką cenę wykurować domowymi sposobami, ale większości dzieciaków nie udało się uniknąć wizyty u stomatologa, bo nawet, gdy gorączka i katar mijały, problemy dziąseł nie znikały.

W lokalnym internecie zaczęły krążyć wtedy plotki o stomatologach-wyłudzaczach, którzy postanowili wzbogacić się na owej epidemii, biorąc "w łapę" za jakieś podejrzane mazidła, zachwalane przez nich niczym ósmy cud świata. Przestrzegano także przed domorosłymi dentystami, którzy reperowali swoje domowe budżety zapraszając na fotel pacjentów, mimo zupełnego braku wykształcenia w tym kierunku.

Ale żaden z nich nie przerażał ludzi w takim samym stopniu, jak przerażał ich doktor Harris.

Tak naprawdę żaden z mieszkańców nie potrafiłby powiedzieć wiele na jego temat. Doktor Harris pojawił się znikąd zaraz na początku plagi i zajął nędzne mieszkanko w odrobinę zrujnowanym bloku w ubogiej dzielnicy. Jedynym, co ratowało jego reputację były przesadnie i jakby histerycznie wręcz pozytywne opinie na jego temat w sieci. Nie dało się znaleźć jednak niczego na temat jego przeszłości, zero wiadomości na temat studiów czy praktyki zawodowej. W dobie internetu takie sytuacje są naprawdę dziwne, prawda?

Przejdźmy jednak do rzeczy. Nawet w tak sporym mieście jak to, wieści o najlepszych lekarzach szybko się rozchodzą, a doktor Harris zaczął być na językach wszystkich. Tłumy zaniepokojonych rodzin, których dzieci dopadła ta dziwna choroba zjeżdżały nawet z drugiego końca miasta. Udało mi się porozmawiać z kilkoma osobami, które wciąż przyznawały się do istnienia doktora Harrisa. Opowiadały, że był miły, łagodny dla dzieci, ale od razu po wejściu do gabinetu czuły, że "coś z nim jest nie tak". To było tylko odczucie, znikające tak szybko jak tylko się pojawiło, ale jednak po jakimś czasie były je sobie w stanie przypomnieć. Tak jak i to, że zaraz po wyjściu odczuwali zupełną euforię i chęć podzielenia się dobrymi opiniami o lekarzu z innymi. Stąd tak wiele pozytywnych opinii na forach. Za to jeśli chodzi o sam przebieg wizyt, były one jedną wielką czarną dziurą. Być może we wcześniejszych wspomnieniach coś się na ten temat zachowało. Niestety z biegiem czasu, nikt już o tym nie pamiętał. Tak samo jak o wyglądzie doktora Harrisa.

Mówi się, że doktor zniknął z miasta zaraz po tym, kiedy zachorowania ustały. Radość z wizyt nie szła jednak w parze z ich skutecznością - większość dzieci cierpiała potem na zapalenia dziąseł i...strach, potworny strach przed jakimkolwiek nawet wspomnieniem o kontrolnej wizycie u stomatologa. Leczono je więc na powrót domowym sposobem powoli zapominając o doktorze Harrisie i towarzyszącym wizytom u niego odczuciom.

Badając to zjawisko dalej, zauważyłem coś dziwnego. Żaden spis lekarzy z tamtego okresu nie potwierdza obecności doktora Harrisa w tym mieście. Mógł być jednym z symulantów, to jasne, ale za wizyty nie brał podobno zupełnie żadnych opłat, a wiadomości o epidemii i wszystkie wpisy z lokalnych stron internetowych dotyczące tego "lekarza", zniknęły z serwerów na krótko przed jego odejściem z miasta. Jedyne, co po nim zostało to zamglona pamięć kilku osób i straszliwy lęk przed stomatologami u "leczonych" przez niego dzieci.

Co więcej, natknąłem się na kilka innych, niepokojących pozostałości po "plagach" mających miejsce w różnym czasie, w różnych stronach świata. Kontrolowane epidemie występujące na określonym terenie przez określoną ilość czasu i o określonych właściwościach.
Starannie tuszowane eksperymenty rządowe? A może badanie nas przez inną, inteligentną rasę?
Jeszcze tego nie wiem, ale czułem, że wdepnąłem w coś wielkiego. Czułem, że muszę się temu bliżej przyjrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz