Cmentarz leżał jakieś 25 minut drogi samochodem od mojego domu, a prowadził do niego niezbyt dobrze utrzymany trakt. Drzewa rosły na poboczach bardzo gęsto i szybko zapadał zmierzch. Po pewnym czasie jazdy polegającej na unikaniu dziur w nawierzchni, wreszcie zauważyłem otwartą, starą bramę porośniętą mchem. Przejechałem przez nią. Wokół mnie pojawiło się jeszcze więcej drzew, a mrok gęstniał coraz bardziej. Zacząłem zauważać groby. Były najróżniejsze: duże, wysokie, popękane, ozdobione posągami i rzeźbami. Zajmowały całą wolną przestrzeń, na którą pozwalały im drzewa. Powoli zacząłem czuć pewien rodzaj grozy. Zmierzch przeradza się w noc, a ja jestem w takim miejscu.
Droga ciągnęła się jednym torem. Zgodnie z tym, co powiedziała mi przez telefon zatrudniająca mnie kobieta, miałem nią jechać dopóki nie zobaczę stróżówki po prawej stronie. Niedługo rzeczywiście zaczęła przede mną majaczyć niewielka budka stojąca w środku cmentarza. Przyjrzałem się jej. Nie była najlepiej oświetlona, a dach wyglądał na popękany. W środku stało biurko, spod którego zaczął wychodzić strażnik z dziennej zmiany. Wyglądało na to, że przysnął na kilka godzin. Zaparkowałem obok jego samochodu, a mężczyzna tym czasem wyszedł mi na spotkanie. Wysiadłem z auta. Wieczorne powietrze było szorstkie, czułem jak na moich ramionach i szyi pojawia się gęsia skórka. Dzienny strażnik okazał się być mężczyzną w średnim wieku. Zdawał się być mocno zmęczony, miał ogromne cienie pod oczami. Przywitaliśmy się zdawkowo, po czym mężczyzna zaczął iść do swojego samochodu. Wtedy nagle, jakby coś sobie przypomniał, zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Jego oczy momentalnie oprzytomniały.
- Zaraz, nie jesteś chyba nowy? - zapytał patrząc na mnie.
- Nowy, to moja pierwsza zmiana - odparłem odrobinę skołowany.
Mężczyzna trochę się zdenerwował, po czym wyciągnął ze swojego plecaka jakieś kartki.
- Jasna cholera, w takim razie weź to.
Podał mi kartki. Zwróciłem uwagę na to, że są pieczołowicie zalaminowane. Same dłonie tego faceta natomiast lekko drżały, kiedy odbierałem kartki od niego.
Spojrzałem na niego. Też na mnie patrzył. Był praktycznie przerażony.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytałem go.
- Po prostu weź to, przeczytaj i trzymaj się ich. Nie możemy stracić kolejnego.
Powiedział to bardzo spokojnie, ale głos mu się łamał.
- Kolejnego? - próbowałem pociągnąć go za język.
- Jak już mówiłem: trzymaj się zasad i niech nic ci się nie stanie.
Zanim zdążyłem dopytać o cokolwiek innego, facet już był w swoim aucie i pędził drogą do bramy.
Stałem tam przez chwilę trochę ogłupiały. W końcu zabrałem laminowane kartki, swój plecak i wszedłem do stróżówki.
Wnętrze oświetlała jedna lampa wisząca tak nisko, że prawie przywaliłem w nią głową. Wyposażenie stanowiły chwiejny stołek i stare, drewniane biurko, na którym stało jeszcze starsze CB Radio oraz popielniczka. Rzuciłem plecak na biurko i umościłem się tu najwygodniej jak mogłem. Minęła chwila nim zdałem sobie sprawę z tego, jak cicha jest ta okolica. Przecież był tu las, a co za tym idzie, powinno tu grasować mnóstwo dziko żyjących zwierząt. Mimo to już ruchliwe przedmieścia, na których mieszkałem wydawały się w ten sposób żywsze od tego miejsca. Nasłuchiwałem długo, ale nic. Nawet jednego, pospolitego świerszcza. Było tu cicho i robiło się zimno. W zasięgu mojego wzroku nie było natomiast żadnego źródła światła. Z tego co wiedziałem, stróżówka stała dokładnie pośrodku cmentarza. Dom właściciela znajdował się na wzgórzu nieopodal. Zimą przekonałem się, że kiedy drzewa potracą liście, mogę dokładnie zobaczyć jego dom. Widać także światła w oknach, a przy odrobinie szczęścia i jego sylwetkę, gdy wpatruje się w ciemność cmentarza. Teraz jednak zostawałem tu sam na sam z nieprzeniknionym mrokiem.
Słaba łuna sącząca się ze stróżówki ledwo oświetlała cokolwiek wokół mnie. Z każdej strony otaczały mnie stare nagrobki, na których już zatarły się nazwiska. Wpatrzony w mrok, omal nie wyskoczyłem z siebie ze strachu, kiedy stojące obok CB Radio nagle włączyło się. Coś kliknęło i do budki wlał się słabo brzmiący głos. Zacząłem majstrować przy odbiorniku, dopóki kobiecy głos się nie ustabilizował. Rozpoznałem ją. To ta sama osoba, z którą rozmawiałem przez telefon. Brzmiała monotonnie i surowo. Zanim zdążyłem się odezwać, powiedziała:
- Przeczytaj uważnie instrukcje i stosuj się do nich. Jeśli nie dostałeś kartek albo w jakiś sposób je stracisz, daj mi znać. Wyślę ci jak najszybciej ich zdjęcie, gdyż od nich może zależeć twoje życie. Twoja zmiana kończy się za 10 godzin i wtedy zostaniesz zwolniony z misji. A tymczasem dobranoc.
Połączenie zerwało się tak szybko, jak szybko zostało nawiązane. W tym samym momencie zawibrował mi w kieszeni telefon. Wiadomość tekstowa od nieznanego numeru poinformowała mnie, że zapłacono mi za dwa miesiące z góry. Po chwili nadszedł email z banku potwierdzający tekst smsa.
Zszokowany wgapiałem się w telefon. Ta praca wyglądała aż za dobrze, żeby w ogóle być prawdziwą. Zajmowałem się jeszcze telefonem kiedy usłyszałem odgłos kamienia rzuconego w szybę. Podniosłem wzrok. Pusto. Tylko ja i groby. Dziwne. Wróciłem do telefonu. Sprawdziłem maile i jeszcze ze dwa razy upewniłem się, że mój stan konta naprawdę tak bardzo się powiększył. I znowu "bum"! Coś uderzyło w szybę. Wpatrzyłem się w nieprzeniknioną ciemność. Nie widziałem nic dalej niż trzy metry. Coś dziwnego zakiełkowało mi w brzuchu. Ostrzeżenia kobiety pobrzmiewały mi w głowie. Ale dlaczego... Dlaczego moje życie miałoby zależeć od laminowanych kartek? Zastanawiałem się nad jej słowami patrząc przed siebie, a wtedy coś przykuło moją uwagę w tej ciemności. Coś się tam poruszało, bardzo szybko. Cicho brnęło przez mrok. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. To tylko przywidzenie.
Dopiero wtedy zdecydowałem się zwrócić uwagę na zalaminowane kartki. Podniosłem je trzęsącymi się dłońmi. Były całe pomięte i poszarpane. Znajdował się tam adres cmentarza (którego z wiadomych względów nie przytoczę) oraz lista zasad ponumerowanych od 1. do 10.
- Nie podążaj za dźwiękiem żadnych dzwonków, nieważne jak bliski by się wydawał.
Nie jest. - Jeśli na szybach stróżówki zaczną lądować owady, wyciągnij świecę spod biurka i pal ją póki nie skończy się twoja zmiana.
- Jeśli w szyby stróżówki zaczną uderzać kamienie, zgaś światło i schowaj się pod biurkiem dopóki nie ucichnie śmiech.
- Jeśli nagrobki zaczną pojawiać się i znikać, wyciągnij puszkę oleju spod biurka, wyjdź na zewnątrz i polej kłopotliwy kamień.
- Może pojawić się grabarz. Nie idź do niego. Jeśli podejdzie do okna i będzie się wpatrywał przez godziny, pozwól mu na to. Potem odejdzie. POD ŻADNYM POZOREM NIE WYCHODŹ ZE STRÓŻÓWKI, KIEDY GRABARZ JEST NA TERENIE CMENTARZA.
- W żadnym wypadku nie wchodź za grób z wielkim posągiem anioła.
- Nie odpowiadaj nikomu, kto zadzwoni na CB Radio oprócz powitania na początku zmiany.
- Jeśli wychodzisz na zewnątrz, za każdym razem zamykaj stróżówkę na klucz.
- Nie wychodź do toalety na więcej niż 10 minut naraz. Jeśli musisz, przed upływem 10 minut wróć do stróżówki, odczekaj i znowu wyjdź.
- Jeśli zobaczysz kogoś siedzącego na twoim miejscu w stróżówce, kiedy jesteś poza nią, wsiądź do swojego samochodu i natychmiast opuść cmentarz.
Jeśli w szyby stróżówki zaczną uderzać kamienie, zgaś światło i schowaj się pod biurkiem dopóki nie ucichnie śmiech.Kurwa! Szybkim ruchem ręki zgasiłem światło i wgramoliłem się pod biurko. W stróżówce robiło się coraz zimniej. Zacząłem widzieć parę wydostającą się z moich ust. Zapiąłem bluzę pod samą szyję i starałem się uspokoić szybkie bicie serca. Kolejny kamień dotknął szyby, następny i jeszcze następny. Każdy kolejny sprawiał, że coś podskakiwało w moim żołądku. A potem zaczął się śmiech. Słaby chichot małej dziewczynki docierał do mnie z zewnątrz. Zagryzłem wargi starając się nie wydać żadnego dźwięku. Śmiech tymczasem stawał się głośniejszy i głośniejszy, aż nie zaczął dźwięczeć mi w uszach. Kamienie uderzały w szyby coraz natarczywiej. Ten rechot słyszałem jeszcze chyba dobre pół godziny. Kiedy wszystko ucichło, wystawiłem głowę spod biurka. Na zewnątrz było mgliście i spokojnie. Całą tą scenerię oświetlał księżyc. Choć patrzyłem w każdy kąt, który mogłem zobaczyć, nie było tam niczego. Cisza i spokój. Czekałem w ciemnej stróżówce aż do świtu. Kiedy słońce zaczęło wschodzić, uspokoiłem się odrobinę. W świetle dnia ten cały cmentarz nie wyglądał aż tak strasznie. Po chwili zauważyłem zbliżający się samochód. Wysiadł z niego mężczyzna, którego poznałem zeszłego wieczora. Wyszedłem z budki, a on spojrzał na mnie swymi mętnymi oczami i powiedział:
- Ciesz się, że nie musisz się użerać z instrukcjami zmiany dziennej.
Patrzyłem na niego, ale on tylko skinął mi głową i ruszył do stróżówki.
Całą drogę do domu spędziłem rozmyślając o tym wszystkim.
Myśli nie opuszczały mnie nawet w moim własnym otoczeniu, gdy już położyłem się do łóżka i starałem ze wszystkich sił zasnąć.
Kolejna zmiana już niedługo, a ja kompletnie nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
___
autor: Mr_Mojo_Risin95
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz