środa, 1 października 2014

Zaginiona wioska.

W listopadzie 1930 roku, Joe Labelle, kanadyjski traper, dotarł do dobrze prosperującej wioski Eskimosów, usytuowanej nad brzegiem jeziora Anjikuni w Kanadzie. Labelle został przywitany przez niepokojącą ciszę. Pomyślał, że to dziwne, bo ta rybacka wioska była tętniącym życiem miejscem, zamieszkałym przez 2000 osób. Ale teraz nie zastał żywej duszy. Odwiedził każdą chatę i magazyn z rybami, ale nie spotkał żadnego mieszkańca. W oddali zobaczył migoczący ogień i ostrożnie się do niego zbliżył, przeczuwając, że wydarzy się coś złego. Nad ogniskiem znajdował się dymiący garnek z przypalonym mięsem. Co dziwniejsze, nie było widać śladów ludzi opuszczających wioskę.

Labelle wiedział, że stało się coś dziwnego, więc natychmiast pobiegł do najbliższego biura telegraficznego i wysłał wiadomość o swoim odkryciu do Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. Policjanci otrzymali wiadomość kilka godzin później i byli tak samo zdezorientowani. Ogromna grupa ludzi została wysłana na poszukiwania mieszkańców. Nie udało im się nikogo odnaleźć, jednak dokonali dziwnych odkryć. Wszystkie psy pociągowe należące do Eskimosów zostały odnalezione 12 stóp pod zaspą śnieżną na peryferiach osady. Każdy z nich zginął z głodu. Grupa ustaliła również, że wszystkie przedmioty i jedzenie należące do mieszkańców pozostawiono w chatach, co nie miało najmniejszego sensu. Potem odkryto coś naprawdę przerażającego: wszystkie groby przodków Eskimosów były puste. Ktoś lub coś, co spowodowało zniknięcie żywych ludzi, odkopało również zmarłych, mimo tego, że ziemia wokół grobów była zamarznięta na kamień.

Później policjanci obserwowali, jak dziwny niebieski blask rozświetlił horyzont. Nie była to zorza polarna, światło wydawało się jednolite i sztuczne. W końcu zaczęło pulsować i zniknęło. Wszystkie gazety na świecie pisały o zaskakującym zaginięciu 2000 osób. Wielu ludzi wierzyło, że racjonalne rozwiązanie zagadki w końcu ujrzy światło dzienne, jednak tajemnica masowego zniknięcia nad jeziorem Anjikuni wciąż pozostaje niewyjaśniona.

Tłumaczenie od Lupus28 z paranormalne.

piątek, 13 czerwca 2014

Prawdziwa creepypasta

Ok., najwyraźniej oszalałam. To możliwe. Nie mam na myśli tego rodzaju szaleństwa, którymi szczycą się w Internecie przygłupie dwunastolatki. Nie, myślę, że odchodzę od zmysłów. Po prostu… widzisz, czasem moja wyobraźnia wyprzedza mnie samą. Czy to kiedykolwiek było prawdziwe? Czy ktoś pamięta abistigmata oprócz mnie?

Chciałabym opisać wszystko jak najkrócej, ale nie mogę. To coś poważnego. Coś… realnego. A przynajmniej tak mi się wydaje. Powiedziano mi, żebym zrobiła z tego creepypastę, ale opowieść jest tak niepokojąca, że nie wymaga dodatkowego upiększania, by taką się stać. Jeśli chcesz wiedzieć, o czym będzie historia, to jest to opowieść o fanie creepypast, który robił coś o wiele więcej niż tylko zaczytywał się w miejskich legendach. Proszę cię, przeczytaj.

Oto, co się wydarzyło. Wydarzyło się naprawdę. Wiem, że tak było. Zaczęło się, kiedy oglądałam jeden z filmików TheLittleFears na Youtube w roku 2010 i natrafiłam na zasugerowany przez stronę filmik o intrygującym tytule Don’t Walk Down Walnut Street. Kliknęłam więc. Niby zwyczajny tytuł, sęk w tym, że mieszkałam na tej ulicy. Użytkownikiem był abistigmata; dopiero później dowiedziałam się, że to skrót od Abby Stigmata. Wideo miało niemal 200 000 wyświetleń. Historia była typowym opowiadaniem, a jednak dała mi koszmary i bezsenne noce przez tydzień.
Sama opowieść nie była niczym więcej jak ten z rodzajów ktoś cię obserwuje. Najstraszniejszym elementem było to, w jaki sposób autor czytał to opowiadanie. Miał absolutnie idealny głos do czytania creepypast. Był to jeden z tych niesamowicie seksownych głosów z nutą wschodnio- europejskiego akcentu; czytał, jakby nikogo poza nim nie było. Nie odgrywał roli ofiary, a raczej wcielił się w rolę oprawcy. To głos uczynił go tak sławnym.

Niedługo po tym odkryłam, że posiada konta na paru innych stronach oprócz Youtube (żeby nie być gołosłowną podam Deviantart i Reddit) i wszystkie z tą samą nazwą abistigmata. Był całkiem popularny, niektóre z jego filmików osiągały po 150 000 wyświetleń i zauważyłam, że stworzył nawet temat zapytaj mnie o wszystko na reddit.com.
Byłam niezwykle podniecona jego głosem i okazało się, że nie byłam jedyna. Prawie każdy słuchacz w komentarzach wspominał o głębokim, atrakcyjnym akcencie i nie minęło dużo czasu, żebym chciała usłyszeć więcej.
Kiedy przesłuchiwałam kanał abistigmata, który zaczął około 2005 roku, dostrzegłam, że cyklicznie dodawał filmy o sobie w postaci Q&A, odpowiadając oczywiście swoim seksownie niepokojącym głosem. Jak dotąd było ich pięć w przeciągu pięciu lat.
Obejrzałam pierwszy z nich, z 2005 roku. Mówił o tym, że ma rosyjski akcent, gdzie dorastał przed przeprowadzką do Ameryki. Zbliżał się do trzydziestki i mieszkał samotnie. Właściwie to było wszystko, co o sobie opowiedział- reszta informacji odnosiła się do tego, gdzie znajduje miejskie legendy, czy sam jest ich autorem, coś o modyfikacjach technicznych komputera i tym podobne. Był bardzo zdystansowany w dzieleniu się informacjami na swój temat, co podziwiałam i uznałam za plus jego decyzję o nie pokazywaniu swojej twarzy w Internecie.

Abistigmata nie tylko czytał. Odgrywał też pewne sceny. Niektóre z nich kręcone były profesjonalnie, jak filmy, inne przypominały kręcone z ręki Paranormal Activity. Było ich tylko 12, w których role odgrywały jedna lub dwie osoby, nigdy abistigmata we własnej osobie. Wyglądało to na współpracę z innymi użytkownikami Youtube lub reddit, ponieważ w napisach końcowych, w specjalnych podziękowaniach widniały jedynie ich nicki jak annaxxholic albo josho417  zamiast zwykłych imion i nazwisk.
Co istotne, aktorzy nigdy się nie powtarzali.
Zasłuchując się w jego odczytywanie creepypast i filmiki z Q&A, zaczęłam czuć, że coś z nim jest nie tak. Był nad wyraz pewny siebie, jakby wiedział, coś czego my nie wiemy i przerażało mnie to. Zamiast dzielić z nami lęk, on powodował, że wydawało się to jeszcze straszniejsze.
Odkryłam dwie rzeczy, które powodowały u mnie gęsią skórkę i doszłam do wniosku, że muszę znaleźć kogokolwiek, kto go jeszcze pamięta.

Jedną z nich był sposób, w jaki radził sobie z hejterami.
Jak wszystkie gwiazdy Youtube, szczególnie te wyjątkowe i wygadane, abistigmata miał masę hejterów. Żałosne komentarze 12-latków zostawiał bez odpowiedzi. Jednak od czasu do czasu zjawiła się osoba, która wyjątkowo przemądrzale i zjadliwe skomentowała jego oklepany, straszny głos. Tym, którym mógł, odpowiadał. Niektórzy z nich nie drążyli więcej temat i dobrze dla nich. Czasem jednak nie ustępowali. Jeśli byli wystarczająco uparci, abistigmata ni stąd ni zowąd zostawiał ostatnie zdanie: Myślę, że nakręcę dzisiaj film.
Komentarz ten otrzymywał najwięcej plusów i tak jak zapowiadał, zawsze pojawiał się jeden z jego odgrywanych filmów tego samego dnia. Po jakimś czasie, zacząłem dostrzegać, że coś jest bardzo nie tak z tym procederem.

Zaczęło się miesiąc temu, kiedy natknęłam się na sam środek prawdziwej internetowej wojny. Wszystko kręciło się, jak już się pewnie domyślacie, wokół religii. Najwyraźniej abistigmata był satanistą lub kimś w tym rodzaju a jakiś dzieciak TheJorMan, który również był fanem posiadania wielu kont z tą samą nazwą na różnych stronach miał z tym jakiś problem. Samo jądro wojny odgrywało się na Youtube, ale kiedy odwiedziłam profil TheJorMan dowiedziałam się, że ma również konto na reddit. Będąc wtedy ograniczoną umysłowo fanką abistigmata postanowiłam, że odegram WIELKĄ rolę w tej dyskusji minusując posty TheJorMan na reddit.com
Weszłam więc na jego konto, spełniłam swój obowiązek, po czym powróciłam na Youtube, by z przyjemnością stwierdzić, że abistigmata wypowiedział swoje magiczne słowa. Czując tryumf zwycięstwa zdecydowałam poszpiegować trochę konto TheJorMan na reddit, jednak kiedy na nie kliknęłam zauważyłam coś niepokojącego. Zmieniło się. Jego wszystkie komentarze zniknęły, to samo z postami. Kiedy odświeżyłam stronę nakierowało mnie kilkakrotnie na zakładkę reddita z informacją o uszkodzonej stronie, po czym przekierowało mnie na listę użytkowników, gdzie nick TheJorMan widniało jako usunięte. Pomyślałam, że to trochę dziwne, ale zapomniałam o tym w przeciągu godziny.

Tej samej nocy abistigmata stworzył kolejną odgrywaną creepypastę. Nie była oryginalna, ale dziwnie przerażająca. Opowiadała o myśliwym, który znajduje chatkę w środku lasu wypełnioną portretami, po czym rano okazuje się, że były to okna. Potem abistigmata pokazał część opowieści, która nie pojawiła się w oryginalnej wersji pasty. Myśliwy uciekał między drzewami, łapczywie chwytając powietrze, wydawało się, że był bliski płaczu, od czasu do czasu oglądał się za siebie.
Praca kamery była bardzo chaotyczna; widać było, że sam aktor trzyma sprzęt. Nastąpił krzyk myśliwego i kamera upadła na ziemię, ukazując zmasakrowaną twarz ofiary w dużym powiększeniu. Następnie mężczyzna powoli został odciągnięty i nastąpiło cięcie. Miałam właśnie przejść do kolejnego filmiku, kiedy moim oczom ukazały się specjalne podziękowania dla TheJorMan. To były jedyne napisy końcowe. Sprawdziłam deskrypcje i nigdzie nie był wymieniony żaden aktor oprócz abistigmata. Nikt w komentarzach nie zwrócił uwagi na ten zbieg okoliczności.

Szukałam konta TheJorMan na Youtube i natrafiłam na informację o usunięciu użytkownika, to samo z reddit. Wiadome było, że tym sposobem nic nie uda mi się znaleźć, więc zaczęłam grzebać w Internecie na temat abistigmata. Przeszukałam wszystkie nicki ze specjalnych podziękowań w napisach końcowych. Google, Youtube nawet Tumblr- wszystkie konta były nieaktywne, choć ślad ich obecności pozostał.
Szukałam wskazówek dość intensywnie i wnikliwie aż do początków 2000 roku natrafiając na konto Deviantart. I tam właśnie, wśród starych rysunków, znalazłam drugą niepokojącą rzecz, która mną wstrząsnęła.
Abistigmata zawsze publikował posty z bardzo przerażającymi rysunkami na jego koncie i nawet te wcześniejsze nie wyróżniały się tematycznie. Potem trafiłem na post, którego żałuje, że nigdzie nie zapisałam na twardym dysku.
Tytuł brzmiał Dark Harbrinder i był pełną wersją aktualnego awatara abistigmata na Deviantart i Youtube. Była to czarno-biała fotografia utrzymana w ciężkich klimatach, mężczyzny bez koszulki z długimi czarnymi włosami robiącemu zdjęcie w lustrze iPhonem w brudnej łazience pokrytej krwią. Włosy zakrywały oczy, arogancki uśmiech lśnił  na jego twarzy, a za nim była para ogromnych skrzydeł z czarnymi piórami.
Miałam zamiar zostawić komentarz, kiedy dwie rzeczy przykuły moją uwagę.
Pierwsza to była data publikacji fotografii, a druga fakt, że trzymał iPhona.
Post opublikowano w 2004 roku, trzy lata przed ukazaniem się iPhona w sprzedaży. Sprawdziłam, czy zdjęcie było edytowane. Nie było.
Potem zrobiłam coś, czego nigdy przenigdy nie powinnam była zrobić.

Napisałam do niego.
Napisałam do samego abistigmata przez wszystkie media, jakie przyszły mi do głowy. Stworzyłem nawet konto na Tumblr, żeby go tam złapać. Reddit, Youtube, Deviantart, cokolwiek. Nie pamiętam nawet, co konkretnie napisałam. To było coś w stylu:
Co się stało z TheJorMan i dlaczego Dark Harbrinder trzyma iPhone'a w 2004 roku?
Czekałam, lecz nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Podejrzewałam, że nawet nie sprawdza większości takich wiadomości.
Po dwóch tygodniach ciszy abistigmata wstawił kolejny filmik. Zwykłe wideo z czarnym ekranem i on czytający kolejną creepypastę.
Ale to nie była creepypasta. Nawet nie wiem, jak to opisać. To było dziwne. Nienaturalne. To było coś złego do szpiku kości.
Wywołuje to we mnie spazmy paniki, nawet kiedy tylko o tym pomyślę. Musiałam przesłuchać to co najmniej z 30 razy, a moje serce wyskakiwało mi z piersi za każdym razem, jakbym widział ten sam przerażający obrazek. To był jedyny dowód jaki miałam… choć bardzo słaby. Wszystko Wam wyjaśnię, ale najpierw przeczytajcie skrypt. Przepisałam go w całości. Na papierze, żeby nie mógł do mnie dotrzeć.

Jesteś młodym dzieciakiem. Szesnaście lat, włosy jasny blond, nawet nie masz jeszcze prawa jazdy. Próbujesz nawet przekonać samego siebie, że musisz zacząć się golić. Ale serio, Jordan, jesteś tylko dzieciakiem...
Nie jesteś naiwny, Jordan. Zatwardziały przez Internet, nie boisz się strasznych historii i patrzysz z wyższością na innych. Też na tych, którzy czytają creepypasty. Siedzisz przy biurku, maniacko wstukując na klawiaturze słowa w swój biały komputerek, który tatuś i mamusia ci kupili. Toczysz pianę z ust: „Przestań się podniecać tym kolesiem. Nie wkłada żadnego wysiłku w swoje filmy. Potrafi tylko gadać. I to z fałszywym akcentem. Koleś jest frajerem i nabija sobie innym frajerami popularność. TheLittleFears i Marble Hornets są o niebo lepsi"
Cóż, Jordan. To jest po prostu niegrzeczne. Nie pozbierałbyś wskazówek nawet wtedy, gdybym Ci odpowiedział na wszystkie pytania. Ale kiedy po Ciebie przyjdę, będziesz wiedział. Poczujesz się niepewnie. Ekran zrobi się czarny. W mgnieniu oka, oślepi cię błysk reflektorów. Będziesz wyluzowany. Nie daj się oszukać. To nie są Twoi przyjaciele wykręcający ci niesmaczny żart. To będę ja. Tylko ja. Niczym się nie martw, Jordan. Wszystkim się zajmę. Nie będziesz musiał się nawet ruszać. Tak czy siak, nie będziesz w stanie.
Nie będziesz w stanie mówić. Tak jak myśliwy nie wypowiesz ani słowa. Nie będziesz mógł kontrolować swojego ciała… jedyne, co ci pozostanie to lęk. Lęk to jedyny pewnik, Jordan. Tak samo jak u Michaela, Joshuy, Rumer i Anny oraz wielu innych, którzy przekroczyli pewne granice. Cierpienie, krew i ciemność będą prawdziwe, Jordan.
Ale nie historia… Ponieważ, jak wiesz, creepypasty nie są prawdziwe. To… wszystko… jest… grą. 

Odczyt trwał dwie minuty, natomiast samo nagranie trzy. Nerwowo przeskoczyłam do końca sprawdzić, czy nie ma jakiegoś screamera, ale nie było nic, pustka, więc siedziałam jak ta kretynka i przeglądałam trzydzieści sekund czarnego ekranu, kiedy usłyszałam bardzo charakterystyczny głos, jeszcze bardziej głęboki niż zwykle: Czy odpowiedziałem na Twoje pytanie, Emily?

Mówił do mnie. Mówił wprost do mnie przez ekran komputera, wiem o tym, bo to moje imię.
Nie mogłam nic o nim znaleźć. Nigdzie. Jego filmiki Q&A miały ponad milion wyświetleń każdy z osobna, a nie mogłam znaleźć nikogo, kto by o nim coś wiedział. On natomiast dobrze wie, kim jestem.
Filmik ten miał 4 tagi. Pierwszy to Jordan. Drugi to moje imię. Trzeci: Walnut Street, a czwarty - 4:35, czyli dokładna godzina, w której kliknęłam w wideo. Na samym końcu bardzo szybko mignęło pewne zdanie, które musiałam zatrzymać, by je przeczytać.

Jako ciekawostkę załączam stronę, na której opisany jest Abistigmata. Pod koniec wpisu widzimy dziwny zlepek słów, gdzie autor jest przekonany, że nic takiego nie zamieścił:
http://speedydeletion.wikia.com/wiki/Abistigmata
Wiele osób potwierdza, jakoby rzeczywiście istniał taki użytkownik. W szczególności wspominają jego niezapomniany głos i przeszywające odgrywane creepypasty.

Od Nicole-collie z paranormalne.

czwartek, 5 czerwca 2014

LaLaurie Mansion - przekleństwo Nicolasa Cage'a?

Wiara w na­wie­dzo­ne miej­sca jest tak samo stara jak i wiara w duchy. Każdy bu­dy­nek, w któ­rym miało miej­sce mor­der­stwo czy sa­mo­bój­stwo lub gdzie roz­gry­wa­ły się ludz­kie dra­ma­ty wzbu­dza nie­po­kój. A co, jeśli w jed­nym domu, w nie­zwy­kle okrut­ny spo­sób tor­tu­ro­wa­no i za­mor­do­wa­no wiele osób? Taką wła­śnie hi­sto­rię skry­wa uro­czy bu­dy­nek w Nowym Or­le­anie.
Pa­trząc na niego trud­no po­dej­rze­wać, że wła­śnie tu miesz­ka­ła jedna z naj­okrut­niej­szych ko­biet - se­ryj­nych mor­der­ców - ma­da­me Marie Del­phi­ne La­Lau­rie.
Ma­da­me La­Lau­rie trzy­krot­nie wy­cho­dzi­ła za mąż. W 1831 roku, wraz z ostat­nim mężem - dok­to­rem Lo­uisem La­Lau­rie, ku­pi­li spory dom w Dziel­ni­cy Fran­cu­skiej w Nowym Or­le­anie. Stop­nio­wo roz­bu­do­wu­jąc i mo­der­ni­zu­jąc dom pań­stwo La­Lau­rie przy­go­to­wa­li w nim po­miesz­cze­nia dla swo­ich nie­wol­ni­ków. Dom szyb­ko stał się po­pu­lar­nym miej­scem spo­tkań miej­sco­wej elity to­wa­rzy­skiej. Go­spo­dy­ni urzą­dza­ła wy­staw­ne przy­ję­cia. Żaden z gości nie wie­dział o roz­gry­wa­ją­cym się na pod­da­szu domu dra­ma­cie - to wła­śnie tam uro­cza pani domu urzą­dzi­ła sobie swoją pry­wat­ną salę tor­tur, w któ­rej prze­trzy­my­wa­ła przy­ku­tych do ścian nie­wol­ni­ków. Wpraw­dzie uwagę gości zwra­cał mi­zer­ny wy­gląd służ­by uro­czej Ma­da­me oraz fakt, że pa­no­wa­ła wśród niej wy­jąt­ko­wa ro­ta­cja, a córki go­spo­dy­ni były kar­co­ne za do­kar­mia­nie wy­bie­dzo­nych słu­żą­cych, jed­nak nikt nie po­dej­rze­wał, jakie pie­kło La­Lau­rie zgo­to­wa­ła swoim nie­wol­ni­kom. Po mie­ście krą­ży­ły plot­ki do­ty­czą­ce okru­cień­stwa Ma­da­me. Ktoś po­su­nął się nawet do wy­sła­nia do La­Lau­rie Man­sion praw­ni­ka, który zba­dać miał sy­tu­ację w domu. Nie zna­lazł on jed­nak do­wo­dów na winę ko­bie­ty. Plot­ki pod­sy­ca­ła opo­wieść o mło­dej nie­wol­ni­cy, którą za drob­ne prze­wi­nie­nie Ma­da­me zrzu­ci­ła z dachu.
10 kwiet­nia 1834 roku w domu Ma­da­me wy­buch pożar. Wy­wo­ła­ła go oba­wia­ją­ca się swo­jej pani ku­char­ka. Kiedy przy­by­ła pomoc, są­sie­dzi we­szli do domu, by ra­to­wać do­by­tek pań­stwa La­Lau­rie. Stra­żak do­tarł aż na pod­da­sze i usły­szał do­cho­dzą­ce z niego krzy­ki, płacz i jęki. To, co zo­ba­czył prze­ra­zi­ło go do resz­ty. Wła­śnie wtedy ta­jem­ni­ca ostat­nie­go pię­tra La­Lau­rie Man­sion wy­szła na jaw. Część z nie­wol­ni­ków jesz­cze żyła, a część już nie. Ciała zmar­łych znaj­do­wa­ły się w róż­nym stop­niu roz­kła­du. Przy­ku­te do sto­łów osoby pod­da­wa­no me­dycz­nym eks­pe­ry­men­tom, które były praw­dzi­wie be­stial­skie. Prze­ra­żo­ny tłum rzu­cił się w pogoń za ucie­ka­ją­cą ro­dzi­ną La­Lau­rie. Udało jej się zbiec i jej dal­szy los jest nie­zna­ny. Nie­któ­rzy twier­dzą, że wy­je­cha­ła do Fran­cji, jed­nak po­dob­no jej na­gro­bek zna­le­zio­no w St. Louis.
Roz­wście­czo­ny tłum zde­mo­lo­wał La­Lau­rie Man­sion. Przez wiele lat dom stał opusz­czo­ny, jed­nak w końcu zo­stał od­re­mon­to­wa­ny. Kupił go eks­cen­trycz­ny Jules Vi­gi­nie. Po dwóch la­tach zmarł. Jego ciało zna­le­zio­no w po­miesz­cze­niu, w któ­rym pa­no­wał ogrom­ny ba­ła­gan. Po­dob­no dom był pełen dro­gich an­ty­ków i wszę­dzie po­cho­wa­ne były torby z pie­niędz­mi. Mimo tych plo­tek, mało było chęt­nych do po­szu­ki­wa­nia w domu skar­bów. Ko­lej­ny wła­ści­ciel za­mie­nił go na miesz­ka­nia dla wło­skich emi­gran­tów. Jeden z nich opo­wia­dał, że zo­stał za­ata­ko­wa­ny przez mło­de­go, ciem­no­skó­re­go męż­czy­znę, który miał ręce i nogi skute łań­cu­cha­mi. Po ataku męż­czy­zna po pro­stu roz­pły­nął się w po­wie­trzu. Duch samej go­spo­dy­ni gonił z batem dzie­ci no­wych miesz­kań­ców. Pew­nej nocy jedna z matek obu­dzi­ła się i zo­ba­czy­ła, ze jej po­cie­cha ma wci­śnię­tą w buzię zwi­nię­tą skar­pet­kę. Emi­gran­ci w po­śpie­chu opu­ści­li na­wie­dzo­ny dom.
Potem urzą­dzo­no w nim bar, jed­nak jego wła­ści­ciel cią­gle opo­wia­dał, że towar w ma­ga­zy­nach każ­dej nocy ob­le­wa­ny jest śmier­dzą­cą cie­czą. Póź­niej ko­lej­no znaj­do­wa­ły się tam szko­ła dla dziew­cząt, kon­ser­wa­to­rium, sklep me­blo­wy i w końcu bu­dy­nek miesz­kal­ny. Wszy­scy, któ­rzy prze­by­wa­li w tym miej­scu zgod­nie po­wta­rza­ją opo­wie­ści o jego na­wie­dze­niu. W domu, szcze­gól­nie z pod­da­sza, sły­chać płacz, krzyk oraz jęki tor­tu­ro­wa­nych i ko­na­ją­cych nie­wol­ni­ków. Wiele osób wi­dzia­ło ducha mło­dej dziew­czy­ny ucie­ka­ją­cej po dachu. Krąży opo­wieść o tym, jak zjawa Ma­da­me La­Lau­rie usi­ło­wa­ła udu­sić w domu pew­ne­go ciem­no­skó­re­go męż­czy­znę. Pod pod­ło­gą domu od­na­le­zio­no szkie­le­ty po­cho­dzą­ce z cza­sów krwa­wych mor­derstw Ma­da­me. Na dzie­dziń­cu domu znaj­do­wa­no za­bi­te zwie­rzę­ta. Na scho­dach sły­chać dzwo­nie­nie łań­cu­chów. Cza­sem cho­dzą po nich duchy po­twor­nie oka­le­czo­nych nie­wol­ni­ków. Drzwi i okna w domu same otwie­ra­ją się i za­my­ka­ją. Meble prze­su­wa­ją się, wiele osób czuło też do­tknię­cia nie­wi­dzial­nych rąk. W gór­nych oknach re­zy­den­cji cza­sem zo­ba­czyć można mi­ga­ją­ce świa­tła, a nawet upior­ne­go ducha pani domu.
Jesz­cze inna le­gen­da głosi, że na­wie­dzo­ny jest także wi­szą­cy w domu por­tret Ma­da­me. Zo­stał on na­ma­lo­wa­ny w 1997 roku przez no­wo­or­le­ań­skie­go ar­ty­stę - Ri­car­do Pu­sta­nio. Wkrót­ce oka­za­ło się, że obraz jest prze­klę­ty. Lu­dzie bar­dzo źle czuli się w jego obec­no­ści. Obraz czę­sto z hu­kiem spa­dał ze ścia­ny, słu­chać było do­cho­dzą­ce z niego szep­ty i wes­tchnię­cia. Wła­ści­ciel ob­ra­zu prze­stra­szył się na tyle, że zwró­cił go au­to­ro­wi. Obec­nie obraz znaj­du­je się w pry­wat­nej ko­lek­cji. Jego nowi wła­ści­cie­le nie chcą ko­men­to­wać plo­tek na temat jego na­wie­dze­nia.
W 2007 roku za 3,5 mln do­la­rów dom kupił ama­tor moc­nych wra­żeń - aktor Ni­cho­las Cage. Twier­dził, ze w domu prze­by­wa 6-7 du­chów, upar­cie od­rzu­cał też pomoc ofe­ro­wa­ną przez róż­nych eg­zor­cy­stów. Sam Cage nie pla­no­wał spać w na­wie­dzo­nym domu i nie wy­ra­żał zgody na to, żeby no­co­wał tam kto­kol­wiek inny. Zaraz po tym za­ku­pie spa­dła na niego klą­twa ubó­stwa. W bły­ska­wicz­nym tem­pie stra­cił wszyst­kie swoje oszczęd­no­ści. Winił za ten fakt me­na­dże­ra, nie­tra­fio­ne in­we­sty­cje oraz dom, w któ­rym dzia­ły się dziw­ne rze­czy. W 2009 roku dom zo­stał za­ję­ty przez ko­mor­ni­ka i wy­sta­wio­ny na li­cy­ta­cję. Jed­nak żadna osoba pry­wat­na nie zde­cy­do­wa­ła się na jego zakup i prze­szedł on na wła­sność banku.
Hi­sto­ria Ma­da­me Del­phi­ne La­Lau­rie i jej prak­tyk jest prze­ra­ża­ją­ca. Opisy zna­le­zio­nych w cza­sie po­ża­ru ofiar są wy­jąt­ko­wo dra­stycz­nie. Nie­któ­rzy twier­dzą, że De­phi­ne brała udział w eks­pe­ry­men­tach męża, inni twier­dzą, że mąż po pro­stu przy­my­kał oko na “hobby” mał­żon­ki. Nie­wąt­pli­wie to, co ro­bi­ła Ma­da­me budzi prze­ra­że­nie i każe za­sta­no­wić się nad jej zdro­wiem psy­chicz­nym. Licz­ba za­bi­tych przez nią ofiar sza­co­wa­na jest na 100 osób. 100 osób, które zmar­ły w pie­kiel­nych mę­kach. Trud­no dzi­wić się, że lu­dzie oba­wia­ją się La­Lau­rie Man­sion. Takie miej­sce musi bu­dzić trwo­gę i można po­dej­rze­wać, że nie wszyst­kie dusze opu­ści­ły swoje miej­sce kaźni. Czy to fak­tycz­nie naj­bar­dziej na­wie­dzo­ny dom w Sta­nach Zjed­no­czo­nych? Praw­do­po­dob­nie tak. Nie tylko z po­wo­du błą­ka­ją­cych się po nim po­tę­pio­nych dusz, ale przede wszyst­kim z po­wo­du tego, co się w nim dzia­ło.

Autor: Małgorzata Maćkowiak, Onet

wtorek, 6 maja 2014

[HIT!] Anomalie

Post pierwotnie opublikowany na /x/.

Witajcie.
Chyba muszę na początku wyjaśnić, że jestem tu nowy, więc miejcie cierpliwość dla mojej nieznajomości tutejszych zasad. Mój znajomy podesłał mi ten link po tym, jak pokazałem mu materiały, którymi chcę się teraz podzielić z wami. Powiedział, że niektórzy z was je docenią, ale, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że ta strona jest raczej siedliskiem idiotów niż poważnym paranormalnym imageboardem. No nic. Zdecydowałem się podzielić z wami tymi rzeczami i muszę zrobić to anonimowo, zaraz zrozumiecie przyczynę. Praktycznie złamię prawo, ale z tego, co wiem, wątek powinien zniknąć w ciągu kilku dni.
Sytuacja wygląda tak: jestem edytorem w małym, niezależnym wydawnictwie w USA. Nie powiem wam, w którym, nie pytajcie, nie chcę stracić pracy. Pensja nie jest duża, ale to łatwa robota i lubię ludzi, z którymi pracuję. Publikujemy głównie albumy. Niektórzy ludzie przeglądają je raz czy dwa, zmuszeni przez nudę, ale prawie nikt nie czyta ich od deski do deski. Nijakie historie pewnych miast okraszone zdjęciami dobrze sprzedają się w sklepach z pamiątkami. Okazyjnie przygotowujemy biografie i zbiory map. Kilka muzeów zleca nam katalogi. Takimi rzeczami się zajmujemy. Nic ciekawego, ale jest stabilnie. Mamy wystarczająco dużo zamówień, żeby utrzymać się na rynku, czego nie może powiedzieć wiele małych wydawnictw.
Ponieważ nasze wydawnictwo istnieje już od jakiegoś czasu, jesteśmy znani w kręgach fascynatów historii, którzy myślą, że są ekspertami od takiego to a takiego miasta gdzieś w Nigdzie w stanie Idaho i pasjonują się jakimś tematem, który nikogo nie obchodzi. Dostajemy dużo rękopisów od ludzi, którzy nie powinni pisać książek, i dużo płyt CD pełnych zdjęć od ludzi, którzy nie powinni robić zdjęć. Ponieważ nie mamy wiele personelu, ani nawet osobnej posady dla edytora, który weryfikowałby zgłoszenia, przejrzeniem tego stosu śmieci zajmują się wszyscy po trochu.
Niezwykle rzadko ktoś znajdzie coś wartego zrealizowania, ale to główny redaktor/wydawca mają ostatnie słowo.
Przez dziewięć miesięcy pracowałem nieprzerwanie nad książką, która wzbudziła zainteresowanie wszystkich w biurze. Nasz adiustator znalazł ją podczas swojej zmiany przy stosie. Starszy mężczyzna, którego imienia nie podam, skontaktował się z nami ni stąd ni zowąd i zaoferował możliwość opublikowania jego kolekcji archiwalnych zdjęć, jeżeli podejdziemy do sprawy z szacunkiem i powagą, na jaką zasługuje.
Jak to określił, zdjęcia były anomaliami. Tak też miał nazywać się album. Fotografie przedstawiały coś niezwykłego, niewytłumaczalnego, coś, co wiązało się z równie zastanawiającą historią. Większość z nich pochodziła z pierwszej połowy XX wieku.

Jak powiedziałem, to nie jest to, co zazwyczaj wydajemy, lecz fragmenty, które ten człowiek przesłał w liście były całkiem obiecujące. Kiedy zobaczyliśmy resztę, usłyszeliśmy kilka opowieści i przekonaliśmy się, że żadne z tych zdjęć nie jest powszechnie znane, wiedzieliśmy, że mamy coś, co zyska uwagę. Forma miała być prosta i klasyczna, z dużą ilością bieli i wolnego miejsca. Każde zdjęcie, wydrukowane w wysokiej jakości, znalazłoby się na prawej stronie, lewa byłaby pusta, a na kolejnej stronie pojawiłby się krótki opis.
Praca z tym facetem od samego początku była koszmarem i ciągnęła się miesiącami, ponieważ nie zgodził się przesyłać więcej niż jedno zdjęcie. Wysyłał list polecony, ja skanowałem zawartość, odsyłałem z powrotem i dopiero po tym on wysyłał następny. Chyba uważał swoją kolekcję za niesłychanie cenną i miał paranoję na punkcie stracenia jej, więc ryzykował tylko jeden przedmiot naraz. W końcu wydaliśmy tyle na przesyłki, że byłoby taniej polecieć do niego ze skanerem i laptopem.
Byliśmy może w jednej trzeciej przygotowań, kiedy ten przeklęty facet wykiwał nas. Ktoś zaoferował mu więcej pieniędzy za zdjęcia, o wiele więcej, niż my oferowaliśmy za prawa do książki, pod warunkiem, że książka nie zostanie wydana, a fotografie nie ujrzą światła dziennego. Domagaliśmy się, żeby spotkał się z nami twarzą w twarz, chcieliśmy przekonać go do zmiany zdania, próbowaliśmy ugłaskać jego dumę i potrzebę uznania. Przez parę dni wydawało się, że to działa, ale kiedy wrócił do domu, znowu zmienił zdanie, przeklinał mnie i głównego redaktora, żądając, żebyśmy zakończyli prace nad książką.
Zatrudnił prawnika, który znalazł jakiś kruczek pozwalający zerwać kontrakt, a potem zagroził nam pozwem, który zrujnowałby nas, jeśli kontynuowalibyśmy projekt. Nie tylko naraził wydawnictwo, ale jeszcze nas obraził, wysyłając wkurzającego typka od komputerów, który miał się upewnić, że wszystkie materiały zostaną usunięte z dysków. Większość z nich była zapisana na moim komputerze, spędziłem nad nimi dosłownie miesiące mojego życia. Czułem się pokrzywdzony przez tę sytuację.
Ktoś powinien skorzystać z całej tej pracy. Dlatego jestem tutaj. Niestety, nie mam już skanów w wysokiej rozdzielczości, ale udało mi się zatrzymać szkice oryginalnych opisów i czternaście średniej rozdzielczości zdjęć, które Quark utworzył podczas składania pierwotnej wersji książki. Nie pytajcie, czemu wciąż używamy Quarka. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego programu. Nie powinienem tego robić, ale od czasu do czasu zabieram do domu wersję roboczą, żeby popracować na własnym komputerze. Zazwyczaj eksperymentuję z czcionką i układem strony.
Tak czy owak, kiedy zamieszanie się skończyło, odkryłem, że na domowym komputerze mam wersję roboczą tego, co zdążyliśmy zrobić. Skopiowałem tekst i zdjęcia. Dzięki temu możecie je zobaczyć. Żeby było jasne, nie mam stuprocentowej pewności co do ich pochodzenia i wiarygodności. Nie jestem tu po to, żeby przekonać was o ich prawdziwości. Wrzucam je tutaj tylko dlatego, że według mnie zasługują na pokazanie, nie powinny gnić w prywatnej kolekcji jakiegoś bogatego zgreda.
[Aby oglądać zdjęcia powiększone, po prostu otwórzcie je w nowej karcie. :)]

Zdjęcie 1/14
Pożar w Collinwood.

Oto ostatnie zdjęcie zrobione wewnątrz Lake View School w Collinwood w stanie Ohio przed pożarem z 4 marca 1908 roku, który zabił 172 uczniów, 2 nauczycieli i jednego ratownika. Najpierw zapalił się drewniany legar, który zajął się od przegrzanej rury. Płomienie odcięły drogę ucieczki, co wywołało panikę. Wielu uczniów pobiegło na klatkę schodową, gdzie spalili się żywcem. Niektórzy zginęli, próbując wyskoczyć z trzeciego lub drugiego piętra.

Wszyscy widoczni na tym zdjęciu ponieśli śmierć, z wyjątkiem pana Olsona, siedzącego w najdalszym rzędzie po prawej. Nie wyjaśniono, skąd wziął się wyraźnie dostrzegalny powidok.

Zdjęcie 2/14
Ostatni wywiad Charliego Noonana.

Charlie Noonan był folklorystą-amatorem, który na początku dwudziestego wieku przemierzał południową i południowo-zachodnią część Stanów Zjednoczonych, zbierając opowieści o nadnaturalnych wydarzeniach. Według jego żony, Ellie, pewnego dnia jakiś farmer z Oklahomy opowiedział Charliemu o dziwnej kobiecie, która mieszkała na odludziu. Farmer twierdził, że ta kobieta nie była naprawdę kobietą, lecz czymś zupełnie innym, czymś, co skrywało swą prawdziwą naturę pod chustką na głowie. Nigdy nie widziano jej bez wielkiego psa u boku. Najwyraźniej Noonan był zaintrygowany tak bardzo, że udał się w podróż, aby odszukać tę kobietę. Nikt go więcej nie zobaczył.

Jakiś czas później właściciel lombardu z Tulsy skontaktował się z Ellie Noonan. Przypomniał sobie wiadomości z gazet o zaginięciu jej męża po tym, jak zobaczył jego nazwisko wypisane na aparacie, który sprzedał mu jakiś wędrowiec. Właściciel lombardu zwrócił aparat pani Noonan, co dało jej nadzieję na odnalezienie męża. To było jedyne zdjęcie na rolce. Niestety, ani nazwa miejscowości, w której mieszkała kobieta, ani imię farmera, który opowiedział jej historię, nie zostały zapisane w notatkach Charliego Noonana.

Zdjęcie 3/14
Śmierć Johna Ulsteda.

To proroczo rozdarte zdjęcie przedstawia żołnierzy chroniących sztandary unionistów, zrobione zostało miesiąc przed bitwą nad Antietam. Mężczyzna po prawej nazywał się John Ulsted. Zaraz po rozpoczęciu bitwy okaleczył go ostrzał armatni – stracił prawą połowę twarzy i prawą rękę. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstały zniszczenia na zdjęciu.

Zdjęcie 4/14
Kat z Nowego Orleanu.

Édouard Martel był francuskim fotografem i wynalazcą, który podróżował po USA w latach 1900-1920, starając się wzbudzić zainteresowanie inwestorów dodatkami do linii aparatów mieszkowych „Brownie” Kodaka. Urządzenia umożliwiały ustawienie samowyzwalacza oraz automatycznej ekspozycji. Podczas podróży zrobił tysiące zdjęć, aby ulepszyć swój wynalazek.
Często budził się wcześnie, ustawiał aparat w niepozornym miejscu na ulicy w mieście, w którym akurat się zatrzymał, a potem szedł do pobliskiej kawiarni lub baru. Chciał zobaczyć i uwiecznić autentyczne sceny z życia codziennego. Najlepsze ze zdjęć pokazano na jedynej wystawie prac Martela w Paryżu w 1924. Niestety Martel umarł nieznany i bez grosza przy duszy w 1955, a jego twórczość odziedziczyła córka Jeanne, która przejrzała dziesiątki pudeł, które po sobie zostawił, aby wybrać, co wyrzucić, a co zachować. Natknęła się wtedy na to zdjęcie, zrobione w Nowym Orleanie rankiem 28. września 1919, kilka godzin przed tym, jak Martel wsiadł na parowiec i powrócił do Francji.
Okazuje się, że Martel nienawidził niewyraźnych fotografii, ponieważ sądził, że pokazują w złym świetle jego wynalazek. To uprzedzenie zmusiło go do zlekceważenia zdjęcia, które było prawdopodobnie najważniejszym w jego karierze.

Co sprawia, że to zdjęcie jest niezwykłe? W noc przed jego zrobieniem seryjny, wciąż niezidentyfikowany zabójca, znany jako Kat z Nowego Orleanu, popełnił ostatnie morderstwo. Zabił Mike'a Pepitone w jego sypialni i uciekł tuż przed powrotem żony, która odkryła ciało. Czy widać tu Kata, wracającego do swojej kryjówki? Nie wiadomo, jednak jeśli tak jest, to zdjęcie zadaje kłam przekonaniu (które wyraziły Pauline i Mary Bruno, a także większość lokalnej społeczności), że tylko czarny mężczyzna jest zdolny do takiego bestialstwa.

Zdjęcie 5/14
Kryptydy z Wielkich Jaskiń.

To zdjęcie zrobił w 1895 grotołaz/fotograf amator o imieniu Oren Jeffries podczas eksploracji niepoznanej części Wielkich Jaskiń w południowo-zachodniej Wirginii. Jeffries przeprowadzał eksperymenty fotograficzne z długim czasem naświetlania, żeby sprawdzić, czy w ciemnościach pod ziemią cokolwiek będzie widoczne. Usadowiał się na miejscu, gasił latarnię, otwierał przysłonę w swoim aparacie i czekał w mroku tak długo, jak mógł wytrzymać. Podczas jednego z takich eksperymentów usłyszał coś poruszającego się w głębszych partiach jaskini.
Przerażony Jeffries przerwał swój eksperyment i włączył flesz, którego używał do robienia zwykłych zdjęć. Powiedział później reporterowi z lokalnej gazety, że zobaczył trzy humanoidalne istoty stojące w cieniu i wpatrujące się w niego. Wtedy wziął nogi za pas i nie przestał biec, dopóki nie znalazł się na zewnątrz. Kilka dni potem wrócił po swój aparat w towarzystwie trzech mężczyzn. Ten obraz zachował się na kliszy.

Zdjęcie 6/14
Bliźnięta Harlow.

Rok 1938, Evergreen Park w stanie Illinois. Billy i Stevie Harlow jechali na przednim siedzeniu obok swojej matki, Tammie, gdy ich Ford sedan zderzył się czołowo z Chryslerem. Dwa inne pojazdy również zostały uszkodzone.
Tammie Harlow przeżyła, ale chłopcy wypadli przez szybę i zginęli na miejscu. Fotograf z miejscowej gazety zrobił to zdjęcie w czasie gorączkowych prób uratowania Johna Downinga, kierowcy Chryslera. Wygląda na to, że Billy i Stevie zatrzymali się, żeby popatrzeć.

Zdjęcie 7/14
Tragedia Sorrensonów.

Sorrensonowie byli duńską rodziną, która wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych około 1905 roku. Przybyli z najstarszym dzieckiem, Andersem (na ośle) i osiedlili się na farmie w Missouri. Wkrótce urodziło im się troje kolejnych dzieci: Simone, Frikke, i Mathilde (pośrodku, po prawej i w wózku). To zdjęcie, zrobione w 1916, przedstawia całą czwórkę kilka tygodni przed tragedią.
Troje najstarszych dzieci prawdopodobnie bawiło się, budując tunele w stercie siana. Zasnęły w środku. Ich ojciec, Nicolas, wjechał w stertę zgrabiarką do siana, dzieci zostały rozczłonkowane dokładnie tak, jak przebiega rysa na zdjęciu.

Najmłodsza Mathilde była w tym czasie w domu z matką i nie się jej nie stało. Syn sąsiadów powiedział w wywiadzie, że osioł umarł w równie okropny sposób. Zaplątał się w drut kolczasty i próbując się uwolnić, niemal odciął sobie głowę. Niemożliwe było stwierdzenie, czy naprawdę tak się stało.

Zdjęcie 8/14
Widmo Violi Peters.

Viola Peters była zamożną starą panną, która żyła w małej miejscowości o nazwie McCaysville w Georgii. Była kochana przez lokalną społeczność za działalność charytatywną w kościele baptystów, dawała datki na jadłodajnię, sierociniec. W czasie kryzysu te instytucje polegały głównie na jej hojności.
W lipcu 1935 Viola została brutalnie zgwałcona i zamordowana przez włóczęgę Toma Cullina, który pracował krótko w pobliskim zakładzie. Po popełnieniu zbrodniu Cullin pozostał w domu Violi i znęcał się nad jej ciałem przez kolejnych siedemnaście dni zanim został aresztowany. Grupa rozwścieczonych mieszkańców McCaysville wtargnęła do więzienia, zabrała Cullina i zlinczowała na starym moście nad rzeką Toccoa.

Zdjęcie zostało zrobione przez Garretta Killiana, świadka linczu, i wywołało poruszenie, kiedy wydrukowano je w The Atlanta Constitution kilka dni później. Większość była zdania, że duch Violi uzyskał spokój poprzez egzekucję jej zabójcy, ale niektórzy ludzie o wypaczonych umysłach zobaczyli w jej twarzy pragnienie ujrzenia pierwszego i ostatniego kochanka w jej życiu.

Zdjęcie 9/14
Duch Sary Eustace.

Szpital stanowy w Danvers (znany wcześniej jako Zakład dla Obłąkanych w Danvers) to szpital psychiatryczny zbudowany w 1874 zgodnie z założeniami planu Kirkbride'a.
Jak wszystkie szpitale psychiatryczne w stylu Kirkbride'a, charakteryzował się neogotycką architekturą. Stosowano w nim przestarzałe metody leczenia obłędu. Szpital w Danvers jest niekiedy określany jako miejsce narodzin lobotomii przedczołowej.
Danvers jest sławny z kilku powodów. Był inspiracją dla H.P. Lovecrafta do stworzenia Arkham Sanitorium pojawiającym się w kilku opowiadaniach, a to z kolei było wzorcem dla Arkham Asylum w uniwersum Batmana. Tam także rozgrywa się akcja kultowego horroru Session 9.
W filmie z dobrym efektem wykorzystano sieć tuneli ciągnących się pod Danvers. Nieprzypadkowo filmowcy wybrali te właśnie tunele, pogłoski o tym, że są nawiedzone, krążyły po okolicach od ponad stu lat. Najbardziej znana historia mówi o Sarze Eustace, pacjentce, która uciekła w 1955 i wślizgnęła się do systemu tuneli. Pomimo licznych poszukiwań i tygodniowego zamknięcia szpitala, Sary nie odnaleziono. Wydawało się oczywiste, że umarła tam, zagubiona, spragniona i samotna.

Pielęgniarka z Danvers o imieniu Gail Malloy dostała obsesji na punkcie historii Sary i spędziła wiele godzin na przemierzaniu tuneli w poszukiwaniu szczątków kobiety. Nigdy nie znalazła jej ciała, ale to zdjęcie, które zrobiła w 1966, sugeruje, że Sara Eustace wciąż błąka się po podziemiach Danvers.

Zdjęcie 10/14
Rodzinne zdjęcie Stevensonów.

Kto powiedział, że duchy nie mogą mieć poczucia humoru? Stevensonowie byli bogatą rodziną z Bostonu, dumną z pracowitości i długowieczności, jaką cieszyła się większość klanu. To zdjęcie wykonano w 1945 w celu uwiecznienia najstarszych Stevensonów obok jednego z najmłodszych. Najstarsza jest tutaj Emilia (w środku), 102 lata, obdarzona tytułem „Głowy rodu”, zaś najmłodsza - osiemnastomiesięczna Ophelia.

Jednak zanim zdjęcie zostało wywołane, Stevensonowie nie wiedzieli, że dołączył do nich wtedy ktoś jeszcze. James Pullman Stevenson (1835-1932) usiadł pomiędzy swoją siostrzenicą Ginny a kuzynem Alfredem i został z łatwością rozpoznany przez rodzinę. Zapamiętano go jako miłego wujka, który lubił stroić sobie żarty i opowiadać dowcipy.

Zdjęcie 11/14
Zniknięcia pani Yurno.

Josephine Yurno każdego dnia wybierała się na spacer o zmierzchu po jej ukochanym Norwich.
Dwunastego listopada 1935 wyszła jak zwykle i nie wróciła. Policja z Norwich wraz z ochotnikami prowadziła dokładne poszukiwania, ale nie odkryto żadnego śladu.
Trzy lata później pani Yurno została znaleziona przed domem swojego sąsiada. Siedziała skulona, ale była całkowicie zdrowa, nie miała żadnych fizycznych obrażeń. Kiedy zapytano ją, gdzie się podziewała, pani Yurno nie zrozumiała pytania. Według niej, nie minęło aż tyle czasu.
Pomimo zaleceń doktora i próśb znajomych nie zgodziła się na leczenie i żyła tak, jakby nic się nie stało, nadal wychodziła na wieczorne spacery po plaży. Jeden z sąsiadów zrobił to zdjęcie jesienią 1938. Obłok dymu unoszący się znad stery liści potęguje niepokojące wrażenie.

W listopadzie 1940, w ten sam dzień, co pięć lat wcześniej, pani Yurno znowu zniknęła. Tym razem na zawsze.

Zdjęcie 12/14
Los Sally York.

W 1912 roku mała Sally York, 9 lat, została zmiażdżona przez maszynę w fabryce bawełny North Fork Textile Mill. Był to jeden z incydentów, który zmusił ustawodawców do przeforsowania Keating-Owen Act w 1916 roku, który był pierwszym w historii Ameryki aktem prawnym dotyczącym pracy dzieci.
Od czasu wypadku do zamknięcia fabryki czterdzieści alt później pracownicy ciągle skarżyli się na dziwne hałasy, spadki temperatury, czasem czuli dotyk na ramieniu, kiedy nikogo nie było w pobliżu.

Właściciel fabryki nie zwracał uwagi na zażalenia, dopóki to zdjęcie nie ujrzało światła dziennego w 1932. Zrobił je podróżujący fotograf Benny Johnson i natychmiast sprzedał do North Fork Gazette za cenę 10 dolarów. Fabryka była wtedy pusta z powodu świąt Bożego Narodzenia. Mówiono, że była powodem zamknięcia fabryki, jednak najprawdopodobniej przyczynił się do tego Wielki Kryzys.

Zdjęcie 13/14
Oczy Lily Palmer.

Lily Palmer miała niecałe cztery lata, kiedy doświadczyła czegoś, co lekarze nazwali później gwałtownym napadem halucynacji sensorycznych. To zdjęcie zostało zrobione w 1952 roku w Halloween przez matkę Lily, Annette. Rzekomo przedstawia początek choroby. Lily i jej filipińska niania wybierały się na zbieranie cukierków. Nagle dziecko zaczęło krzyczeć. Dziewczynka uniosła ręce do oczu i wyglądała, jakby chciała je sobie wydrapać.
Minęła chwila, zanim uspokoiła się na tyle, żeby mówić. Kiedy zapytano ją, co zobaczyła, Lily bez ustanku powtarzała coś wierciło mi się w oczach. W kilka dni potem, gdy nie było nikogo w pobliżu, Lily przebiła sobie oczy drutami do szycia należącymi do jej matki.

Po otrzymaniu pomocy medycznej poddano ją badaniom psychiatrycznym, po czym osadzono w zakładzie. Do końca życia przebywała w instytucjach zajmujących się chorymi psychicznie, najpierw w Bellevue na Manhattanie, później w Centrum Psychiatrycznym Rockland w Orangeburgu, gdzie umarła na atak serca w marcu 2001 roku. Jeden z jej opiekunów potwierdził, że stan Lily pogarszał się w czasie Halloween. Jednak przez większość czasu tylko prosiła i błagała, żeby ktoś wyjął to coś z jej oczu.

Zdjęcie 14/14
Ułuda Trójcy.

Oto jedno ze zdjęć zrobionych podczas pierwszego na świecie wybuchu nuklearnego. Szesnastego lipca 1945 na poligonie White Sands (Białe Piaski) położonym na pustyni Jornada del Muerto (Droga Umarłego) w odległości około 55 kilometrów od miasta Nowy Meksyk Armia USA zdetonowała bombę. Zawierała ona ładunek z plutonu, tak samo jak Fat Man zrzucony na Nagasaki. Test stanowił początek ery atomowej i wyścigu zbrojeń pomiędzy Stanami a Rosją.
Tylko garstka ludzi wiedziała, że to zdjęcie zostało przycięte, zanim dopuszczono je prasy, ale ci ludzie już nie żyją. Jednym z nich był oczywiście sam fotograf, który przekazał kopię oryginału pod warunkiem, że będzie trzymana w ukryciu, dopóki ludzkość nie dojrzeje do poradzenia sobie z konsekwencjami. Właściciel kolekcji zdjęć nie jest pewien, czy warunek został spełniony, ale jako że prawdopodobnie posiada ostatnią zachowaną kopię, postanowił, że musi pokazać prawdę.

Spodziewam się wielu wątpliwości w związku z tymi zdjęciami. Sam mam ich wiele, więc nie mam zamiaru kłócić się z każdym sceptykiem i bronić każdej fotografii. Dorzucam jeszcze treść listu napisanego przez Kata z Nowego Orleanu do lokalnych gazet, może was zainteresuje.

13. marca, 1919
Szanowni śmiertelnicy

Nigdy mnie nie złapali i nigdy mnie nie złapią. Nigdy mnie widzieli, gdyż jestem niewidzialny, jak eter otaczający waszą ziemię. Nie jestem istotą ludzką, ale duchem i demonem z czeluści piekieł. Jestem tym, którego wy, Orleańczycy i wasza bezmyślna policja nazywacie Katem. Kiedy uznam za stosowne, przyjdę i wybiorę ofiary. Ja jeden wiem, kto się nimi stanie. Nie pozostawię żadnych śladów poza moją siekierą, powalaną krwią i mózgiem tych, których ześlę na dno, aby dotrzymywali mi towarzystwa.

Jeśli chcecie, powiedzcie policji, aby postępowała ze mną ostrożnie. Oczywiście nie będę zachowywał się nierozsądnie i nie wezmę pod uwagę sposobu, w jaki policja odnosiła się do mnie w przeszłości. Tak naprawdę byli tak głupi, że rozbawili nie tylko mnie, ale i Jego Szatańską Wysokość, Francisa Josefa, et cetera. Jednak strzeżcie się. Nie pozwólcie policji odkryć, czym jestem, albowiem pożałują dnia, w którym urodzili się ci, którzy rozbudzą gniew Kata.

To ostrzeżenie nie było potrzebne, mam pewność, że będą mnie unikać, jak to czynili w przeszłości. Są mądrzy i wiedzą, jak uniknąć krzywdy.

Bez wątpienia myślicie, że jestem najstraszniejszym mordercą, co jest zgodne z prawdą, ale miejcie świadomość, że mógłbym być znacznie gorszy. Jeśli tylko bym chciał, mógłbym składać wam wizytę każdej nocy. Mógłbym zgładzić tysiące najznamienitszych mieszkańców, ja, który przyjaźnię się z Aniołem Śmierci. O piętnaście minut po północy (czasu ziemskiego) w następny wtorek zamierzam przejść się po Nowym Orleanie. W mym nieskończonym miłosierdziu, złożę wam pewną propozycję.

Oto ona: uwielbiam muzykę jazzową i przysięgam na wszystkie diabły w głębi piekła, że oszczędzę każdy dom, w którym będzie grać zespół jazzowy. Jeśli wszędzie usłyszę muzykę, wtedy, cóż, tym lepiej dla was. Jedno jest pewne, ci, którzy we wtorkową noc nie zrobią tego, co kazałem (jeśli ktokolwiek taki się znajdzie), ujrzą moją siekierę.

A więc, jako że jest mi zimno i muszę się wypróżnić, tęsknię za moim rodzimym Tartarem i nadszedł czas, abym opuścił ziemski padół, zakończę ten monolog. Mam nadzieję, że opublikujecie to, gdyż wyjdzie to wam na dobre. Jestem, byłem i będę najgorszym upiorem, jaki kiedykolwiek istniał i w rzeczywistości, i w świecie wyobraźni.

Tłumaczenie od Amymone z paranormalne.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Mereana Mordegard Glasgorv

Czy wiecie czym jest Mereana Mordegard Glasgorv ? To film trwający dwie minuty, podobno zakazany przez serwis YouTube. Wersja którą wam podsyłam tak naprawdę nie jest prawdziwa - podobno. Film przedstawia mężczyznę na czerwonym tle którego nie da się zidentyfikować - zwyczajnie nie wiadomo kim on jest.

Z tego co mi wiadomo, jeśli będziemy długo się wpatrywać w obraz to ujrzymy jak postać uśmiecha się na 2 sekundy. Ale co z tego? Pewnie zapytacie również dlaczego film jest zakazany na Youtube? Hmm.. chodzą plotki, że do głównej siedziby Youtube zostało przysłanych 153 pary ludzkich oczu! Oczywiście były to oczy ludzi, którzy oglądali video. Wiadomo także, że znalazła się spora część osób którzy dokonali samobójstwa po obejrzeniu owego filmu. Kiedy film został usunięty z YouTube, po dłuższym czasie kiedy sprawa ucichła do nowego pracownika serwisu doszedł mail, który zawierał film - niedoinformowany biedak o niczym nie wiedząc włączył go i... po 45sekundach zaczął panicznie krzyczeć.

Koledzy nie potrafili go uspokoić. Najdziwniejsze jest to, że nie da się zlokalizować nadawcy, jego IP po prostu zniknęło, tak jakby nigdy nie istniało... 


piątek, 18 kwietnia 2014

Zniknięcie Ashley, Kansas


W nocy 16 sierpnia 1952 roku, małe miasto Ashley w stanie Kansas przestało istnieć. 17 sierpnia 1952 roku, o godzinie 3:28, zarejestrowane zostało trzęsienie ziemi o sile 7,9 w skali Richtera. Trzęsienie było odczuwalne w całym stanie oraz w większości sąsiednich terenów na zachodzie. Epicentrum zostało zlokalizowane dokładnie pod Ashley. Kiedy policja stanowa przybyła na miejsce, zastała spaloną, dymiącą dziurę w ziemi, mającą 1000 jardów długości i 500 jardów szerokości. Jej głębokość nie została ustalona. Po dwunastu dniach, 29 sierpnia, o 21:15, poszukiwania 679 zaginionych mieszkańców miasta zostały przerwane przez władze stanowe Kansas. Wszyscy zostali uznani za zmarłych. 30 sierpnia, o 2:27 zarejestrowane zostało trzęsienie ziemi o sile 7,5 w skali Richtera. Epicentrum zlokalizowano w miejscu dawnego miasta Ashley. O 5:32 policja stanowa zgłosiła, że dziura w ziemi zniknęła.
W ciągu ośmiu dni poprzedzających zniknięcie miasta, jego mieszkańcy oraz lokalna policja zaobserwowali serię dziwnych i niewyjaśnionych zdarzeń.
Wieczorem 8 sierpnia, o 19:13, mieszkaniec Gabriel Jonathan zaobserwował dziwne zjawisko na niebie nad Ashley. Miasto nie miało oficjalnych organów ścigania, więc powiadomiono policję z sąsiedniego miasta Hays. Gabriel opisywał coś, co wyglądało jak mały, czarny otwór w niebie. W ciągu następnych 15 minut posterunek policji w Hays został zasypany zgłoszeniami o tym samym zjawisku. Zjawisko nie zostało zaobserwowane przez mieszkańców żadnej z sąsiednich miejscowości. Podjęto decyzję o wysłaniu policjanta, który miał wyjaśnić sprawę następnego ranka.
9 sierpnia o 7:54 oficer policji w Hays, Allan Mace wysłał na posterunek zgłoszenie przez radio. Oznajmił, że mimo podążania drogą prowadzącą do Ashley, zgubił się. Zgodnie ze zgłoszeniem, droga biegła w swoim normalnym kierunku, ale w jakiś sposób zaprowadziła go do Hays. Oficer Mace dodał, że droga nie skręcała w żadnym kierunku. O 9:15, siedem z dziesięciu radiowozów w mieście wysłano w celu wyjaśnienia sprawy. Wszyscy policjanci kierujący nimi doszli do tego samego wniosku. Jedyna droga wiodąca do Ashley, prowadziła z powrotem do Hays. Telefony nadal zalewały posterunek policji. Wszystkie zgłaszały, że otwór w niebie wciąż się powiększał. Wszyscy dzwoniący zostali poproszeni o pozostanie w domach. O 20:17 Elanie Kantor zgłosiła, że zaginęli jej sąsiedzi, państwo Milton oraz ich dzieci, Jeffery i Brooke. Jak wynika z rozmowy telefonicznej, poprzedniego wieczoru Miltonowie wyjechali z miasta swoim samochodem. Nigdy nie wrócili. Policja w Hays nie zauważyła żadnego samochodu lub pieszych na drodze z Ashley.
10 sierpnia 1952 o 7:38 telefony z Ashley informowały, że miasto jest pogrążone w mroku. Słońce tego dnia nie wzeszło. O 10:15 na polecenie policji w Hays, helikopter z Topeki w Kansas przeleciał nad miejscem, w którym znajdowało się Ashley. Miasta nie udało się zaobserwować z powietrza.
11 sierpnia 1952, o 12:43, Phoebe Danielewski zadzwoniła na posterunek w Hays. Zgłosiła, że jej córka Erica zaczęła rozmawiać ze swoim ojcem, który zginął 3 lata wcześniej w wypadku samochodowym. Dodatkowo powiedziała, że Erica chciała wyjść na zewnątrz, żeby dołączyć do nich. W ciągu następnych 12 godzin zarejestrowano 329 rozmów telefonicznych, opisujących podobne zjawisko dotyczące dzieci z miasta.
Kolejnego ranka, 12 sierpnia 1952, sytuacja stała się tragiczna. W środku nocy zauważono zniknięcie wszystkich 217 dzieci z miasta. Zarejestrowano 421 telefonów na policję w Hays. Nie mogąc znaleźć sensownego rozwiązania, policjanci polecili dzwoniącym zostać w domach i unikać prób szukania dzieci.
Wieczorem 13 sierpnia, o 17:19, Scott Luntz, starszy mężczyzna z Ashley, zaobserwował odległy, powiększający się ogień na południu miasta. Jak wynika z jego opisu, odległa ciemność zamieniała się w czerwony i pomarańczowy ogień, który rozciągał się aż do nieba. Przez resztę dnia telefony nie ustawały. Ludzie twierdzili, że ogień zaczął przemieszczać się na północ oraz wydawał się „wychodzić z czarnego nieba”. Ogień nie został zaobserwowany przez mieszkańców sąsiednich miejscowości, ani przez policję.
Zgłoszenia nie przestały przychodzić aż do 14 sierpnia 1952, do godziny 12:09. Ostatni telefon został wykonany przez Benjamina Endicotta. Mieszkaniec twierdził, że ogień na niebie powiększył się tak bardzo, że rozświetlił całe miasto. Rozmowa zakończyła się nagle:
(Z ROZMOWY WYKONANEJ PRZEZ BENJAMINA SHERMANA ENDICOTTA)
BENJAMIN: Chwileczkę…proszę poczekać…
(DŁUŻSZA CISZA)
BENJAMIN: Tak, tak, widzę coś. Na południu. Wygląda jak-
[KONIEC ROZMOWY]
Nie zarejestrowano żadnego telefonu, aż do następnego wieczoru.
Poniższy tekst jest pełnym zapisem ostatniej rozmowy otrzymanej przez posterunek policji w Hays z miasta Ashley. Miała ona miejsce 15 sierpnia 1952 o 21:46. Policjant na służbie to oficer Peter Welsch. Dzwoniąca została zidentyfikowana jako April Foster.
[POCZĄTEK ROZMOWY]
OFICER WELSCH: Posterunek policji w Hays.
(Zakłócenia)
O: Halo?
FOSTER: Tak…tak, halo?
O: Proszę pani, z kim rozmawiam?
F: Nazywam się April Foster. (Kaszle) Proszę pana, proszę mi pomóc.
O: Co się dzieje?
F: W nocy…oni wrócili w nocy.
O: Proszę pani, muszę poprosić panią o-
F: ONI WRÓCILI W NOCY! (Płacze)
O: Proszę pani, proszę się uspokoić i mówić jaśniej. Co się stało? Kto wrócił?
F: (Szlochając) Wszyscy.
O: Wszyscy?
F: Wszyscy przybyli z ogniem.
O: Kogo ma pani na myśli?
F: Mój syn…W nocy widziałam mojego syna. On szedł…szedł ulicą. Płonął. Jezu Chryste ON PŁONĄŁ.
O: Proszę pani-
F: Umarł w tamtym roku. Zajmowałam się nim odkąd był mały…byliśmy tylko ja i on. Mówiłam mu, żeby uważał na samochody, gdy jeździł na rowerze. Ale on mnie nie słuchał.
O: To co pani mówi nie ma sensu. Mówi pani, że wszyscy wrócili?
F: CZY PAN MNIE DO CHOLERY SŁUCHA? WSZYSCY. Wszyscy wrócili. Każdy, kto umarł lub zaginął. I oni nas szukają! (Płacze) On…on powiedział: „Mamusiu, jestem zdrowy! Patrz, znów mogę chodzić! Gdzie jesteś, mamusiu? Chcę cię zobaczyć!” (Szlocha)
O: Gdzie pani teraz jest? Jest pani bezpieczna?
F: Schowałam się, tak jak wszyscy. Widzieliśmy ich idących przez pola…i…niektórzy otworzyli im drzwi. Boże, ten krzyk. (Cisza) Nie wiem, co się im stało, ale ich domy zaczęły się palić i…zapadły się pod ziemię. Zasłoniłam okna, zamknęłam drzwi i- (Cisza)
O: Proszę pani, czy wszystko w porządku?
(Cisza)
O: Proszę pani?
F: (Dźwięk rozbitego szkła) O…o mój Boże.
O: Halo?
F: Coś weszło do domu. (Stłumione szlochy)
O: Proszę być najciszej, jak to możliwe. Niech pani nie wydaje żadnego dźwięku.
(Stłumione: Mamusiu…mamusiu?)
F: (Szlocha) On wszedł do środka.
O: Niech pani nie rusza się z miejsca.
(Stłumione dźwięki kroków. Stłumione: Mamusiu? Mamusiu, gdzie się schowałaś?)
O: Proszę zachować ciszę.
(Głośne kroki, śmiech. Stłumione: Znalazłem cię, MAMUSIU!; Głośne krzyki i hałasy).
O: Proszę pani? PROSZĘ PANI!
[KONIEC ROZMOWY]
Następnego ranka, o 6:55, oficerowie z posterunku policji w Hays przybyli do miasta Ashley. Tląca się, spalona dziura w ziemi, była wszystkim, co zastali.

Tłumaczenie od Lupus z paranormalne.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Smile.jpg

3 lipca 2009 otrzymałem e-maila od mojego przyjaciela Matta Garcia w którym po prostu spytał mnie:
Czy słyszałeś o smile.jpg?
Odpisałem mu szczerze:
Nie, nie słyszałem... czy to jakiś plik? Co to jest? 

Potem postanowił mi o tym opowiedzieć:
Natknąłem się na to wczoraj wieczorem. Najwyraźniej jest to jakiś stary obrazek, lecz nie wiadomo kto go umieścił i po co. Dziwnie wpływa na ludzi, którzy na niego patrzą. Bardzo trudno jest go znaleźć, bo przeważnie okazuje się fałszywym plikiem albo został już usunięty. Może mi się tylko wydaję, ale gdy go oglądam czuję się dziwnie, jakby coś zza obrazu patrzyło na mnie. Za pierwszym razem wystraszyłem się nie na żarty i natychmiast zamknąłem przeglądarkę. Nie mówię, że obrazy na zdjęciu są straszne, ale te kolory i wzory, mają w sobie jakiś hipnotyczny efekt. Powinieneś sam to sprawdzić i ocenić. Poniżej wysyłam ci link do strony i zdjęcia. Daj znać, co o tym myślisz. -Matt G.

Odkąd otrzymałem e-maila od Matta, sprawdziłem tę historię i zapisałem tajemniczy obrazek na dysku. Badałem go przez ostatnie pięć dni. Mogę powiedzieć jedno…moje koszmary stały się bardzo realistyczne. Ten obraz związał się ze mną. Przyłapałem się na myśleniu o nim kilka razy w ciągu dnia. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze miałem koszmary. Ale ten tydzień był inny. Czułem, że stały się one bardziej rzeczywiste. Nie mówię, że uwierzyłem w tą historię, ale powiem, że jest to…trochę ironiczne. Sami sprawdźcie . Na dole tego postu znajduje się link do ściągnięcia oryginalnego smile.jpg. A teraz opowiem wam historię Mary. Mówi się, że ten obrazek zniszczył jej życie. – Shad.

Ciekawy przypadek Mary

Po raz pierwszy spotkałem się osobiście z Mary E. latem 2007 roku. Umówiłem się z jej mężem, Terrence, abym mógł przeprowadzić z nią wywiad . Mary początkowo zgodziła się, bo nie byłem reporterem, ale raczej amatorskim pisarzem gromadzącym informacje na kilka tematów na uczelnie, jeśli wszystko by poszło zgodnie z planem, zebrałbym trochę czystej fantazji. Zaplanowaliśmy rozmowę na weekend, kiedy akurat byłem w Chicago z niepowiązanych spraw, ale w ostatniej chwili Mary zmieniła zdanie i zamknęła się w swojej sypialni, odmawiając wizyty ze mną. Przez pół godziny siedziałem z Terrencem przed drzwiami sypialni, następnie słuchałem i robiłem notatki gdy Terrence próbował bezskutecznie uspokoić żonę. Rzeczy, które Mary mówiła nie były zbyt sensowne, ale nadające się do wzorca, którego się spodziewałem: choć nie widziałem jej, wiem, że płakała i częściej niż jej wymówki aby nie rozmawiać ze mną, skupiała się na chaotycznym dialogu z jakaś wyimaginowaną istotą, z jej snów lub koszmarów. Terrence przeprosił mnie z całego serca, kiedy przestał uspokajać Mary, a ja starałem się ją przekonać, przypominając, że nie jestem reporterem w poszukiwaniu historii, ale tylko ciekawym, młodym człowiekiem w poszukiwaniu informacji. Poza tym, pomyślałem, że może mógłbym dowiedzieć się czegoś o niej w inny sposób jeżeli tylko zdobędę odpowiednie materiały.

Mary E. była odpowiedzialna za obsługę sieci internetowej w niewielkiej siedzibie w Chicago Bulletin Board System w 1992 r., kiedy po raz pierwszy zetknęła się ze smile.jpg i jej życie zmieniło się na zawsze. Ona i Terrence byli małżeństwem tylko od pięciu miesięcy. Mary była jedną z około 400 osób, którzy widzieli obraz, kiedy został opublikowany na BBS jako hiperłącze, jednak była ona jedyną osobą, która otwarcie mówiła o tym doświadczeniu. Reszta pozostała anonimowa, lub być może nie żyje. W 2005 r., kiedy byłem dopiero w dziesiątej klasie, smile.jpg po raz pierwszy zwrócił moją uwagę przez rosnące zainteresowanie w internetowych, niewyjaśnionych zjawiskach. Mary była najczęściej wskazywaną ofiarą tego, co jest czasem określane jako Smile.dog, nazwa smile.jpg jest to rzekome ułatwienie do wyświetlenia. To, co ożywiło moje zainteresowanie (nie oczywiste elementy grozy cyber-legend i moja skłonność ku takim rzeczom) był zwykły brak informacji, zazwyczaj ludzie nie wierzą, że może istnieć coś poza plotką czy mistyfikacją.

Ten przypadek jest wyjątkowy, ponieważ, mimo że cały fenomen opiera się tylko na jednym obrazku, nigdzie nie można go znaleźć. To oczywiste, że wiele fałszywych i pozornych śmieci internetowych nazwanych smile.jpg, pojawia się na najczęściej odwiedzanych stronach o tematyce paranormalnej na przykład takich jak 4chan czy imageboard. Podejrzewa się, że są to podróbki, bo nie oddziaływają na ludzi tak samo jak prawdziwy smile.jpg , który może powodować nagłą padaczkę, ból w skroniach lub silne poczucie niepokoju. Te rzekome reakcje są jednymi z powodów, dlaczego smile.jpg traktuje się z taką pogardą, ponieważ wydaje się być oczywistym absurdem, ale w zależności kogo spytamy o niechęć do potwierdzania istnienia smile.jpg jest po prostu spowodowana strachem lub po prostu niedowierzaniem.

Ani smile.jpg ani Smile.dog nie jest nigdzie wspomniany na Wikipedii, ale na stronie znajdują się artykuły o innych skandalicznych przypadkach jak hello.jpg lub 2girls1cup, wszelkie próby stworzenia strony o smile.jpg są usuwane przez jednego z wielu administratorów encyklopedii.
Spotkania z smile.jpg są materiałami napędzającymi powstawanie legend Internetu. Historia Mary E. nie jest jedyna, istnieją niepotwierdzone pogłoski, że pokazano smile.jpg w pierwszych dniach istnienia Usenet. Istnieje nawet opowieść, że w 2002 r. haker sfloodował forum humoru i satyry strony Something Awful zdjęciami Smile.dog, powodując, że prawie połowa użytkowników forum dostała padaczki. Mówi się też, że od połowy lat 90 do ich końca, smile.jpg był przekazywany na Usenet jako załącznik w e-mailach łańcuszkowych z tematem UŚMIECHNIJ SIĘ! BÓG CIĘ KOCHA! Jednak pomimo wielu odsłon tych afer okazało się, że niewiele osób przyznaje się do brania jakiegokolwiek w tym udziału. Żaden ślad ani link do oryginalnego pliku nigdy nie został odkryty.

Ci, którzy twierdzą, że naprawdę widzieli smile.jpg często tłumaczą się, że byli zbyt zajęci, aby zapisać kopię obrazu na dyskach twardych. Jednak wszystkie domniemane ofiary, podają ten sam opis zdjęcia: Pies-jako stworzenie (zazwyczaj opisywany jako podobny do Husky), oświetlone przez lampę błyskową aparatu, znajduje się w mrocznym pokoju, jedyny szczegół, który jest widoczny w tle jest ręka ludzka, wychodząca z ciemności po lewej stronie ramki. Ręka jest pusta, ale zazwyczaj opisywana jest jako machająca lub kiwająca. Oczywiście, najwięcej uwagi poświęca się psu (lub stworzeniu podobnemu do psa, ponieważ nikt tak naprawdę do końca nie wie co widział). Pysk zwierzęcia rzekomo dzieli szeroki uśmiech, który ukazuje dwa rzędy białych, bardzo prostych, bardzo ostrych, bardzo ludzko wyglądających zębów…



Tłumaczenie od CherubUltima z paranormalne.

piątek, 4 kwietnia 2014

TEN MĘŻCZYZNA

Śnił Ci się ten mężczyzna (org. This Man)?


Historia.

W styczniu 2006 w Nowym Jorku, pacjentka pewnego znanego psychiatry narysowała twarz człowieka, który często pojawiał się w jej snach. Mężczyzna kilkukrotnie dawał jej porady dotyczące życia osobistego. Kobieta twierdzi, że nigdy w życiu go nie spotkała.

Portret leżał w zapomnieniu przez kilka dni na biurku psychiatry, aż pewnego dnia inny pacjent rozpoznał twarz i powiedział, że ten mężczyzna często odwiedza go w jego snach. Również zarzekał się, że w realnym życiu nigdy go nie widział.

Psychiatra zdecydował się wysłać portret do kilku swoich kolegów po fachu, którzy mieli pacjentów z problemami powracających snów. W ciągu kilku miesięcy czterech pacjentów rozpoznało tego człowieka jako często pojawiającą się w ich snach osobę. Wszyscy pacjenci opisywali go jako: TEN CZŁOWIEK (lub TEN MĘŻCZYZNA - THIS MAN).

Od stycznia 2006 do dzisiaj, co najmniej 2000 ludzi potwierdziło, że widziało tego człowieka w ich własnych snach, w wielu miastach świata: Los Angeles, Berlinie, Sao Paulo, Teheranie, Pekinie, Rzymie, Barcelonie, Sztokholmie, Paryżu, Nowym Delhi, Moskwie itd.
W tej chwili nie ma potwierdzonej relacji albo wspólnej cechy łączącej ludzi, którzy widzieli tego mężczyznę lub śnili o nim. Co więcej, żaden żyjący człowiek nie został rozpoznany jako przypominający tego z portretu, którego ludzie widzieli w snach.

Celem strony jest:
- pomóc ludziom, którzy widzieli tego mężczyznę w snach oraz wesprzeć komunikację
między nimi;
- zrozumieć kim jest ten człowiek i dlaczego pojawia się w pozornie przypadkowym wachlarzu sytuacji w snach tak zróżnicowanej grupy ludzi.

Opisy snów.

Ten sen powraca do mnie od lat. Wysoki, mroczny mężczyzna pokazuje mi zdjęcie i pyta czy rozpoznaję na nim swojego ojca. Mężczyzna na zdjęciu jest tym mężczyzną (THIS MAN), którego nigdy wcześniej nie widziałem, zupełnie nie przypomina mojego taty, ale zupełnie nie wiem dlaczego mówię, że owszem rozpoznaję swojego ojca. W tym momencie przeważnie budzę się z uczuciem głębokiego spokoju. Czasami sen trwa dalej, stoję przed grobem mojego ojca, kładę na ziemi kilka kwiatów i zauważam, że z nagrobka zniknęło zdjęcie.


Zakochałam się w nim od pierwszego razu, kiedy zobaczyłam go w śnie. Nawet mimo tego, że sama przyznaję, że jest bardzo brzydki. A mimo to za każdym razem zwala mnie z nóg swym romantycznym zachowaniem i słodkimi słowami. Kupuje mi kwiaty i biżuterię, zaprasza na kolację albo na plażę by oglądać zachód słońca.


Zawsze miewałem ten sen, że latam wysoko nad swoim miastem i obserwuję stamtąd swoich przyjaciół. Od kiedy przeprowadziłem się do innego domu, zacząłem spotykać tego mężczyznę podczas lotu w śnie. Nie pojawia się za każdym razem kiedy śni mi się latanie, ale wystarczająco często. On też lata, ale nigdy nic nie mówi.


Kiedy pierwszy raz śnił mi się ten mężczyzna miałem bardzo ciężki okres w pracy. Miałem sen, że gubię się w wielkim i opuszczonym centrum handlowym. Nagle ten mężczyzna pojawia się i zaczynam uciekać. Goni mnie przez, zdaje się, godzinę po czym nagle docieram do ślepej uliczki w strefie dla dzieci w supermarkecie. W tym momencie on uśmiecha się do mnie i pokazuje mi drogę do kasy i budzę się. Od tamtej nocy ten mężczyzna pojawia się we wszystkich moich snach i daje mi wskazówki jak wyjść ze snu i obudzić się.


Nigdy nie miałem skłonności homoseksualnych. Ale w snach uprawiam seks z tym mężczyzną przez cały czas. Muszę przyznać, że ma dużą wyobraźnię i zaspokaja mnie. Czasami po przebudzeniu się odkrywam, że miałem nocną polucję.


Widziałam tego mężczyznę w śnie, ubranego jak Święty Mikołaj. Kiedy się pojawił poczułam się szczęśliwa, zupełnie jak wtedy gdy byłam małą dziewczynką. Potem uśmiechnął się do mnie, a jego głowa zmieniła się w balon unoszący się nade mną, jednak nieważne jak bardzo się starałam, nie mogłam go dosięgnąć.


Śniłem o tym mężczyźnie, kiedy byłem w 10 klasie (ok. 15-16 lat). Nie pojawiał się w powracających snach, tylko w jednym bardzo zapadającym w pamięć i przerażającym. W owym śnie utknąłem w pokoju i siedziałem na taborecie. Niedaleko mnie był zestaw kina domowego. Zostałem "odwiedzony" przez dwóch mężczyzn, których nigdy wcześniej nie widziałem (nie przez TEGO MĘŻCZYZNĘ). Tych dwóch mnie zaatakowało. Obudziłem się zlany potem i łzami oraz krzyczałem. Jakimś sposobem znowu zasnąłem i znowu znalazłem się w tym pokoju. Wtedy TEN MĘŻCZYZNA pojawił się na ekranie telewizora. Błagałem, by nie robił mi krzywdy. Jego pusty wyraz twarzy nie zmienił się, nie powiedział nawet słowa. Poderżnął mi gardło i przebudziłem się. Wydaje mi się, że pomógł mi wyjść z koszmaru, ale nie mogłem przestać myśleć o nim przez następne tygodnie. Wciąż mam kilka szkiców jego twarzy, które narysowałem. Wiem, że to trochę dziwne.


Śniło mi się, że ten mężczyzna był w moim lustrze i obserwował mnie w milczeniu. Miał na sobie okulary. Nigdy nie drgnął, kiedy go widziałem, był nieruchomy jak posąg.

Śnił mi się ten mężczyzna… był Brazylijczykiem, bardzo przystojnym. Wyglądał jak nauczyciel, miał sześć palców u prawej dłoni. Powiedział mi, że gdyby w USA wydarzyła się katastrofa nuklearna: idź na północ!


Widziałem tego mężczyznę w trzech różnych snach. Był nieco inny niż ten ze zdjęcia, ale od razu go rozpoznałem. Pojawiał się i znikał zupełnie nagle. W każdym z trzech snów jego wiadomość brzmiała: „to koniec”. Powtarzał to trzy razy w każdym śnie. Różnice w stosunku do zdjęcia były następujące: w śnie miał nieco dłuższe włosy na czubku głowy i nie miał aż tak krzaczastych brwi. Poza tym – był identyczny. Nie boję się go, ale mam do niego wiele pytań.


Teorie.

By wyjaśnić powracającą obecność tego człowieka w snach różnych, niepowiązanych ludzi, powstało kilka teorii. Poniższe teorie wzbudzają największe zainteresowanie wśród samych śniących:
Teoria Archetypu (Archetype Theory):
Według psychoanalitycznej teorii Junga, ten człowiek jest archetypowym obrazem zbiorowej podświadomości, który może pojawiać się w trudnych chwilach (rozwój emocjonalny, dramatyczne zmiany w życiu, stresujące sytuacje, itd.) u konkretnych, wrażliwych ludzi.

Religijna teoria (Religious Theory):
Według tej teorii ten człowiek jest obrazem Stwórcy, czyli jednym ze sposobów w jaki Bóg dzisiaj się objawia. Przez to śniący uważają, że należy podążać za słowami i wskazówkami, które przekazuje w snach.

Teoria surfera snów (Dream Surfer Theory):
Ta teoria jest zarówno najbardziej interesująca, jak i zawierająca najmniej podstaw naukowych. Według tej teorii ten mężczyzna jest prawdziwym człowiekiem, który potrafi wchodzić w sny ludzi dzięki umiejętnościom psychologicznym. Niektórzy wierzą, że w rzeczywistości wygląda tak samo jak w snach, inni zaś uważają, że zupełnie inaczej. Niektórzy uważają, że za tym człowiekiem stoi plan kontroli umysłu rozwijany przez ogromną korporację.

Teoria imitacji snu (Dream Imitation Theory):
Jest to naukowa psychologiczno-społeczna teoria która zakłada, że ten fenomen powstał przypadkowo, a został rozpowszechniony poprzez naśladownictwo. Generalnie, kiedy ludzie dowiadują się o tym fenomenie, zaciekawia ich on tak bardzo, że zaczynają faktycznie widzieć tego człowieka w snach.

Teoria dziennego rozpoznania (Daytime Recognition Theory):
Ta teoria zakłada, że pojawianie się tego mężczyzny jest czysto przypadkowe. Zazwyczaj nie zapamiętujemy dokładnie twarzy ze snów. Obraz tego człowieka byłby więc narzędziem by pomóc człowiekowi na jawie określić nieprecyzyjny obraz widziany w śnie.

Fotka plakatu z Los Angeles:

Obraz Marcela Antonio z Filipin:

Źródło i więcej:  www.thisman.org

Tłumaczenie od defcon1 z sadistic.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Skype (2/4)

Wyszedłem z pracy tamtego wczorajszego wieczoru i na szczęście nic się nie wydarzyło.
Zdecydowałem się dzisiaj zadzwonić do rodziców dokładnie o 12:00 . odebrała moja mama. Widziałem ojca na kanapie w tle. Byli normalni. Rozmawialiśmy dobre dwadzieścia minut, po czym się rozłączyliśmy. Zaczęło się czekanie.

12:28:30
Cholera. Na pewno chcę to zrobić?

12:28:41
Muszę. Muszę. Muszę.

12:28:55
Nie wiem, czy mam odwagę znów zobaczyć moją opętaną matkę.

12:29:00
Nie mogę.

12:29:34
Muszę.

Zadzwoniłem, po czym ktoś odebrał. Wziąłem głęboki oddech.
- Mamo?
Nic. Nikogo nie było po drugiej stronie, pokój był pusty.
- Mamo, jesteś tam? Zapomniałem cię o coś spytać – powiedziałem. Odpowiedziała mi cisza.
Kiedy już chciałem się rozłączyć, dostrzegłem ruch. Laptop zaczął się trząść. Wtedy – prawie jak w horrorze – przed kamerką pojawiła się twarz. Albo dokładniej – oczy. Twarz była tak blisko, że widziałem tylko oczy i część brwi. Wyglądała jak moja mama. Jej źrenice były przeogromne, miały kompletnie czarny kolor.
- Mamo, wszystko w porządku?
Poderwała się i ukazała całą twarz. Wyglądała na kompletnie zaskoczoną lub zszokowaną.
- Ty nadal żyjesz? – zapytała.
- Mamo, co ty do cholery gadasz?
Początkowo wyraz jej twarzy się nie zmienił, a potem zaczęła się śmiać. I śmiać. I śmiać.
- Gdzie jest ojciec? – zawołałem.
Natychmiast przestała zanosić się śmiechem. Muszę tutaj zaznaczyć, że mówimy o mojej matce. Wiem, że dla was ona nic nie znaczy i możecie czytać moją historię bez większych emocji, ale dla mnie to bardzo osobista sprawa. Wyobraźcie sobie jednego ze swoich rodziców zmieniającego się z normalnego na opętanego w ciągu kilku minut. I tu pojawia się problem: nie potrafiłem nic zrobić, mogłem tylko obserwować.
Więc kiedy przestała się śmiać, znów zbliżyła twarz do kamery. Po prostu na mnie patrzyła. Nie mrugała powiekami przez około trzy minuty. Potem odsunęła się i mogłem zobaczyć cały pokój. Zamarłem. Mój ojciec stał na środku pokoju. Po prostu stał odwrócony plecami do kamery. Był zwrócony w stronę ściany.
- Tato! – zawołałem.
Zero reakcji.
- Tato! Co tam się dzieje?
Odwrócił się. Jego oczy były czarne. Zrobił coś, czego nie robił od co najmniej piętnastu lat. Zaczął biec.
Mój ojciec miał uraz pleców wiele lat temu i od tamtego czasu nie mógł biegać. Mógł chodzić, ale nie biegać. Poza tym mój ojciec to postawny mężczyzna. Salon w moim domu rodzinnym jest spory, ale nie wystarczająco duży na uprawianie w nim jakiegokolwiek sportu. A on – mój wielki ojciec – którego ruchy są mocno ograniczone, zaczął biegać po kanapach i krzesłach w pokoju, który mógł ledwo pomieścić mojego kota i psa.
Kiedy tak biegał, twarz mojej mamy co chwilę pojawiała się na ekranie. Jakby jej głowa wisiała na czymś i bujała się. Śmiała się.
Teraz wyobraźcie sobie to. Siedzicie na schodach w budynku waszej firmy z laptopem i obserwujecie swoich rodziców zachowujących się jak opętani. Są 5000 mil od was. Co możecie zrobić? Siedzieć w szoku i patrzeć. Nic więcej.
Po kilku minutach, po prostu się zatrzymali. Połowa twarzy matki była widoczna przez kamerę – wciąż uśmiechnięta – a ojciec zastygł w półkroku, plecami do kamery.
Wtedy odwrócił tylko głowę w moją stronę. Otworzył usta, ale nic jeszcze nie powiedział. Zacząłem słyszeć niski dźwięk. Później stał się głośniejszy. Ooooo. Głośniej. OOOooo. Zdałem sobie sprawę, że wydawał go z siebie mój ojciec. OOOOOOOOOOO. Krzyczał. Patrzył na mnie. Nieruchomy. Moja mama przechyliła głowę, przestała się uśmiechać i wyglądała na smutną. Dostrzegłem łzę.
- Nie idź – powiedziała.
Połączenie zostało zerwane.
Wiecie, że od razu oddzwoniłem. Wiecie, że odebrali moi normalni rodzice. Wiecie, że nie wiem, jak to wytłumaczyć...

 Od DaNteVerGil z upiorne.

środa, 5 marca 2014

Skype (1/4)



__________________________________
Mieszkam w Ameryce. Cała moja rodzina przebywa w Europie. Rozmawiam z nimi codziennie. Mój brat również mieszka daleko od domu rodzinnego i nie jest typem człowieka, który utrzymuje z nią częsty kontakt. Pracuję od poniedziałku do piątku, a kilka minut z każdej przerwy na lunch poświęcam relacjonowaniu mojego dnia rodzicom. To sprawia im radość. Mój ojciec zaczął pracować nad jakimś projektem konstrukcyjnym, więc często nie ma go w domu, kiedy dzwonię do rodziców na Skype. Moja mama przeszła właśnie na emeryturę, więc ona zawsze jest dostępna i gotowa zasypywać mnie pytaniami. Zawsze odpowiadam jej z uśmiechem na twarzy.
Tydzień temu, w poniedziałek 29 października, zadzwoniłem do mamy na Skype. Była godzina 12:29. Nasze kamery internetowe były włączone.
- Cześć mamo! Jak leci? – powitałem ją standardowymi słowami. Żadnej odpowiedzi. Po prostu na mnie patrzyła. Czułem się, jakby zaglądała wgłąb mojej duszy, przysięgam. Jej źrenica były nienaturalnie duże.
- Mamo, słyszysz mnie? – zapytałem, ponieważ jej internet nie należy do najlepszych.
– Mamo?
- Twój brat nie żyje.
Zamarłem. Wiecie jak to jest, kiedy w środku nocy dzwoni do was telefon i przechodzą was ciarki po plecach, bo boicie się, że stało się coś złego, ktoś umarł? Mam małą obsesję na tym punkcie i zawsze kiedy dzwonię do rodziców przez Skype staram się wyczytać wszystko z ich twarzy już na samym początku. Tym razem coś zdecydowanie było nie tak.
- Co? – wrzasnąłem. Mój brat niedawno wyjechał na misję pokojową, co od początku mnie martwiło.
- Nie żyje. Dobrze dzisiaj wyglądasz – wyraz twarzy mamy w ogóle się nie zmienił. Moja mama jest naprawdę kochającą osobą i wiem, że jeśli mój brat naprawdę umarł, płakałaby jak dziecko. Pomyślałem, że szok wyczyścił ją z emocji.
- Co? Gdzie jest ojciec? – łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- W pracy. - Co się do cholery dzieje? – zacząłem się wściekać. Co moja matka wyprawiała?
- Twój brat. On nie żyje. I ty też niedługo umrzesz. Coś we mnie umarło w tamtym momencie. Moja ukochana mama siedziała przed komputerem po drugiej stronie kamery, 5000 mil ode mnie, i mówiła mi nie tylko, że mój brat nie żyje, ale że ja będę następny. Nie było po niej widać żadnych emocji. Kompletnie. Wtedy Skype się rozłączyło. Natychmiast zadzwoniłem do brata. Jeden raz. Potem drugi. Kurwa. Zadzwoniłem trzeci raz. Nic. Nie żyje. Ale oddzwonił.
- Tak? Ulga zawładnęła mną bez reszty. Poczułem ogromne szczęście i równocześnie zdezorientowanie.
- Ty... ty żyjesz – tylko tyle zdołałem wymamrotać.
- Dobrze się czujesz kolego? – brat był zaskoczony.
- Nie ważne, bracie. Kocham Cię, uważaj na siebie.
Zdecydowałem się jeszcze raz zadzwonić do mamy i nawrzeszczeć na nią za robienie sobie takich okrutnych żartów. Odebrała od razu.
- Hej [moje imię] – mama się uśmiechała. Emocje.
- Co się z tobą dzieje? – byłem wściekły.
- Słucham? – wyglądała na szczerze zaskoczoną.
- Dlaczego przed chwilą mówiłaś mi takie rzeczy?
- Jakie rzeczy? Dopiero co się zalogowałam – moja mama była świetną aktorką, albo mówiła prawdę.
- Nie... nie ważne. Jak się dzisiaj czujesz?
Szybko zakończyłem rozmowę, aby spokojnie pomyśleć nad tym, co się wydarzyło. Coś było nie w porządku. Zawsze staram się myśleć logicznie, ale tego nie potrafiłem wytłumaczyć. Nie miałem halucynacji. Jedynie wytłumaczenie, jakie miałem, to to, że mama sobie głupio żartowała. Ale widzicie, znam moją matkę. Nigdy by tego nie zrobiła. Coś było nie tak. W każdym razie i tak nie mogłem nic z tym zrobić. Następny dzień minął mi bez niespodzianek. Zadzwoniłem do mamy około 13:00 i wszystko było w porządku u niej. I nadeszła środa. Wybrałem jej login na Skype i zdałem sobie sprawę, że była 12:29. Nie ważne, to nie miało nic wspólnego z tym, co się stało. Mama odebrała. Twarz bez wyrazu.
- Witaj! – powiedziała.
- Mamo, czy to ty? Robisz sobie ze mnie żarty?
- Oczywiście, że to ja, dziecko, co masz na myśli? – żaden mięsień na jej twarzy nawet nie drgnął. Nie była zaskoczona. Jej źrenice były tak ciemne, że wyglądały jak dwie dziury.
- Nie wiem, zachowujesz się dziwnie... – powiedziałem cicho.
- Wiesz, co jest dziwne? To, że kiedy człowiek umiera, jako ostatni traci zmysł słuchu. Będziesz ślepy, stracisz zmysł dotyku, ale nadal będziesz słyszał. Będziesz w stanie mnie słyszeć.
Połączenie się zerwało. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo byłem przerażony. Przerażony, czym stała się moja matka. Oddzwoniłem. Moja prawdziwa mama odebrała. Zachowywała się normalnie. Zdecydowałem, że nigdy więcej nie zadzwonię do niej o 12:29. Wszystko było w porządku przez kilka dni. A dzisiaj nie wytrzymałem. Musiałem to zrobić. Musiałem wiedzieć. 12:29. Zadzwoniłem do mamy. Odebrała.
- Cześć kochanie – nigdy tak to mnie nie mówiła.
- Z kim rozmawiam?
- Głuptasie, to twoja matula – nigdy nie mówiła o sobie matula.
- Nie jesteś moją mamą. Kim, kurwa, jesteś?
Jej głos się zmienił. Stał się przerażający, głębszy, prawie męski.
- Wyjdziesz na ulicę [nazwa ulicy] dzisiaj po pracy. Wyjdź i spotkaj się tam ze mną. Nikt z mojej rodziny nie zna adresu mojej pracy.
- Co? – wydusiłem z siebie.
- Po prostu wyjdź, słonko – słyszałem rozkaz w jej głosie.
- Kim do cholery jesteś? – wrzasnąłem.
- Oj, dowiesz się.
- Gdzie jest moja mama? Zaczęła się śmiać. Widziałem jak sięga ręką do klawiatury. Puściła do mnie oczko i rozłączyła się. Teraz siedzę w pracy. Moja zmiana skończyła się pół godziny temu. Za bardzo boję się wyjść z budynku i spotkać z tym czymś, co zajęło miejsce mojej matki...

Od DaNteVerGil z upiorne.

PS. Nie wiem, kto jest autorem, ale bohaterowie mają te same imiona, co w Kobiecie z Pomarańczą...Przypadek?

sobota, 22 lutego 2014

Kobieta z pomarańczą (5/5)

Relacja z chrztu oczami „mojego” księdza. Jak Rose próbowała go powstrzymać

Dobra, ludzie, dużo działo od mojego ostatniego wpisu. Wielu z was wysłało mi wiadomość z pytaniem, czy nic mi się nie stało. Niektórzy nawet wyciągnęli pomocną dłoń i podali mi swój numer telefonu. Dziękuję wam za to.

Nie napotkaliśmy Rose od tamtego razu. W dodatku postanowiliśmy się przeprowadzić. Znalazłem pracę na południu Stanów i uznaliśmy, że wyniesienie się będzie dobrym pomysłem (uwaga, Atlanto, nadchodzę). Mój ojciec skontaktował się z księdzem, który udzielił mi chrztu. Ta opowieść robi się coraz bardziej pokręcona, jeśli mogę to tak określić.

Wracając do tematu, zostałem ochrzczony w monasterze Ostrog w Czarnogórze. Oto zdjęcie:
Nie wierzę w Boga w żadnej postaci, ale ta świątynia jest niesamowita. Zbudowano ją dawno temu. Podczas najazdu Imperium Tureckiego została przeniesiona kamień po kamieniu wysoko w góry, których Turkom nie udało się zdobyć. To imponujący budynek. Wyznawcy różnych religii, w tym muzułmanie i buddyści, odwiedzają to miejsce w poszukiwaniu duchowej pomocy. Nawet ja czułem tam coś „więcej” niż rzeczywistość, której można doświadczyć zmysłami.

No więc kiedy miałem sześć lat, mój tata postanowił, że zostanę ochrzczony. Żadne z moich rodziców nie jest szczególnie religijne, ale tata trzymał się tradycji, wśród nich także chrzczenia dzieci. Udzielenie sakramentu miało się odbyć w najsłynniejszej świątyni na Bałkanach, Ostrogu. Ceremonię dokładnie rozplanowano, było wielu chętnych, więc zostałem przydzielony do licznej grupy innych dzieci. Przyjechaliśmy na miejsce i czekało nas rozczarowanie (a przynajmniej mojego tatę, mnie nie obchodziła cała ta sytuacja). Na progu zatrzymał nas ksiądz.

- Ty, ty nie możesz wejść do środka. - Zatrzymał mnie. Kapłani w moim kraju noszą długie czarne sutanny i hodują długie brody. Stałem tak w uścisku gościa wyglądającego jak nietoperz. Mój tata wyskoczył przede mnie i domagał się wyjaśnienia.
- Znam cię, synu – powiedział do niego ksiądz. - Udzieliłem ci chrztu. Pamiętam. - Rzeczywiście ochrzcił go 20 lat temu. - Ale twój syn , on nie może tam wejść.
- A to niby dlaczego? - zapytał mój tata, był w szoku.
- Nie mogę tego wyjaśnić, ale lepiej będzie dla nas wszystkich, jeśli pójdzie gdzie indziej.
- Ale czemu?
- Synu, proszę, odejdź. Ale zapamiętaj, musisz go ochrzcić. Nie waż się o tym zapomnieć.
- Nie rozumiem.
- I nigdy nie zrozumiesz. Po prostu to zrób.
Tata wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Nie miał pojęcia, o co tu chodziło. W drodze do domu próbował jakoś to wyjaśnić. Myślał, że może to ja coś zepsułem, na przykład nasikałem za świątynią albo coś takiego (choć brzmiało to jak akcja w moim stylu, nic złego nie zrobiłem).

Kiedy dotarliśmy do domu, zadzwonił telefon. Od tamtego księdza. Chciał, żebyśmy wrócili. Natychmiast. To 35 minut jazdy. Tata był zdziwiony bardziej niż kiedykolwiek. Pojechaliśmy z powrotem. Ceremonia już się zakończyła. Byliśmy tam tylko my trzej.
- Postanowiłem ochrzcić twojego syna pomimo...
- Pomimo czego? - zapytał mój tata, zaintrygowany.
- Nie mogę wam powiedzieć. Ale to ważne, żebyśmy zrobili to szybko.
Tak się stało. Nie mogłem ustać w miejscu, kiedy kapłan odprawiał modły, a potem pokropił mnie wodą święconą. Pamiętam, że wynudziłem się śmiertelnie zanim wreszcie skończył. Odprawił nas i zaznaczył, żebyśmy nie wracali, chyba, że stanie się coś dziwnego.

Tata był zadowolony z zakończenia sprawy. To było przed dwudziestoma latami. Kilka dni temu tata wybrał się do Ostroga. Ksiądz jeszcze żyje, ale zakończył posługę kapłańską. Nadal mieszka na terenie klasztoru. Przekonanie go do rozmowy wymagało trochę perswazji (także pieniężnej).

Mój chrzest odbył się trzynastego lutego 1992 roku. Noc wcześniej ksiądz zajmował się swoimi owcami (w tamtych czasach księża często hodowali owce i krowy, w ten sposób zarabiali na życie), w pewnej chwili zobaczył postać w ciemności. Dziwne, ktoś stoi tam późno w nocy, choć było już po godzinach otwarcia świątyni, a wszyscy duchowni znajdowali się już w części mieszkalnej.
- Ej, kto tam jest? - krzyknął ksiądz.
- Podejdź, ojcze – odpowiedziała spokojnym głosem kobieta.
Ksiądz wyjaśnił, że od czasu do czasu odwiedzali go zdesperowani ludzie, błagający o błogosławieństwo lub schronienie. Podszedł do tej kobiety, żeby dowiedzieć się, czego potrzebuje. Kiedy się zbliżył, zobaczył kobietę w bieli, stojącą w bezruchu. Stała wśród owiec, które ustawiły się w okrąg dookoła niej, jakby zachowując bezpieczną odległość. Ksiądz twierdzi, że od razu poczuł obecność czegoś bezbożnego.
- Czego chcesz? - zapytał wrogo. Wiedział już, że nie rozmawia z niewinny gość.
- Jutro. Jutro spotkasz chłopca. Takiego jak każdy inny. Ma na imię Milos. Nie udzielisz mu chrztu.
Duchowny zwierzył się mojemu ojcu, że uczestniczył w kilku egzorcyzmach, ale nigdy tak się nie bał. Tym razem poczuł się zagrożony.
- Ty i twój rodzaj nie macie wstępu na poświęconą ziemię.
- Mój rodzaj, ojcze? Co przez to rozumiesz?
- Wy, demony. - Głos załamywał mu się od strachu.
Zaśmiała się.
- Demony? Widzę, że należysz do kleru - ale czy umiesz walczyć z demonami? To wymaga głębokiej wiary, ojcze.
- Odejdź stąd natychmiast.
- Posłuchaj mnie, żałosny klecho. Wiem, kim jesteś. Wiem, o czym myślisz. Wiem, że czujesz moją siłę. Sprzeciw się mojemu żądaniu, a nigdy więcej nie będziesz spał spokojnie.
- Potem odeszła. Resztę historii już znacie. Najpierw odmówił ochrzczenia mnie, ale potem zmienił zdanie. Najwyraźniej, jak to określił mojemu tacie, wolał być dręczony przez złego ducha niż odmówić dziecku bożemu szansy na spotkanie z Jezusem. Dodał, że płaci za to od dnia mojego chrztu.

Przez dwa tygodnie od tego wydarzenia, każdej nocy, widywał za oknem kobietę w bieli. Po prostu tak stała, z głową przechyloną na bok. Jednak bez uśmiechu, jej twarz wyrażała złość. Długo się modlił, ale nie miało to na nią wpływu. Następnie jego owce zaczęły umierać. Żadnych śladów dzikiego zwierzęcia, żadnych ran. Zwyczajnie leżały martwe. Na koniec gwałtownie zwiększyła się liczba koniecznych egzorcyzmów. Uważa, że był to bezpośredni skutek sprzeciwienia się rozkazom tamtej kobiety. Pokazał mojemu tacie nagranie (w połowie lat 90' w kaplicy założono kamery). Ojciec stwierdził, że było niewiarygodne. Ukazywało trzynastoletnią dziewczynkę, która przyszła z mamą do kaplicy. Matka szlochała, błagając o pomoc. Kapłan rozpoczął rytuał, a dziewczynka rzucała przedmiotami. Egzorcysta poprosił dwóch młodych mężczyzn, którzy przyszli pomodlić się, żeby przytrzymali ją. Miotała się, próbując uwolnić z ich uścisku. Chwilę przed upadkiem na kolana, odezwała się Nie powinieneś był tego robić, ojcze.. Została uzdrowiona.

Mój tata miał już dość tych informacji, ale chciał dowiedzieć się, kim była ta kobieta. Ksiądz wyznał, że z początku sądził, iż jest demonem, ale nie wpływały na nią modlitwy, a także nie ograniczała jej poświęcona ziemia, co zmuszało do zastanowienia. Potem myślał, że należy do sekty, a może zajmuje się czarną magią. Nachodziła go trzynastego lutego każdego roku. Tego dnia umierały wszystkie jego stada. Chore osoby, które tego dnia przychodziły do monasteru po pomoc, doznawały pogorszenia stanu zdrowia. Liczba opętanych osób wzrastała nienaturalnie właśnie trzynastego lutego. Na zakończenie dnia przychodziła do niego, nieważne, gdzie się wtedy znajdował. Wielokrotnie próbował z nią porozmawiać, dowiedzieć się, kim/czym jest. Nigdy nie odpowiedziała. Nigdy się nie starzała. Ostatecznie ksiądz załamał się do tego stopnia, że porzucił stan duchowny. Nadal mieszkał na terenie klasztoru, ale nie był w stanie dłużej wykonywać swojego zajęcia. Stracił wiarę. Doszedł do wniosku, że Bóg powinien był go ochronić. Mój tata powiedział, że wydawał się niestabilny psychicznie. Wspominał coś o Moranie, cokolwiek to miało znaczyć. Wygląda na to, że jest to bogini śmierci w niektórych kulturach, ale sądzę, że staruszek zwariował.

Myślę sobie, że ta opowieść była tylko paplaniną starego człowieka, który zbliża się do śmierci. Boginie? Demony? Raczej nie.

Podsumowując, oto rozczarowująca historia mojego chrztu.
Nie natknąłem się na żadne z nich od zdarzeń opisanych w poprzednim wpisie. Przeprowadzam się, w nadziei, że to pomoże. Postanowiłem też: jeśli spotkam ich kolejny raz, przyjmę od nich pomarańczę. Nie mogę żyć tak w nieskończoność. Po prostu... nie mogę.


Wziąłem pomarańczę.

Autor to inaaace z reddit.
Polskie tłumaczenie dzięki  Amymone z paranormalne.