niedziela, 17 maja 2020

Dostałem pracę nocnego stróża na prywatnym cmentarzu, ale coś tu nie gra... (1/8)

Witajcie, jestem Henry. Całkiem niedawno skończyłem studia i zostałem grafikiem. Zanim znajdę coś sensownego w zawodzie, postanowiłem przyjąć ofertę, która wisiała między ogłoszeniami w moim lokalnym spożywczaku. Chodziło o posadę stróża nocnego na prywatnym cmentarzu usytuowanym na obrzeżach miasta. Zadzwoniłem pod podany numer i porozmawiałem z kobietą, która udzieliła mi bardziej szczegółowych informacji. Tym co mnie zaskoczyło, była stawka: aż 30 dolców za dziesięciogodzinną zmianę. Ponieważ naprawdę potrzebuję forsy, zgodziłem się. Kobieta poleciła mi stawić się na godzinę 19.00, aby zacząć o czasie.

Cmentarz leżał jakieś 25 minut drogi samochodem od mojego domu, a prowadził do niego niezbyt dobrze utrzymany trakt. Drzewa rosły na poboczach bardzo gęsto i szybko zapadał zmierzch. Po pewnym czasie jazdy polegającej na unikaniu dziur w nawierzchni, wreszcie zauważyłem otwartą, starą bramę porośniętą mchem. Przejechałem przez nią. Wokół mnie pojawiło się jeszcze więcej drzew, a mrok gęstniał coraz bardziej. Zacząłem zauważać groby. Były najróżniejsze: duże, wysokie, popękane, ozdobione posągami i rzeźbami. Zajmowały całą wolną przestrzeń, na którą pozwalały im drzewa. Powoli zacząłem czuć pewien rodzaj grozy. Zmierzch przeradza się w noc, a ja jestem w takim miejscu.

Droga ciągnęła się jednym torem. Zgodnie z tym, co powiedziała mi przez telefon zatrudniająca mnie kobieta, miałem nią jechać dopóki nie zobaczę stróżówki po prawej stronie. Niedługo rzeczywiście zaczęła przede mną majaczyć niewielka budka stojąca w środku cmentarza. Przyjrzałem się jej. Nie była najlepiej oświetlona, a dach wyglądał na popękany. W środku stało biurko, spod którego zaczął wychodzić strażnik z dziennej zmiany. Wyglądało na to, że przysnął na kilka godzin. Zaparkowałem obok jego samochodu, a mężczyzna tym czasem wyszedł mi na spotkanie. Wysiadłem z auta. Wieczorne powietrze było szorstkie, czułem jak na moich ramionach i szyi pojawia się gęsia skórka. Dzienny strażnik okazał się być mężczyzną w średnim wieku. Zdawał się być mocno zmęczony, miał ogromne cienie pod oczami. Przywitaliśmy się zdawkowo, po czym mężczyzna zaczął iść do swojego samochodu. Wtedy nagle, jakby coś sobie przypomniał, zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Jego oczy momentalnie oprzytomniały.
- Zaraz, nie jesteś chyba nowy? - zapytał patrząc na mnie.
- Nowy, to moja pierwsza zmiana - odparłem odrobinę skołowany.
Mężczyzna trochę się zdenerwował, po czym wyciągnął ze swojego plecaka jakieś kartki.
- Jasna cholera, w takim razie weź to.
Podał mi kartki. Zwróciłem uwagę na to, że są pieczołowicie zalaminowane. Same dłonie tego faceta natomiast lekko drżały, kiedy odbierałem kartki od niego.
Spojrzałem na niego. Też na mnie patrzył. Był praktycznie przerażony.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytałem go.
- Po prostu weź to, przeczytaj i trzymaj się ich. Nie możemy stracić kolejnego.
Powiedział to bardzo spokojnie, ale głos mu się łamał.
- Kolejnego? - próbowałem pociągnąć go za język.
- Jak już mówiłem: trzymaj się zasad i niech nic ci się nie stanie.
Zanim zdążyłem dopytać o cokolwiek innego, facet już był w swoim aucie i pędził drogą do bramy.
Stałem tam przez chwilę trochę ogłupiały. W końcu zabrałem laminowane kartki, swój plecak i wszedłem do stróżówki.

Wnętrze oświetlała jedna lampa wisząca tak nisko, że prawie przywaliłem w nią głową. Wyposażenie stanowiły chwiejny stołek i stare, drewniane biurko, na którym stało jeszcze starsze CB Radio oraz popielniczka. Rzuciłem plecak na biurko i umościłem się tu najwygodniej jak mogłem. Minęła chwila nim zdałem sobie sprawę z tego, jak cicha jest ta okolica. Przecież był tu las, a co za tym idzie, powinno tu grasować mnóstwo dziko żyjących zwierząt. Mimo to już ruchliwe przedmieścia, na których mieszkałem wydawały się w ten sposób żywsze od tego miejsca. Nasłuchiwałem długo, ale nic. Nawet jednego, pospolitego świerszcza. Było tu cicho i robiło się zimno. W zasięgu mojego wzroku nie było natomiast żadnego źródła światła. Z tego co wiedziałem, stróżówka stała dokładnie pośrodku cmentarza. Dom właściciela znajdował się na wzgórzu nieopodal. Zimą przekonałem się, że kiedy drzewa potracą liście, mogę dokładnie zobaczyć jego dom. Widać także światła w oknach, a przy odrobinie szczęścia i jego sylwetkę, gdy wpatruje się w ciemność cmentarza. Teraz jednak zostawałem tu sam na sam z nieprzeniknionym mrokiem.

Słaba łuna sącząca się ze stróżówki ledwo oświetlała cokolwiek wokół mnie. Z każdej strony otaczały mnie stare nagrobki, na których już zatarły się nazwiska. Wpatrzony w mrok, omal nie wyskoczyłem z siebie ze strachu, kiedy stojące obok CB Radio nagle włączyło się. Coś kliknęło i do budki wlał się słabo brzmiący głos. Zacząłem majstrować przy odbiorniku, dopóki kobiecy głos się nie ustabilizował. Rozpoznałem ją. To ta sama osoba, z którą rozmawiałem przez telefon. Brzmiała monotonnie i surowo. Zanim zdążyłem się odezwać, powiedziała:
- Przeczytaj uważnie instrukcje i stosuj się do nich. Jeśli nie dostałeś kartek albo w jakiś sposób je stracisz, daj mi znać. Wyślę ci jak najszybciej ich zdjęcie, gdyż od nich może zależeć twoje życie. Twoja zmiana kończy się za 10 godzin i wtedy zostaniesz zwolniony z misji. A tymczasem dobranoc.

Połączenie zerwało się tak szybko, jak szybko zostało nawiązane. W tym samym momencie zawibrował mi w kieszeni telefon. Wiadomość tekstowa od nieznanego numeru poinformowała mnie, że zapłacono mi za dwa miesiące z góry. Po chwili nadszedł email z banku potwierdzający tekst smsa.

Zszokowany wgapiałem się w telefon. Ta praca wyglądała aż za dobrze, żeby w ogóle być prawdziwą. Zajmowałem się jeszcze telefonem kiedy usłyszałem odgłos kamienia rzuconego w szybę. Podniosłem wzrok. Pusto. Tylko ja i groby. Dziwne. Wróciłem do telefonu. Sprawdziłem maile i jeszcze ze dwa razy upewniłem się, że mój stan konta naprawdę tak bardzo się powiększył. I znowu "bum"! Coś uderzyło w szybę. Wpatrzyłem się w nieprzeniknioną ciemność. Nie widziałem nic dalej niż trzy metry. Coś dziwnego zakiełkowało mi w brzuchu. Ostrzeżenia kobiety pobrzmiewały mi w głowie. Ale dlaczego... Dlaczego moje życie miałoby zależeć od laminowanych kartek? Zastanawiałem się nad jej słowami patrząc przed siebie, a wtedy coś przykuło moją uwagę w tej ciemności. Coś się tam poruszało, bardzo szybko. Cicho brnęło przez mrok. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. To tylko przywidzenie.

Dopiero wtedy zdecydowałem się zwrócić uwagę na zalaminowane kartki. Podniosłem je trzęsącymi się dłońmi. Były całe pomięte i poszarpane. Znajdował się tam adres cmentarza (którego z wiadomych względów nie przytoczę) oraz lista zasad ponumerowanych od 1. do 10.
  1. Nie podążaj za dźwiękiem żadnych dzwonków, nieważne jak bliski by się wydawał.
    Nie jest.
  2. Jeśli na szybach stróżówki zaczną lądować owady, wyciągnij świecę spod biurka i pal ją póki nie skończy się twoja zmiana.
  3. Jeśli w szyby stróżówki zaczną uderzać kamienie, zgaś światło i schowaj się pod biurkiem dopóki nie ucichnie śmiech.
  4. Jeśli nagrobki zaczną pojawiać się i znikać, wyciągnij puszkę oleju spod biurka, wyjdź na zewnątrz i polej kłopotliwy kamień. 
  5. Może pojawić się grabarz. Nie idź do niego. Jeśli podejdzie do okna i będzie się wpatrywał przez godziny, pozwól mu na to. Potem odejdzie. POD ŻADNYM POZOREM NIE WYCHODŹ ZE STRÓŻÓWKI, KIEDY GRABARZ JEST NA TERENIE CMENTARZA.
  6. W żadnym wypadku nie wchodź za grób z wielkim posągiem anioła. 
  7. Nie odpowiadaj nikomu, kto zadzwoni na CB Radio oprócz powitania na początku zmiany.
  8. Jeśli wychodzisz na zewnątrz, za każdym razem zamykaj stróżówkę na klucz.
  9. Nie wychodź do toalety na więcej niż 10 minut naraz. Jeśli musisz, przed upływem 10 minut wróć do stróżówki, odczekaj i znowu wyjdź.
  10. Jeśli zobaczysz kogoś siedzącego na twoim miejscu w stróżówce, kiedy jesteś poza nią, wsiądź do swojego samochodu i natychmiast opuść cmentarz.
Odłożyłem kartki starając się jakoś przetrawić to, czego byłem świadkiem. Kto to napisał? Dlaczego muszę się do tego stosować? Czy to jakiś rodzaj żartu? Kiedy tak sobie rozmyślałem, kolejny kamień uderzył w szybę. Zaraz, chwila. Dopiero co coś o tym czytałem. Wróciłem do kartek.
Jeśli w szyby stróżówki zaczną uderzać kamienie, zgaś światło i schowaj się pod biurkiem dopóki nie ucichnie śmiech.
Kurwa! Szybkim ruchem ręki zgasiłem światło i wgramoliłem się pod biurko. W stróżówce robiło się coraz zimniej. Zacząłem widzieć parę wydostającą się z moich ust. Zapiąłem bluzę pod samą szyję i starałem się uspokoić szybkie bicie serca. Kolejny kamień dotknął szyby, następny i jeszcze następny. Każdy kolejny sprawiał, że coś podskakiwało w moim żołądku. A potem zaczął się śmiech. Słaby chichot małej dziewczynki docierał do mnie z zewnątrz. Zagryzłem wargi starając się nie wydać żadnego dźwięku. Śmiech tymczasem stawał się głośniejszy i głośniejszy, aż nie zaczął dźwięczeć mi w uszach. Kamienie uderzały w szyby coraz natarczywiej. Ten rechot słyszałem jeszcze chyba dobre pół godziny. Kiedy wszystko ucichło, wystawiłem głowę spod biurka. Na zewnątrz było mgliście i spokojnie. Całą tą scenerię oświetlał księżyc. Choć patrzyłem w każdy kąt, który mogłem zobaczyć, nie było tam niczego. Cisza i spokój. Czekałem w ciemnej stróżówce aż do świtu. Kiedy słońce zaczęło wschodzić, uspokoiłem się odrobinę. W świetle dnia ten cały cmentarz nie wyglądał aż tak strasznie. Po chwili zauważyłem zbliżający się samochód. Wysiadł z niego mężczyzna, którego poznałem zeszłego wieczora. Wyszedłem z budki, a on spojrzał na mnie swymi mętnymi oczami i powiedział:
- Ciesz się, że nie musisz się użerać z instrukcjami zmiany dziennej.
Patrzyłem na niego, ale on tylko skinął mi głową i ruszył do stróżówki.

Całą drogę do domu spędziłem rozmyślając o tym wszystkim.
Myśli nie opuszczały mnie nawet w moim własnym otoczeniu, gdy już położyłem się do łóżka i starałem ze wszystkich sił zasnąć.
Kolejna zmiana już niedługo, a ja kompletnie nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
___
autor: Mr_Mojo_Risin95

czwartek, 23 kwietnia 2020

CierpnacaSkora, czyli creepypasta o samym sobie

Jeśli jesteście fanami strasznowklejek od jakiegoś czasu, na pewno nie umknął Wam jeden z najlepszych polskojęzycznych kanałów na YouTube dotyczący "creepy" treści. Klimatyczny głos i niepokojące, dziwne filmiki to znak rozpoznawczy owego twórcy. Ostatnio dodał on na swoje konto trzyczęściową historię, którą najlepiej nazwać "creepypastą o nim samym".
Nie da się tego inaczej określić, po prostu trzeba obejrzeć.

piątek, 20 marca 2020

Niepomijalna reklama

Cały wieczór spędzałem na Youtube, unikając jak mogłem odrabiania pracy domowej z matmy czekającej na mnie w torbie. W końcu około 2 w nocy zdecydowałem się ruszyć swój tyłek i zrobić te zadania. Odłączyłem słuchawki od laptopa, by móc jednocześnie słuchać muzyki i robić lekcje.

Nie mam nic do tych 30 sekundowych reklam, które czasami pojawiają się przed filmem, szczerze mówiąc zostawiam YT odpalony tylko po to aby coś w tle mi grało, a z tego co wiem to dają one twórcom jakieś pieniądze, więc co mi tam.
- Halo?
Podskoczyłem na dźwięk kobiecego głosu. Rozejrzałem się podejrzewając, że to moja mama przyłapała mnie na siedzeniu do późna, jednak nikogo poza mną nie było w pokoju. Spojrzałem na monitor. Pierwszą rzeczą którą dostrzegłem, było to, że ekran był niemal cały czarny, a aktualnie trwająca reklama trwała już 2 i pół minuty. Na dodatek była niepomijalna.
- HALO?  - kobiecy głos zaskrzeczał. Ekran wciąż był czarny.
Po chwili zaczęła mówić dalej:
- Słuchaj, nie wiem kim on jest ani kim ty jesteś. Zostawił mnie z kamerką, więc myślę że daje mi okazję się pożegnać. Możliwe że czeka dopóki nie spanikuję, nie zacznę wrzeszczeć. Ale ja się nie dam. Nie ma takiej możliwości.
Westchnąłem. Czy to kolejna zapowiedź taniego horroru? Kto by do cholery płacił za film bez obrazu?
W tym momencie pojawił się obraz. Zobaczyłem ją.
Jej włosy były pierwszą rzeczą która mnie zszokowała, a może raczej był to ich brak. Jej głowa była w całości oskalpowana. Cała była pokryta zaschniętą już krwią. Miała wydłubane oczy, w ich miejscu były dwie puste dziury, krew płynęła z nich niczym łzy. Na ciele widać było liczne rany, a jej palce u rąk i nóg były powyginane w strony, w które nie powinny się wyginać.
Co do miejsca, w którym się znajdowała - wyglądało na opuszczony magazyn. Na środku pomieszczenia znajdowało się krzesło na którym siedziała kobieta, wokół były plamy krwi. Liny które ją krępowały były przesiąknięte czerwoną cieczą.
- Nazywam się Denise Morgan, jestem prawniczką. Posłuchaj mnie. Byłam w domu ze swoją rodziną, pracowałam do późna. Położyłam już swoje córeczki spać, a moja siostra która przyszła w gości, była na dole w salonie. Nie słyszałam żadnego szmeru, niczego. Nie pamiętam też niczego później. Niczego. Boże, moje dziewczynki...
Denise przerwała na chwilę, zaszlochała, po czym ugryzła się w wargę, już i tak całą zakrwawioną i w bliznach. Zacząłem się niepokoić.
- Nie, nie złamię się - mruknęła, po czym kontynuowała. - Słuchaj, nie wiem kim jesteś, ale musisz opuścić swój dom najszybciej jak potrafisz. On po ciebie idzie. Znajdziesz to w jakiś sposób w internecie, nie mam pojęcia jak, ale znajdziesz. W moim przypadku znalazłam na pulpicie wideo z facetem błagającym o życie, mimo że nigdy nie pobierałam takiego filmiku, poza tym godzinę wcześniej go tam nie było. Nie uciekłam. Ale ty możesz. I musisz.”
Otrząsnąłem się z szoku, to wszystko było pojebane, miałem dość. To nie działo się naprawdę. Zamknąłem kartę z YouTubem. Zapadła cisza.
Wtedy nagle nowa karta otworzyła się samoistnie, a film zaczął się znowu ładować.
Kobieta mówiła dalej.
- Nie wiem nawet jak teraz wyglądam. Na początku chciał żebym widziała te tortury, ale wściekł się kiedy ciągle się na niego gapiłam. Więc, on, on... Nie wiem nawet jak wygląda. Obrazy nie pozostają w głowie na zbyt długo po tym jak cię oślepią. Na połowie twarzy nosił taką pomarańczową maskę, jak jedna z tych halloweenowych. Z tego co pamiętam, była ona tak jakby... przytwierdzona bezpośrednio do jego twarzy. Próbowałam go przebłagać za różne rzeczy, ale on niczego nie chciał. Oferowałam pieniądze, wszystko, ale...
W tle było słychać coraz głośniejsze kroki. Wtedy właśnie Denise straciła nad sobą kontrolę. Zaczęła krzyczeć i próbować wyrwać się z więzów.
Nie widziałem zbyt wiele, jednak mignęło tam coś pomarańczowego, a na ciele Denise pojawiła się świeża rana.Potem całkowicie znieruchomiała.

Piszę to z przystanku autobusowego w Kanadzie. Podróżuję już dłuższy czas, ale mimo to nazwisko Denise w jakiś sposób pojawia się na moim laptopie. Wszystkie moje zakładki zmieniły nazwę na „Denise Morgan”. Wszystkie są hiperłączem do stosunkowo nowego artykułu zaczynającego się od słów: „Policja poszukuje zaginionej...”.
Wiem że on się zbliża. Ale mimo to, nie wiem co robić.
Mój autobus się spóźnia. Nie wiem jak długo mogę jeszcze czekać. Bethany, siostrzyczko, jeżeli to czytasz, wiedz że cię kocham. Nie zapomnij o swoim starszym bracie. Mamo, przepraszam cię za naszą ostatnią sprzeczkę. Jeżeli uda mi się przeżyć, będę przy was już na zawsze. Kocham was. I przepraszam.

Od AngelofDeath

wtorek, 28 stycznia 2020

Mr. Mix

Czy ktokolwiek pamięta starą grę na PC z wczesnych lat 90’ zwaną "Mr. Mix"?
Była to gra polegająca na pisaniu na klawiaturze, podobna do "Mario Teaches Typing", gdzie musisz wpisywać słowa w okno tekstowe, by kucharz (tytułowy Mr. Mix) wrzucał składniki do miski.
Jednak, w przeciwieństwie do innych gier tego typu, gra miała niewyobrażalnie wysoki poziom trudności. Miała wymaganie "słów na minutę" na każdym poziomie, od 10 słów na  pierwszym, do aż 85 na trzecim. Przy piątym poziomie, wymagana liczba słów osiągała 500, powodując niemożliwym dalszy postęp w grze.

Pierwszy poziom gry przede wszystkim zadziwiał graczy muzyką w tle. Była niepokojącą mieszanką warkotów, której głośność nasilała się wraz z rosnącym poziomem, często powodując uszkodzenia starych głośników, które nie były zaprojektowane do odbierania ekstremalnie wysokich poziomów głośności.

Drugi poziom nie posiadał żadnej muzyki, zaś muzyka na trzecim brzmiała jak niezwykle niskiej jakości nagranie działania suszarki. Pozostałe dwa poziomy zawierały naprawdę wysokie piski przez całą rozgrywkę, powodując silne urazy bębenków u osób, którym udało się dotrzeć tak daleko.

Kolejnym niepokojącym aspektem gry był wygląd samego Mr. Mixa. Był to duży, otyły mężczyzna z ogromnymi paciorkowatymi oczami, okrągłą twarzą i rumieńcami na policzkach.
Większość dzieci grających w grę narzekało na nękające je realistyczne koszmary przedstawiające Mr. Mixa mówiącego do nich cichym, szorstkim głosem i grożącego im, aby czegoś nikomu nie powtarzały. Jednakże, żadne z dzieci nie pamiętało dokładnie o co chodziło.

Psycholog, który widział wiele z tych dzieci, opisał niesamowicie wyraźny terror malujący się na ich twarzach, gdy wymieniały detale swych koszmarów.
Wiele dzieci zaczynało płakać w trakcie rozmów, błagając swych rodziców o "ratunek". Jednakże, gra nie mogła być do końca winna tym zaburzeniom, gdyż różniły się one od siebie, w zależności od dziecka.

Z oczywistych powodów, gra nie sprzedawała się zbyt dobrze. Trwała w swego rodzaju zapomnieniu aż do czasu, gdy kilka lat temu grupka hakerów zdobyła dostęp do dysku z grą i zaczęła się przez niego przekopywać.
Używając programu do hakowania, udało im się zhakować kod gry i obejść niemożliwy piąty poziom. Jednakże to, co znaleźli, było ekstremalnie niepokojące i spowodowało odejście wielu z nich w tym samym czasie z projektu.

Stosując się do raportu zostawionego przez hakerów, gra zachowywała się bardzo dziwnie po obejściu piątego poziomu. Psuła się i wyłączała, zapisując całą garść plików do systemu użytkownika, w którym gra była zainstalowana.
Pliki były ponoć zdjęciami ludzi z potwornie zniekształconymi twarzami, wyglądającymi na krzyczących w bólu i agonii, z oczami krwawiącymi z kanalików łzowych, a ich zewnętrzną warstwą skóry całkowicie zdartą w wielu miejscach.

Jeśli użytkownik spróbowałby usunąć pliki, komputer nagle zacząłby się zawieszać i pojawiłby się bluescreen, powodując nieodwracalne szkody dla twardego dysku
Hakerzy odkryli, że było to spowodowane pojedynczym bajtem na dysku z grą uruchamiającym po ukończeniu piątego poziomu. Po usunięciu go, byli wreszcie w stanie pójść dalej do finałowego, szóstego poziomu.

Niestety, hakerzy odmówili komentarza na temat zawartości finałowego poziomu. Wszyscy stali się niesamowitymi paranoikami i samotnikami, odmawiając rozmów na temat czegokolwiek powiązanego z grą i okazując zadziwiająco silne symptomy zespołu stresu pourazowego.
Wielu z nich straciło umiejętność formowania spójnych zdań w ciągu tygodnia, a w ciągu miesiąca wszyscy zaginęli. Wszystkie istniejące kopie gry zostały zniszczone.

Do dnia dzisiejszego nie wiadomo, co takiego było w grze, że doprowadziło ich do tak wielkiego uszczerbku na zdrowiu psychicznym. Może to i lepiej.
Dwa lata po całym incydencie, aresztowano mężczyznę próbującego porwać ośmioletnią dziewczynkę ze sklepu spożywczego. Po analizie DNA i odcisków palców, mężczyzna został zidentyfikowany jako jeden z hakerów, którym udało się wyświetlić końcowy poziom gry.

Mężczyzna miał na sobie białą czapkę kucharza, a na jego twarzy dało się dostrzec trawiące go szaleństwo. W czasie przesłuchiwań, mężczyzna mówił tylko jedną rzecz:
"Jestem Mr. Mix. Cśśś."