Mówi się że kiedy zrobisz komuś zdjęcie to jego dusza zostaje w nim
uwięziona. Między innymi wierzyli w to Indianie, dla których wielką
tragedią było to gdy ktoś namalował ich portret czy zrobił im zdjęcie.
Nie wiem tak naprawdę od czego mam zacząć... Może zaczniemy w ten
sposób. Czy wiesz co to jest „Pierwotna Zupa” ? Jest to niezmierzony
ocean pierwiastków które chaotycznie się poruszają. Robiły tak przez
miliony lat, w końcu w pewnych okolicznościach które ciągle pozostają
dla nas zagadką, pierwiastki połączyły się i utworzyły pierwszy na
świecie organizm jednokomórkowy.
To naprawdę bardzo okrojona wersja wydarzeń ale jestem pewien że
załapałeś mniej więcej o co mi chodzi. Przenieśmy się teraz o jakieś
kilka miliardów lat do przodu, do początku lat 90’, kiedy to dostęp do
internetu zaczął gwałtownie rosnąć. Praktycznie co sekundę do sieci
został podłączany coraz to nowy komputer.
Tryliony bajtów przesyłane z komputera na komputer, od firmy do firmy za
pośrednictwem internetu. Z prędkością światła mogłeś (i dalej możesz)
pobrać z internetu muzykę, pliki tekstowe i to co nas najbardziej
interesuje : zdjęcia. Teraz zastanówmy się przez chwilę, jeżeli zrobisz
komuś zdjęcie, co się stanie z jego duszą kiedy obraz zostanie
prze-konwertowany na dane i zapisany na dysku twardym ? Czy dusza tam
pozostanie ? Po 15 latach wierzymy że tak. Wierzymy że kiedy zapisujesz
zdjęcie na dysku to wraz z danymi obrazu zostają tam też zapisane,
nazwijmy to dane duszy. Niektórzy mogli by powiedzieć że zostaje tam jej
odbicie.
Spójrz teraz na swój folder ze zdjęciami. Jak wiele dusz zostało schwytanych ?
Całkiem niedawno grupa hakerów, którzy sami siebie nazwali “Cardinals”
(„Kardynałowie”) zainteresowali się tą teorią i zaczęli z nią
eksperymentować. Jedną z ciekawszych rzeczy którą odkryli było to że
każde zdjęcie tej samej osoby posiada w pewnym momencie ten sam unikalny
ciąg kodu binarnego. Jeżeli miałbym wytłumaczyć to krócej powiedziałbym
„Binarne DNA”.
Hakerzy posiedli zestaw trzech bardzo tajemniczych plików. Jeden o
rozszerzeniu avi, drugi o rozszerzeniu jpeg, a trzeci mp3, każdy z nich
posiadający ciekawe, niewytłumaczalne właściwości.
Film cradle.avi, przedstawia grupkę nastolatków zwiedzających piwnicę
jakiegoś domu. Obraz jest nagrany na niskiej jakości kamerze,
prawdopodobnie z telefonu komórkowego. Film jest tak zniekształcony a
jego jakość tak słaba że jego zrozumienie wydaje się być praktycznie
niemożliwe. Przez większość filmu kamera jest podawana z rąk do rąk co
sprawia że obraz przez prawie cały czas jest rozmazany i bardzo trudno
uchwycić cokolwiek.
Jednak pod koniec filmu kamera skupia się na odległej ścianie piwnicy.
Obraz uspokaja się na tyle że można dokładnie zobaczyć że twarzą do
ściany stoi młoda dziewczynka. Ma długie poskręcane włosy i ubrana jest w
białą suknię. Widać ją tylko przez ułamek sekundy, ale wielu ludzi
którzy wiedzieli ten film mówią o tym że jest w niej coś niepokojącego.
Wydaje się być nieco zdeformowana ale żaden z widzów nie potrafił
wyjaśnić w jaki sposób, nikt nie był w stanie podać żadnych szczegółów.
Osobliwą właściwością tego filmu jest jednak to co dzieję się z
komputerem użytkownika podczas jego końcówki. W ostatniej sekundzie
aplikacja zostaje zmuszona do przejścia w tryb pełnoekranowy (jeżeli
oczywiście już wcześniej tego nie zrobiliśmy). Po czym na naszym ekranie
wyświetla się jednosekundowy klip na którym widzimy stare okno
umiejscowione w ścianie jakiegoś budynku. Klip jest zapętlony i odtwarza
się 15 razy, po czym znów widzimy dziewczynkę która tym razem stoi po
drugiej stronie okna, plecami do widza i powoli jakby w transie kiwa się
do przodu i do tyłu. Po chwili kończy się film a komputer sam się
wyłącza.
Kontrole wykazały że rejestr został całkowicie uszkodzony, i nie da się
go w żaden sposób odzyskać, jedyny sposób aby komputer znów działał to
kompletny „twardy” format dysku i zainstalowanie nowego systemu
operacyjnego.
Drugi plik znany jest jako needles.mp3. Jest to plik dźwiękowy który
trwa około trzech minut. Jest, tak jak poprzedni plik bardzo
zniekształcony. Od czasu do czasu nasze ucho może uchwycić jakąś formę
rozmowy lecz przede wszystkim słychać tam pomruki, piski czy coś na
kształt warkotu.
Ludzie którzy słuchają tego pliku, często doświadczają ekstremalnych nudności i tracą równowagę przez krótki okres czasu.
Ostatni plik znany jest jako burningman.jpg.
Nazwa pliku (na Polski będzie to coś w stylu „płonący człowiek” przyp.
tłumacza) nie ma nic wspólnego z tym co możemy na nim zobaczyć. Zamiast
tego przedstawia on potężny, mroczny korytarz w którym panuje potworny
bałagan a wszędzie leża ogromne sterty lalek których ktoś pozbawił oczu.
Na obrazku widać także mężczyznę stojącego w tle ze spuszczoną głową.
Nie można dostrzec żadnych szczegółów ponieważ, tak jak reszta plików,
obraz jest bardzo zniekształcony.
Po pobraniu i otworzeniu (przez jakikolwiek program graficzny) plik na
zawsze przechodzi w tryb stały. Nic więcej się nie dzieje, jedynie obraz
ciągle jest włączony : nie da się go ani wyłączyć ani zminimalizować.
Dopóki nie zainstalujesz nowego systemu, mężczyzna z obrazu będzie
ciągle obecny w lewym dolnym rogu Twojego pulpitu.
Z tego co grupa hakerów była w stanie dostrzec i zrozumieć, pliki
zostały skompilowane do postaci który znacznie wyprzedza znane nam teraz
pliki CMD (pliki wsadowe przyp. tłumacza). Pliki są bardzo złożone i
skomplikowane (działają pod każdym systemem operacyjnym nieważne czy to
Windows czy Linux), lecz nadal nie wiemy kto i po co je stworzył. W
rzeczywistości wielu ludzi nie wie o tym że plików nie da się ani
przesłać ani skopiować więc dokładne badania są praktycznie niemożliwe.
To wszystko tylko podsyca całą aurę tajemniczości wokoło nich ponieważ
zazwyczaj są one wysyłane z anonimowych adresów e-mail. Od razu tutaj
ciśnie się na usta pytanie, jak to jest możliwe ? Kto był w stanie
przesłać te pliki ? Cóż tajemnica pozostaje nierozwiązana.
Jeżeli kiedykolwiek zobaczysz któryś z tych plików na swojej poczcie
mailowej, powstrzymaj się od ściągania ich ! Każdy z nich działa jak
wirus siejąc zniszczenie na Twoim komputerze. Potrafią dokonać usunięcia
całego rejestru, uszkodzenia system32 (jeżeli używasz Windowsa),
zamrożenia myszy czy zawieszenia komputera.
Powoli zbliżamy się do końca, więc poświęćcie jeszcze parę minut na dokończenie tekstu.
„Kardynałowie” zabrali się za za analizę tych trzech dziwnych plików.
Słyszeli także o innych filmach, obrazach czy plikach mp3, lecz żaden z
nich nigdy nie wpadł im w ręce. Plotka jednak głosi że w rzeczywistości
udało im się odnaleźć i zebrać wszystkie „legendarne” pliki takie jak smile.jpg, barbie.jpg czy suicidemouse.avi, mówi się także że byli w stanie odnaleźć nawet oryginalne nagranie „grifter”.
Niemniej jednak, grupa postanowiła zbadać pliki pod względem binarnym,
szukali oni podobieństw czy nawet takich samych ciągów serii binarnych w
ich kodach.
Gdy odkryli już podobieństwa i różnice postanowili oni połączyć
(opierając się na binarnym 0/1 kodzie) wszystkie pliki razem. Według
legendy udało im się to. Otrzymali 7 niezależnych od siebie plików,
których jednak nie dało się uruchomić. Każdemu nadali także swoją nazwę :
Pożądanie, Obżarstwo, Chciwość, Zazdrość, Lenistwo, Gniew oraz Duma.
W końcu postanowili połączyć także i te pliki. Co jest godne uwagi to to
że stało się coś bardzo dziwnego, z 7 plików które wydawały się nie
mieć żadnego zastosowania powstał jeden plik o rozszerzeniu exe,
uprzednio już nazwany.
“BarelyBreathing.exe”
Czy wiemy coś o tym pliku ? Cóż, niestety był to punkt po którym już
niewiele wiadomo o całej sprawie. „Kardynałowie” byli zbyt mądrzy żeby
po prostu go uruchomić. Najpierw przeanalizowali go na wszystkie możliwe
sposoby : Hex (szesnastkowy system liczbowy), kod binarny sprawdzali
dosłownie wszystko aby dowiedzieć się co ten dziwny plik może zrobić.
Kod binarny pliku tworzył jeszcze większą bezsensowną plątaninę zer i jedynek które (tak samo jak wcześniejsze 7 plików) nie miały żadnego
sensu.
Jedyne co im pozostało to uruchomić ten program. Zgrali go na osobny
przenośny dysk i uruchomili. Było to ostatnie polecenie które udało się
odnaleźć policyjnym informatykom na ich zniszczonych komputerach tydzień
później. Ich ciała były tak zdeformowane że nawet rodzina i przyjaciele
mieli trudności z rozpoznaniem ich. Policyjny opis zwłok stwierdza że
zostali brutalnie pocięci po twarzy i rękach a ich skóra została
zupełnie spalona, następnie wielokrotnie odcinana przez bardzo cienką
brzytwę.
Rząd szybko próbował zatuszować całą sprawę, lecz pojawiały się ciągle
przecieki na jej temat. Wszystko dzięki temu że „Kardynałowie”
prowadzili bloga na którym opisywali przebieg ich pracy (blog został od
razu usunięty więc nawet go nie szukajcie) . Szybko rozeszło się nad
czym pracowali i co starali się osiągnąć, pojawiły się także spekulacje
na temat tego czy miało to jakiś związek z ich straszliwą śmiercią.
A co z przenośnym dyskiem na którym jest zapisany plik ? Według
doniesień został znaleziony w kieszeni jednego z hakerów a następnie
zamknięty w policyjnym sejfie, skąd w tajemniczych okolicznościach
zniknął.
Plik krąży już po całym świecie. Rządy oczywiście próbują wszystko
zatuszować, ale niektóre informacje i tak przeciekają do mediów,
zauważcie jak wiele jest doniesień na temat ludzi którzy zostali
brutalnie zabici we własnym domu przez „mordercę” a ich komputery
zostały skradzione.
Więc jeżeli kiedykolwiek dostaniesz tajemniczy e-mail z załączony plikiem BarelyBreathing.exe, to kurwa... NIE OTWIERAJ GO !
tłumaczył Shi z paranormalne
piątek, 12 kwietnia 2013
czwartek, 11 kwietnia 2013
LAVENDER TOWN - Zapomniane grafiki
Pierwsza wersja niepokojącej muzyki będącej prawdopodobną przyczyną fali
samobójstw wśród dzieci na terenie Japonii stanowiła około 70% zjawiska
zwanego potem Syndromem Lavender Town (oryg. LTS).
Pozostałe 30% tego fenomenu stanowiły efekty wizualne zawarte w testowych wersjach gier. Pełniły one funkcje stymulatora dołączonego do słyszanych podczas pobytu w Lavender dźwięków. Wśród tych obrazków możemy wyróżnić m.in. "Ducha Białej Ręki", "Animację Ducha" oraz "Skrypt Pogrzebanego Żywcem".
Jako że sama muzyka spełniała swoje zadanie, grafiki miały znaleźć zastosowanie, kiedy właściciel gry był głuchy lub po prostu słabo słyszał. Ostatecznie zrezygnowano z umieszczenia ich w finalnej wersji gier. Później powstały jednak metody, które pozwalały obejrzeć je bez uświadczenia efektów LTS, a dzięki którym mogę teraz te efekty opisać:
Duch białej ręki
W kodzie gry znany jako "whitehand.gif". Dłoń najpierw wspomniana jest przed wieżą w Lavender, przez dziewczynkę, która pyta bohatera, czy ten wierzy w duchy. Następnie mogliśmy spotkać ją jako pokemona podczas zwiedzania trzeciego piętra wieży. W skład grafiki wchodziły cztery animacje. Pierwszą widzieliśmy podczas "wchodzenia" pokemona na arenę walki po jego spotkaniu, drugą kiedy wydawał swój odgłos i pozostałe dwie podczas wykonywania ataków. Oglądanie wszystkich czterech określono jako "niebezpiecznie". Nie wiadomo, jak działały dwa ataki posiadane przez białą dłoń, wiemy że nazywały się "pięść" oraz "brutalność". Animacja pierwszego ataku przedstawiała po prostu dłoń składającą się w pięść i nacierającą na przeciwnika, natomiast w animacji ataku "brutalności" brakowało kilku klatek. Tutaj dłoń się otwiera, a następnie składa w nożyce i znika, w tym momencie jest brakujący fragment, po którym whitehand pojawia się z powrotem ułożona tak, jak na początku. Brakujących klatek nigdy nie odnaleziono.
Sam wygląd dłoni jest bardzo groteskowy. Na wystającej kości wciąż znajduje się mięso, a z rozerwanej skóry nadgarstka zwisają ścięgna.
Animacja Ducha
Animowane duchy miały pojawiać się na terenie całej wieży, zwłaszcza na drugim piętrze i samym środku lokacji, gdzie mogliśmy się uleczyć. Większość twierdzi, że miały być użyte jako część tła, animacje składają się z 59 klatek, po zbadaniu których okazało się, że około połowa z nich zawiera standardowy obrazek pokemona-ducha. Mniej więcej ćwierć ukazywała ten sam obrazek o różnej jasności (to prawdopodobnie miało wywołać efekt zanikania postaci). Wśród reszty obrazków dało się natomiast zobaczyć przerażone twarze, szkielet odziany w ciemny płaszcz (uznano, że przedstawia ponurego żniwiarza) oraz zmasakrowane zwłoki. O ile migoczące zjawy dało się wytłumaczyć dekoracją, pozostałe zdjęcia nie znalazły wyjaśnienia. Zapytane o nie główny programista gier o pokemonach, Hisashi Sogabe, stwierdził że "nie ma pojęcia, skąd się tam wzięły". Wśród całego syndromu LTS, ta animacja wywołała najwięcej dyskusji na temat wpływu gier video na ludzki umysł.
Stwierdzono, iż grafiki użyte przy tworzeniu tej animacji sprawiały, że "użytkownika przerażały niepokojące otoczenia".
Skrypt Pogrzebanego Żywcem
Zapisany w kodzie gry jako "Buryman script". Wydarzenie to miało zakończyć zwiedzanie Lavender Tower, ostatecznie jednak zastąpione walką z duchem matki Cubone'a. Po sprawdzeniu skryptu odkryto, że "Pogrzebany Żywcem" miał być tj. bossem wieży, po dotarciu na ostatnie piętro, miała ukazać się następująca rozmowa:
Pogrzebany Żywcem: Dotarłeś... tutaj.
PŻ: Jestem uwięziony...
PŻ: Jestem samotny...
PŻ: Tak bardzo samotny...
PŻ: Zostaniesz tu ze mną?
Zaraz potem rozpoczyna się walka.
W tym trybie Pogrzebany Żywcem ukazuje się nam jako animacja zwłok w stanie rozkładu wygrzebujących się z ziemi. Zaprogramowano, że będzie miał cztery pokemony, dwie Białe Dłonie, Gengara i Muka.
Najdziwniejsze jest to, że protokół akcji Pogrzebanego Żywcem po jego pokonaniu nie został nawet napisany. Prawdopodobnie w przypadku zwycięstwa, gra po prostu by się zawiesiła. Sytuacja w przypadku przegrania walki została wprowadzona przez nieznanego programistę. W tym zakończeniu Pogrzebany Żywcem miał powiedzieć "Nareszcie... świeże mięso!", po którym usłyszelibyśmy przeraźliwe skrzypienie. W tym momencie ukazuje się animacja wciągania gracza pod ziemię przez PŻ. Po wszystkim uświadczylibyśmy typowego Game Over'u, tyle że w tle znajdowałby się obrazek wciąganego pod ziemię bohatera. Niepokoi też protokół tego, co miało nastąpić potem. Cardridge z grą miał ściągnąć to zdjęcie do pamięci podręcznej Gameboya i pokazywać go za każdym razem, gdy ktoś włącza konsolkę.
Opisałem trzy efekty wizualne. Istnieją inne, także te należące do Syndromu Lavender Town, jednak pozostają nieznane...
Tłumaczenie zawdzięczamy nezumi1 z paranormalne
Pozostałe 30% tego fenomenu stanowiły efekty wizualne zawarte w testowych wersjach gier. Pełniły one funkcje stymulatora dołączonego do słyszanych podczas pobytu w Lavender dźwięków. Wśród tych obrazków możemy wyróżnić m.in. "Ducha Białej Ręki", "Animację Ducha" oraz "Skrypt Pogrzebanego Żywcem".
Jako że sama muzyka spełniała swoje zadanie, grafiki miały znaleźć zastosowanie, kiedy właściciel gry był głuchy lub po prostu słabo słyszał. Ostatecznie zrezygnowano z umieszczenia ich w finalnej wersji gier. Później powstały jednak metody, które pozwalały obejrzeć je bez uświadczenia efektów LTS, a dzięki którym mogę teraz te efekty opisać:
Duch białej ręki
W kodzie gry znany jako "whitehand.gif". Dłoń najpierw wspomniana jest przed wieżą w Lavender, przez dziewczynkę, która pyta bohatera, czy ten wierzy w duchy. Następnie mogliśmy spotkać ją jako pokemona podczas zwiedzania trzeciego piętra wieży. W skład grafiki wchodziły cztery animacje. Pierwszą widzieliśmy podczas "wchodzenia" pokemona na arenę walki po jego spotkaniu, drugą kiedy wydawał swój odgłos i pozostałe dwie podczas wykonywania ataków. Oglądanie wszystkich czterech określono jako "niebezpiecznie". Nie wiadomo, jak działały dwa ataki posiadane przez białą dłoń, wiemy że nazywały się "pięść" oraz "brutalność". Animacja pierwszego ataku przedstawiała po prostu dłoń składającą się w pięść i nacierającą na przeciwnika, natomiast w animacji ataku "brutalności" brakowało kilku klatek. Tutaj dłoń się otwiera, a następnie składa w nożyce i znika, w tym momencie jest brakujący fragment, po którym whitehand pojawia się z powrotem ułożona tak, jak na początku. Brakujących klatek nigdy nie odnaleziono.
Sam wygląd dłoni jest bardzo groteskowy. Na wystającej kości wciąż znajduje się mięso, a z rozerwanej skóry nadgarstka zwisają ścięgna.
Animacja Ducha
Animowane duchy miały pojawiać się na terenie całej wieży, zwłaszcza na drugim piętrze i samym środku lokacji, gdzie mogliśmy się uleczyć. Większość twierdzi, że miały być użyte jako część tła, animacje składają się z 59 klatek, po zbadaniu których okazało się, że około połowa z nich zawiera standardowy obrazek pokemona-ducha. Mniej więcej ćwierć ukazywała ten sam obrazek o różnej jasności (to prawdopodobnie miało wywołać efekt zanikania postaci). Wśród reszty obrazków dało się natomiast zobaczyć przerażone twarze, szkielet odziany w ciemny płaszcz (uznano, że przedstawia ponurego żniwiarza) oraz zmasakrowane zwłoki. O ile migoczące zjawy dało się wytłumaczyć dekoracją, pozostałe zdjęcia nie znalazły wyjaśnienia. Zapytane o nie główny programista gier o pokemonach, Hisashi Sogabe, stwierdził że "nie ma pojęcia, skąd się tam wzięły". Wśród całego syndromu LTS, ta animacja wywołała najwięcej dyskusji na temat wpływu gier video na ludzki umysł.
Stwierdzono, iż grafiki użyte przy tworzeniu tej animacji sprawiały, że "użytkownika przerażały niepokojące otoczenia".
Skrypt Pogrzebanego Żywcem
Zapisany w kodzie gry jako "Buryman script". Wydarzenie to miało zakończyć zwiedzanie Lavender Tower, ostatecznie jednak zastąpione walką z duchem matki Cubone'a. Po sprawdzeniu skryptu odkryto, że "Pogrzebany Żywcem" miał być tj. bossem wieży, po dotarciu na ostatnie piętro, miała ukazać się następująca rozmowa:
Pogrzebany Żywcem: Dotarłeś... tutaj.
PŻ: Jestem uwięziony...
PŻ: Jestem samotny...
PŻ: Tak bardzo samotny...
PŻ: Zostaniesz tu ze mną?
Zaraz potem rozpoczyna się walka.
W tym trybie Pogrzebany Żywcem ukazuje się nam jako animacja zwłok w stanie rozkładu wygrzebujących się z ziemi. Zaprogramowano, że będzie miał cztery pokemony, dwie Białe Dłonie, Gengara i Muka.
Najdziwniejsze jest to, że protokół akcji Pogrzebanego Żywcem po jego pokonaniu nie został nawet napisany. Prawdopodobnie w przypadku zwycięstwa, gra po prostu by się zawiesiła. Sytuacja w przypadku przegrania walki została wprowadzona przez nieznanego programistę. W tym zakończeniu Pogrzebany Żywcem miał powiedzieć "Nareszcie... świeże mięso!", po którym usłyszelibyśmy przeraźliwe skrzypienie. W tym momencie ukazuje się animacja wciągania gracza pod ziemię przez PŻ. Po wszystkim uświadczylibyśmy typowego Game Over'u, tyle że w tle znajdowałby się obrazek wciąganego pod ziemię bohatera. Niepokoi też protokół tego, co miało nastąpić potem. Cardridge z grą miał ściągnąć to zdjęcie do pamięci podręcznej Gameboya i pokazywać go za każdym razem, gdy ktoś włącza konsolkę.
Opisałem trzy efekty wizualne. Istnieją inne, także te należące do Syndromu Lavender Town, jednak pozostają nieznane...
Tłumaczenie zawdzięczamy nezumi1 z paranormalne
LAVENDER TOWN + odtrutka na creepypasty.
Kiedy gra „Pokemon” została pierwszy raz wypuszczona do obiegu w Japonii,
tysiące dzieciaków rzuciło się do sklepów aby nabyć swoją wymarzoną
grę. Z tym wydarzeniem wiąże się jednak dziwne i niepokojące zjawisko. U
dzieci w wieku od 7 do 12 lat, występowały częstsze krwawienia z nosa,
drażliwość, bezsenność i oczywiście uzależnienie od wymienionej wyżej
gry. Dzieciaki spędzały nad nią kilkanaście godzin dziennie, kiedy
rodzice ograniczali im dostęp do niej reagowały histerycznym płaczem i
wymiotami.
Około 70% przypadków skończyło się samobójstwem.
Co zaskakujące prawie w każdym przypadku, pomimo tego że wewnętrzny zegar który mierzy ilość czasu jaką użytkownik spędził na graniu osiągał już swój limit, to gra nie posunęła się nawet o krok z miasta „Lavender Town”.
Bliższa analiza gry wykazała że w soundtracku „Lavender Town” znajduje się niewykrywalny dla ludzkiego ucha dźwięk. W ciągu kilku tygodni od wypuszczenia pierwszej wersji na rynek wszystkie egzemplarze po cichu zniknęły ze sklepów, zastąpiono je nową wersją ze zremasterowaną wersją „Lavender Town”. Oczywiście wszystko zostało przeprowadzone po cichu i bez zbędnego rozgłosu – jednak oczywiście jest kilka wersji które jakoś przedostały się do ogółu.
Najpopularniejsza mówi o trzech brakujących tonach w nowszym wydaniu gry, tak jak o tym że brakuje w niej unikalnego binauralnego tonu. Niestety wersja ta jest niepotwierdzona z powodu wielkiej trudności z dostępem do pierwszej wersji gry. W jedynych istniejących do dzisiaj egzemplarzach, takie funkcje jak „wewnętrzny zegar” czy „zapisywanie stanu gry” przestały działać, również w wielu przypadkach gra może się zawiesić podczas pierwszej lepszej walki.
Sprawa nabrała rozgłosu w 1997 roku, gdy na stronie http://cornus.lensig.net/index538a.html, zaczęły pojawiać się szczegóły dotyczące tej sprawy. Teraz jak sami widzicie strona nie działa i nie wiadomo czy kiedykolwiek znowu zacznie funkcjonować.
Dla zainteresowanych na portalu YouTube znajduje się oficjalna wersja „Lavender Town song”, która oczywiście pochodzi z drugiej wersji gry.
Za tłumaczenie odpowiada Shi z paranormalne.
Jednak grzebiąc można znaleźć i tę z pierwszej wersji, a ponieważ między obiema wersjami różnica jest znaczna (druga jest nieco przytłumiona) dodaję pierwszą.
+ po wysłuchaniu soundtracku każdy skarży się na jakieś problemy z głową. Nie wiem czy to autosugestia, czy to naprawdę tak działa, ale jest na to odtrutka. Kiedy czujesz, że przesadziłeś/aś z creepypastami, posłuchaj tej piosenki. Naprawdę pomaga:)
Około 70% przypadków skończyło się samobójstwem.
Co zaskakujące prawie w każdym przypadku, pomimo tego że wewnętrzny zegar który mierzy ilość czasu jaką użytkownik spędził na graniu osiągał już swój limit, to gra nie posunęła się nawet o krok z miasta „Lavender Town”.
Bliższa analiza gry wykazała że w soundtracku „Lavender Town” znajduje się niewykrywalny dla ludzkiego ucha dźwięk. W ciągu kilku tygodni od wypuszczenia pierwszej wersji na rynek wszystkie egzemplarze po cichu zniknęły ze sklepów, zastąpiono je nową wersją ze zremasterowaną wersją „Lavender Town”. Oczywiście wszystko zostało przeprowadzone po cichu i bez zbędnego rozgłosu – jednak oczywiście jest kilka wersji które jakoś przedostały się do ogółu.
Najpopularniejsza mówi o trzech brakujących tonach w nowszym wydaniu gry, tak jak o tym że brakuje w niej unikalnego binauralnego tonu. Niestety wersja ta jest niepotwierdzona z powodu wielkiej trudności z dostępem do pierwszej wersji gry. W jedynych istniejących do dzisiaj egzemplarzach, takie funkcje jak „wewnętrzny zegar” czy „zapisywanie stanu gry” przestały działać, również w wielu przypadkach gra może się zawiesić podczas pierwszej lepszej walki.
Sprawa nabrała rozgłosu w 1997 roku, gdy na stronie http://cornus.lensig.net/index538a.html, zaczęły pojawiać się szczegóły dotyczące tej sprawy. Teraz jak sami widzicie strona nie działa i nie wiadomo czy kiedykolwiek znowu zacznie funkcjonować.
Dla zainteresowanych na portalu YouTube znajduje się oficjalna wersja „Lavender Town song”, która oczywiście pochodzi z drugiej wersji gry.
Za tłumaczenie odpowiada Shi z paranormalne.
Jednak grzebiąc można znaleźć i tę z pierwszej wersji, a ponieważ między obiema wersjami różnica jest znaczna (druga jest nieco przytłumiona) dodaję pierwszą.
+ po wysłuchaniu soundtracku każdy skarży się na jakieś problemy z głową. Nie wiem czy to autosugestia, czy to naprawdę tak działa, ale jest na to odtrutka. Kiedy czujesz, że przesadziłeś/aś z creepypastami, posłuchaj tej piosenki. Naprawdę pomaga:)
wtorek, 9 kwietnia 2013
[autorskie] FOBIE - Klaustrofobia.
Mam na imię Max i interesuję się ludzkimi lękami. Skąd się biorą,
przecież nie mogą powstawać ot tak z powietrza. Może to zasługa pamięci
genetycznej, a może.... czegoś innego.
Ostatnio zauważyłem, ze wiele osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?
Siderodromofobia do przeczytania tutaj
Klaustrofobia
Pociągowa fobia mojej mamy to nie jedyna znana mi historia dziwnego, paranoicznego wręcz lęku przed najzwyklejszymi rzeczami. To aż niepokojące, kiedy słuchasz tych wszystkich opowieści, a ich głównymi "bohaterami" są przedmioty, z którymi stykasz się na co dzień.
To jakby inna, mroczna strona życia.
Wracając do tematu, ostatnio o uszy obiła mi się jedna z najdziwniejszych i najbardziej chorych historii dotyczących lęków, jakie słyszałem.
Zaczęło się od zakończenia jednego z najważniejszych etapów w życiu, mianowicie liceum. Rodzina była prze szczęśliwa, gdyż udało mi się dosyć przyzwoicie zdać. Po wakacjach, w które starałem się dorobić tu i ówdzie przyszedł czas na zmianę miejsca zamieszkania. Studia w wielkim mieście, otóż to.
Na swoje szczęście miejsce w akademiku dostałem od razu. Pomimo drobnych utarczek z kilkoma mieszkańcami było dosyć znośnie, a studia na wymarzonym kierunku matematycznym spodobały mi się od razu. Po około tygodniu do mojego pokoju został przydzielony pewien chłopak. Nie dziwiłem się zbytnio. W akademiku nie było wiele miejsca, więc liczyłem się z tym, że niedługo moje gniazdko nie będzie już tylko moje.
W sobotę około południa do moich drzwi zapukał nowy współlokator. Był to drobny czarnowłosy chłopak o sympatycznym uśmiechu. Na imię miał Ted. Studiował medycynę i był niezwykle wygadany. Szybko się zaprzyjaźniliśmy.
W naszym akademiku często zdarzały się imprezy pełne alkoholu i przemycanych narkotyków. Czasami brałem w nich udział, natomiast mój przyjaciel nigdy się na nich nie pojawiał. Mimo że jego grupa niesamowicie go lubiła, bo był pomocny i zabawny i nieraz otrzymywał od nich zaproszenia.
Kiedy ja próbowałem go wyciągnąć na imprezę do swoich znajomych, także się wykręcał. Mówił, że boli go głowa lub ma wiele nauki.
Przed kolejną imprezą, na którą się wybierałem, zapytałem go czy pójdzie po prostu z przyzwyczajenia. Przecież wiedziałem, że i tak odmówi. Tym razem jednak otrzymałem inną odpowiedź.
"Nie, dzięki, takie imprezy źle mi się kojarzą."
Zdziwiony, zacząłem się zastanawiać, o co mu chodzi. Spojrzałem pytająco na Teda. On, jak gdyby trochę niechętnie, dał znak, żebym usiadł obok. Po chwili zaczął swoją opowieść.
Zdarzyło się to kilka lat temu.
Ted mieszka w jednej z tych małych wiosek, gdzie dzieciakom zawsze się nudzi i wszędzie jest daleko. Do dyskoteki także.
Kiedy tylko w sąsiedniej wsi przerobiono starą remizę strażacką na klub i zaczęły się imprezy, cała młodzież z okolicznych wiosek jeździła tam by się bawić i chociaż na chwilę poczuć się jak w wielkim mieście.
Ted też tam poszedł. Raz. Zaciągnęła go tam jego starsza siostra, Emily. Tego wieczora chłopak nie miał co ze sobą zrobić, więc uznał, że pojedzie z siostrą i jej znajomymi.
Jak wyglądała impreza, mogłem się domyślać. Ted w kilku zdaniach opowiedział o huku, tłoku i zbyt głośnej muzyce. Powietrze lokalu było przesiąknięte zapachem alkoholu i seksu.
W pewnym momencie kumpel Emily, Daniel zaproponował im "umilacz" imprezy. Były to ściągnięte nie wiadomo skąd i przez kogo kolorowe, podłużne tabletki. Ted odmówił, za to Emily i jej paczka wzięli po kilka.
Impreza trwała dalej w najlepsze.
Po kilku godzinach Emily powiedziała bratu, że źle się czuje i chce wracać do domu. Chłopak cieszył się, że nie brał alkoholu do ust tego wieczoru. Zapakował dziewczynę na tylne siedzenie samochodu i ruszył w drogę powrotną.
Gdy przejechali jakieś dwa kilometry, Emily nagle zaczęła krzyczeć. Był to wrzask gorszy od wszystkiego, co Ted kiedykolwiek słyszał (jest ze wsi, był przy zarzynaniu niejednej świni).
Szybko zaparkował na poboczu i wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi. Jego siostra wyskoczyła z samochodu jak oparzona wciąż krzycząc. Ted, starając się ją przekrzyczeć, pytał co się stało. Próbował ją przytulić, ale odpychała go od siebie szlochając głośno.
Ted nie miał pojęcia jak tej nocy znaleźli się domu. Najgorsze było to, że Emily kategorycznie odmówiła wejścia do budynku, a na próby wniesienia jej do środka reagowała histerycznym krzykiem. W końcu rodzice ustalili, że dziewczyna będzie spać pod gołym niebem, a brat będzie jej pilnować.
Jak opowiedział mi Ted, noc mijała spokojnie. Dochodziła właśnie czwarta rano. Emily leżała na kocu patrząc w gwiazdy, a on siedział oparty o pień jabłonki. Nie spali wcale, gaworząc sobie w najlepsze, gdyż zawsze byli zgodnym rodzeństwem. W pewnej chwili Ted zapytał siostry, dlaczego zaczęła krzyczeć. Wtedy ona powiedziała mu, ze odkąd wyszli z imprezy panicznie boli ją głowa i ma stałe wrażenie, że każde pomieszczenie czy pojazd w jakim się znajdzie zaraz zawali jej się na głowę.
Wtedy Ted zasugerował, że może to "umilacz" działa w ten sposób. Dziewczyna wzruszyła ramionami i uznała, ze jutro na pewno wszystko jej przejdzie.
Niestety, nic takiego się nie stało. Było nawet dużo gorzej.
Emily nie tylko z trwogą wchodziła do domu. Zaczęła także mówić bratu, że słyszy głosy straszące ją zamknięciem w małym pomieszczeniu bez drzwi i okien. Stała się nieufna dla całej swojej rodziny oprócz Teda. Nie chciała rozmawiać z psychologami, po których ciągali ją rodzice.
Pewnego dnia Ted wrócił wcześniej z pracy. W tamtym czasie dorywczo pracował jako rozwoziciel gazet. Gdy tylko otworzył drzwi domu, już wiedział, że coś jest nie tak. Nie mylił się.
Znalazł Emily w jej pokoju. Na podłodze leżał wielki kuchenny nóż do mięsa. To, co zrobiła ze swoim ciałem napawało chłopaka obrzydzeniem. Była całkowicie naga. Jej lewa ręką, dekolt, szyja i piersi zostały obdarte ze skóry. Obok niej było pełno krwi.
Ted przypadł do siostry pragnąc ją ratować. Niestety, Emily miała już zsiniałe usta, a o wyczuciu pulsu na jej rozdartym ciele nie mogło być mowy. Biedaczka, wykrwawiła się na śmierć...
To była wielka tragedia dla całej wsi. W końcu Emily była taką piękną i zdolną dziewczyną. Na jej pogrzebie była masa ludzi. Wszyscy jej znajomi z imprez, przyjaciele...
Ted nigdy nie powiedział rodzicom, co stało się w czasie tej imprezy. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy po tygodniu od pogrzebu wszedł do pokoju Emily i znalazł pod jej biurkiem ochlapaną krwią kartkę.
"Ciasno mi. Nie mogę oddychać. Muszę to zakończyć."
Chłopak do dzisiaj zastanawia się, czym tak naprawdę były te tajemnicze tabletki, które Daniel przyniósł wtedy do klubu. Zapytałem go, czy nie chciał się tego dowiedzieć. Chciał, a jakże, tyle że nie miał już okazji, gdyż niedługo po śmierci Emily w jej ślady poszli ludzie, którzy tego feralnego dnia poczęstowali się kolorowymi pastylkami. A wraz z nimi Daniel.
Po usłyszeniu tej historii, długo jeszcze siedziałem obok Teda zastanawiając się, ile dzieciaków nieświadomie może paść ofiarą koszmarnych tabletek, wywołujących potworne ataki klaustrofobii.
Wydaje mi się, że on myślał o tym samym.
Jeśli kiedykolwiek w czasie imprezy w klubie, ktoś zaproponuje Wam tabletki zbliżone do opisu, odmówcie.
W końcu lepiej nie ryzykować...
Ostatnio zauważyłem, ze wiele osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?
Siderodromofobia do przeczytania tutaj
Klaustrofobia
Pociągowa fobia mojej mamy to nie jedyna znana mi historia dziwnego, paranoicznego wręcz lęku przed najzwyklejszymi rzeczami. To aż niepokojące, kiedy słuchasz tych wszystkich opowieści, a ich głównymi "bohaterami" są przedmioty, z którymi stykasz się na co dzień.
To jakby inna, mroczna strona życia.
Wracając do tematu, ostatnio o uszy obiła mi się jedna z najdziwniejszych i najbardziej chorych historii dotyczących lęków, jakie słyszałem.
Zaczęło się od zakończenia jednego z najważniejszych etapów w życiu, mianowicie liceum. Rodzina była prze szczęśliwa, gdyż udało mi się dosyć przyzwoicie zdać. Po wakacjach, w które starałem się dorobić tu i ówdzie przyszedł czas na zmianę miejsca zamieszkania. Studia w wielkim mieście, otóż to.
Na swoje szczęście miejsce w akademiku dostałem od razu. Pomimo drobnych utarczek z kilkoma mieszkańcami było dosyć znośnie, a studia na wymarzonym kierunku matematycznym spodobały mi się od razu. Po około tygodniu do mojego pokoju został przydzielony pewien chłopak. Nie dziwiłem się zbytnio. W akademiku nie było wiele miejsca, więc liczyłem się z tym, że niedługo moje gniazdko nie będzie już tylko moje.
W sobotę około południa do moich drzwi zapukał nowy współlokator. Był to drobny czarnowłosy chłopak o sympatycznym uśmiechu. Na imię miał Ted. Studiował medycynę i był niezwykle wygadany. Szybko się zaprzyjaźniliśmy.
W naszym akademiku często zdarzały się imprezy pełne alkoholu i przemycanych narkotyków. Czasami brałem w nich udział, natomiast mój przyjaciel nigdy się na nich nie pojawiał. Mimo że jego grupa niesamowicie go lubiła, bo był pomocny i zabawny i nieraz otrzymywał od nich zaproszenia.
Kiedy ja próbowałem go wyciągnąć na imprezę do swoich znajomych, także się wykręcał. Mówił, że boli go głowa lub ma wiele nauki.
Przed kolejną imprezą, na którą się wybierałem, zapytałem go czy pójdzie po prostu z przyzwyczajenia. Przecież wiedziałem, że i tak odmówi. Tym razem jednak otrzymałem inną odpowiedź.
"Nie, dzięki, takie imprezy źle mi się kojarzą."
Zdziwiony, zacząłem się zastanawiać, o co mu chodzi. Spojrzałem pytająco na Teda. On, jak gdyby trochę niechętnie, dał znak, żebym usiadł obok. Po chwili zaczął swoją opowieść.
Zdarzyło się to kilka lat temu.
Ted mieszka w jednej z tych małych wiosek, gdzie dzieciakom zawsze się nudzi i wszędzie jest daleko. Do dyskoteki także.
Kiedy tylko w sąsiedniej wsi przerobiono starą remizę strażacką na klub i zaczęły się imprezy, cała młodzież z okolicznych wiosek jeździła tam by się bawić i chociaż na chwilę poczuć się jak w wielkim mieście.
Ted też tam poszedł. Raz. Zaciągnęła go tam jego starsza siostra, Emily. Tego wieczora chłopak nie miał co ze sobą zrobić, więc uznał, że pojedzie z siostrą i jej znajomymi.
Jak wyglądała impreza, mogłem się domyślać. Ted w kilku zdaniach opowiedział o huku, tłoku i zbyt głośnej muzyce. Powietrze lokalu było przesiąknięte zapachem alkoholu i seksu.
W pewnym momencie kumpel Emily, Daniel zaproponował im "umilacz" imprezy. Były to ściągnięte nie wiadomo skąd i przez kogo kolorowe, podłużne tabletki. Ted odmówił, za to Emily i jej paczka wzięli po kilka.
Impreza trwała dalej w najlepsze.
Po kilku godzinach Emily powiedziała bratu, że źle się czuje i chce wracać do domu. Chłopak cieszył się, że nie brał alkoholu do ust tego wieczoru. Zapakował dziewczynę na tylne siedzenie samochodu i ruszył w drogę powrotną.
Gdy przejechali jakieś dwa kilometry, Emily nagle zaczęła krzyczeć. Był to wrzask gorszy od wszystkiego, co Ted kiedykolwiek słyszał (jest ze wsi, był przy zarzynaniu niejednej świni).
Szybko zaparkował na poboczu i wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi. Jego siostra wyskoczyła z samochodu jak oparzona wciąż krzycząc. Ted, starając się ją przekrzyczeć, pytał co się stało. Próbował ją przytulić, ale odpychała go od siebie szlochając głośno.
Ted nie miał pojęcia jak tej nocy znaleźli się domu. Najgorsze było to, że Emily kategorycznie odmówiła wejścia do budynku, a na próby wniesienia jej do środka reagowała histerycznym krzykiem. W końcu rodzice ustalili, że dziewczyna będzie spać pod gołym niebem, a brat będzie jej pilnować.
Jak opowiedział mi Ted, noc mijała spokojnie. Dochodziła właśnie czwarta rano. Emily leżała na kocu patrząc w gwiazdy, a on siedział oparty o pień jabłonki. Nie spali wcale, gaworząc sobie w najlepsze, gdyż zawsze byli zgodnym rodzeństwem. W pewnej chwili Ted zapytał siostry, dlaczego zaczęła krzyczeć. Wtedy ona powiedziała mu, ze odkąd wyszli z imprezy panicznie boli ją głowa i ma stałe wrażenie, że każde pomieszczenie czy pojazd w jakim się znajdzie zaraz zawali jej się na głowę.
Wtedy Ted zasugerował, że może to "umilacz" działa w ten sposób. Dziewczyna wzruszyła ramionami i uznała, ze jutro na pewno wszystko jej przejdzie.
Niestety, nic takiego się nie stało. Było nawet dużo gorzej.
Emily nie tylko z trwogą wchodziła do domu. Zaczęła także mówić bratu, że słyszy głosy straszące ją zamknięciem w małym pomieszczeniu bez drzwi i okien. Stała się nieufna dla całej swojej rodziny oprócz Teda. Nie chciała rozmawiać z psychologami, po których ciągali ją rodzice.
Pewnego dnia Ted wrócił wcześniej z pracy. W tamtym czasie dorywczo pracował jako rozwoziciel gazet. Gdy tylko otworzył drzwi domu, już wiedział, że coś jest nie tak. Nie mylił się.
Znalazł Emily w jej pokoju. Na podłodze leżał wielki kuchenny nóż do mięsa. To, co zrobiła ze swoim ciałem napawało chłopaka obrzydzeniem. Była całkowicie naga. Jej lewa ręką, dekolt, szyja i piersi zostały obdarte ze skóry. Obok niej było pełno krwi.
Ted przypadł do siostry pragnąc ją ratować. Niestety, Emily miała już zsiniałe usta, a o wyczuciu pulsu na jej rozdartym ciele nie mogło być mowy. Biedaczka, wykrwawiła się na śmierć...
To była wielka tragedia dla całej wsi. W końcu Emily była taką piękną i zdolną dziewczyną. Na jej pogrzebie była masa ludzi. Wszyscy jej znajomi z imprez, przyjaciele...
Ted nigdy nie powiedział rodzicom, co stało się w czasie tej imprezy. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy po tygodniu od pogrzebu wszedł do pokoju Emily i znalazł pod jej biurkiem ochlapaną krwią kartkę.
"Ciasno mi. Nie mogę oddychać. Muszę to zakończyć."
Chłopak do dzisiaj zastanawia się, czym tak naprawdę były te tajemnicze tabletki, które Daniel przyniósł wtedy do klubu. Zapytałem go, czy nie chciał się tego dowiedzieć. Chciał, a jakże, tyle że nie miał już okazji, gdyż niedługo po śmierci Emily w jej ślady poszli ludzie, którzy tego feralnego dnia poczęstowali się kolorowymi pastylkami. A wraz z nimi Daniel.
Po usłyszeniu tej historii, długo jeszcze siedziałem obok Teda zastanawiając się, ile dzieciaków nieświadomie może paść ofiarą koszmarnych tabletek, wywołujących potworne ataki klaustrofobii.
Wydaje mi się, że on myślał o tym samym.
Jeśli kiedykolwiek w czasie imprezy w klubie, ktoś zaproponuje Wam tabletki zbliżone do opisu, odmówcie.
W końcu lepiej nie ryzykować...
[autorskie] FOBIE - Siderodromofobia.
Mam na imię Max i interesuję się ludzkimi lękami. Skąd się biorą, przecież nie mogą powstawać ot tak z powietrza. Może to zasługa pamięci genetycznej, a może.... czegoś innego.
Ostatnio zauważyłem, ze wiele osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?
Siderodromofobia
Moja mama od zawsze bała się pociągów. Dworce kolejowe, tory, obskurne wagony przerażały ją. Kiedy pytałem o co chodzi, zbywała mnie. W końcu każdy się czegoś boi, prawda ?
Kiedy podróżowaliśmy, to zawsze autobusami czy samochodem. Nawet samoloty i statki nie były dla mojej matki problemem. Strach budziły jedynie pociągi.
Bardzo chciałem dowiedzieć się, dlaczego tak jest. Dlaczego moja mama, silna i twarda kobieta, odczuwa wręcz irracjonalny strach do tego środku transportu.
Pewnego lata planowaliśmy odwiedziny u cioci Anee, siostry mamy. Ciocia Anee mieszka w wielkim domu po dziadkach w małym górskim miasteczku. Jest to niezwykle atrakcyjne turystycznie miejsce, dlatego niegdysiejsza
wioska szybko rozrosła się o nowe pensjonaty i restauracje.
Dzięki temu w tę okolicę kursuje też masa pociągów, a ceny biletów nie są wygórowane. Mój tata próbował przekonać mamę, że na paliwie stracimy krocie, a pociąg szybki, pierwszej klasy, z wagonami restauracyjnymi.
To jej nie przekonało. Zaczęła wręcz płakać prosząc, abyśmy pojechali samochodem.
Po dość długiej kłótni tata zgodził się.
Kiedy dojechaliśmy, w drzwiach domu, przywitała nas długonoga, szczupła blondynka. Harriet, bo tak miała na imię, okazała się być jedną z kuzynek mamy. Chociaż obie przywitały się ze sobą miło zauważyłem,
że mama wygląda na lekko spanikowaną.
Szybko jednak zaczęła się normalnie uśmiechać, więc uznałem, że mi się przywidziało.
Przy dość sutej kolacji przygotowanej przez ciocię Anee miałem okazję poznać córkę Harriet, Sandy. Dziewczyna wyglądała jak wierna kopia swojej mamy. Była także dumą rodziny, gdyż co chwilę zdobywała jakieś nagrody literackie.
Ja także tworzyłem poezje i opowiadania, więc szczerze zainteresowany postanowiłem z nią potem porozmawiać.
Kiedy wszyscy się najedli, Sandy spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami i zaproponowała mi spacer po okolicy. Powiedziała, że często bywa u cioci i może mi pokazać kilka ciekawych miejsc. Zgodziłem się.
Kiedy wyszliśmy z domu, zmierzchało. Niebo usiane było wczesnymi gwiazdami, paliły się latarnie, w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy. Był to po prostu cudowny czas na przechadzkę.
Sandy poprowadziła mnie na łąkę za domem cały czas opowiadając: o swoich studiach, o nagrodach, o planach na przyszłość. Słuchałem zaciekawiony.
Minęliśmy mały lasek i zeszliśmy w dół. Znajdowały się tutaj stare i zarośnięte tory kolejowe, obok kawał betonowej płyty, który świadczył o tym, że kiedyś był tu przystanek.
Sandy usiadła na trawie obok torów i zaczęła mi opowiadać pewną historię.
Kiedy ciocia Harriet była mała wraz ze swoją mamą Eve często przyjeżdżały do jej cioci, Cassidy. Ciocia Cassidy miała dwie córki Anee i Lilę (moją mamę) oraz syna Jacoba (W tym momencie historii zacząłem się dziwić,
gdyż mama nigdy nie wspominała o bracie ).
Dzieci były nad wyraz zgodnym i miłym dla siebie kuzynostwem, to też często bawiły się razem. Jacob był najmłodszy ze wszystkich, miał zaledwie pięć lat. Dziewczynki natomiast przekroczyły już dziesiątkę.
Anee, jako najstarsza z gromadki, zawsze w trakcie zabaw musiała pilnować brata. Dzieci zwykle bawiły się grzecznie obok domu, ale kilka razy wybierały się na spacery.
Pewnego dnia zawędrowały pod te same kolejowe tory, obok których siedzimy teraz my. Mały Jacob ucieszył się: kochał pociągi i zawsze marzył o pracy na kolei. Zaproponował on zabawę: chodzenie wzdłuż starych torów.
Szybko podzielił obecnych na grupy. Ze względu na to, że Anee musiała go pilnować, on pójdzie z nią, a Lila i Harriet razem.
Grupka Jacoba miała iść w prawo, grupa mojej mamy w lewo.
Szczegóły zabawy były takie, że grupa idzie wzdłuż torów dopóki nie dotrze do czegoś jak tunel albo opuszczony dworzec. Potem po prostu zawraca i idzie zawiadomić o odkryciu pozostałe osoby
( w czasach, o których mówimy nie było telefonii komórkowej).
Dziewczynki zgodziły się i wszyscy ruszyli w swoje strony.
Reszta historii nie jest zbyt obiektywna: Sandy zna ją z ust swojej matki, a że szła ona z moją, nie są w stanie powiedzieć, co działo się z Anee i Jacobem. W każdym razie, Harriet i Lila po krótkim czasie doszły do tunelu.
Nad nim wił się las, a wejście było zapchane śmieciami. Z nieużywanego przejścia mieszkańcy zrobili sobie po prostu śmietnik.
Dziewczynki uznały, że to wystarczy, bo dalej i tak nie dotrą. Zawróciły i postanowiły powiadomić resztę o swoim odkryciu.
Niestety, zaczęło się zmierzchać, więc musiały wracać do domu. Na miejscu obok betonowej płyty nie było nikogo, więc uznały, że Anee i Jacob wrócili już do domu nie czekając na nich. Uspokojone, przeszły łąkę i poszły na kolację.
Ciocia Cassidy była bardzo zaniepokojona nieobecnością swoich dzieci o tak późnej porze. W końcu Anee miała już 15 lat i była bardzo rozważną osobą. Na pewno zatem wiedziała, ze mały powinien już dawno spać.
Jeszcze tej nocy, wujkowie James i Adam zaczęli poszukiwania dzieci. Lila i Harriet zostały szczegółowo wypytane o każdy szczegół zabawy. Niestety, trop urywał się, gdy Anee i Jacob minęli wielki dąb rosnący na zakręcie.
Potem dziewczynki już ich nie widziały. Mężczyźni ruszyli wzdłuż torów.
To, co znaleźli nad ranem było po prostu straszne.
Kilka kilometrów dalej zauważyli coś leżącego na torach. Podeszli bliżej i o mało nie zwymiotowali. To był Jacob. A raczej to, co z niego zostało.
Sama skóra, wciąż w ubrankach. Doszczętnie roztrzaskana czaszka , z której wydobywały się strużki szarawej substancji. Na lewo leżało coś, co przypominało dziecko obdarte ze skóry.
Nie rozumiejąc z tego za wiele, mężczyźni wrócili do domu, gdzie zadzwonili na policję.
Anee znaleziono tego samego dnia pod wieczór w lesie. Żyła, jej tętno było wysokie, a ślady na ciele i porwane ubranie sugerowały przeciskanie się przez zarośnięte tereny. Gdy ją ocucono, niczego nie była w stanie nic sobie przypomnieć.
Dopiero następnego dnia pamięć wróciła.
To co Anee opowiedziała policjantom, było niezwykle dziwną historią.
Jak wiadomo, Anee i Jacob udali się w prawo. Szli żwawo przed siebie wzdłuż torów. Chłopczyk uwieszony ramienia siostry niedługo potem zaczął prosić, żeby pozwoliła mu iść środkiem torów.
Anee nie oponowała, w końcu był to opuszczony szlak, nie było się czego spodziewać. Przeszli tak trochę czasu rozmawiając.
W pewnym momencie Anee usłyszała coś, czego nie powinna tu usłyszeć: dźwięk jadącego pociągu. Chwilę się nad tym zastanowiła, ale uznała, ze to niemożliwe, że słyszy to zapewne dzięki malowniczym opowieściom Jacoba na temat pociągów.
Dziewczyna zawsze uważała, że Jacob miał niezwykłą umiejętność pobudzania wyobraźni.
W tej samej chwili zza zakrętu wyłonił się...pociąg. Był czarny i upiorny, tyle zdążyła zauważyć zanim rozpędzony wjechał w drepczącego Jacoba.
Siła uderzenia sprawiła, że wnętrzności chłopca zostały po prostu wyrwane ze skóry wraz z nietkniętym układem krwionośnym (stąd zero krwi) i kośćmi.
Anee trzymała malca za rękę: dopiero po chwili zauważyła, że mała rączka oderwana od reszty dynda w jej dłoni.
Z szoku nawet nie krzyknęła, jedynie odrzuciła ją ze wstrętem. Pociąg przejechał, a dziewczyna wciąż słyszała w uszach dźwięk ścieranej na papkę czaszki.
Dopiero gdy się rozejrzała i zauważyła co zostało z jej braciszka, zaczęła płakać i krzyczeć. Siła strachu napędziła jej nogi do biegu. Anee wpadła w las i zaczęła szamotać się wśród klujących krzaków.
Nie uciekła daleko, zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy w pędzie uderzyła głową w konar drzewa i straciła przytomność. Tutaj też znalazła ją policja.
Opowieść Anee potraktowano jako reakcję umysłu na stratę brata. Sprawa śmierci małego wciąż jednak pozostała nierozwiązana. Policjanci zachodzili w głowę skąd na opuszczonej linii wziął się pociąg i gdzie się podział,
skoro Lila i Harriet z drugiej strony trasy odkryły zapchany kartonami i workami tunel.
W końcu sprawę umorzono, a w aktach wpisano, że mały Jacob spadł z urwiska, które znajdowało się kilometr od torów. Jednak miejscowi dotarli do prawdy i w okolicy szybko rozprzestrzeniła się legenda o pociągu widmo.
Sandy skończyła swoją opowieść dodając, że pewno moja mama też boi się pociągów i gdziekolwiek jeździmy, zawsze odmawia wejścia do jednego z nich.
To zapewne dlatego, ze nasłuchały się tego wszystkiego w młodym wieku i "siadło" im to na psychice.
Zapytałem kuzynki, czy w to wierzy. Odpowiedziała, że nie bardzo, bo dzieci lubią koloryzować. Poza tym te wymysły mogły być reakcją obronną Anee na stratę brata. Także nikt z rodziny nie wspominał o pociągu widmo.
A ludzie, jak to ludzie. Lubią gadać i wszędzie doszukują się czegoś paranormalnego.
Wierzyłem jej, w końcu studiowała psychologię.
Było już bardzo ciemno, kiedy wracaliśmy do domu. Teraz to głównie ja mówiłem. Najwięcej o tym, jak moja mama bardzo boi się pociągów. Gdy dotarliśmy do drzwi frontowych, uspokoiłem się. To wszystko przecież nie zdarzyło się naprawdę.
Wtedy to usłyszałem: postukiwanie torów i "wycie". Dobiegało dokładnie z miejsca, z którego wróciliśmy. Poczułem jak włosy na karku stają mi dęba. Spojrzałem na Sandy. Była przerażona.
Czym prędzej dopadliśmy drzwi i zamknęliśmy się w środku.
Czym był ten pociąg? Może czymś demonicznym, może podróżnikiem w czasie, a może "duchem" maszyny, która kiedyś się tam wykoleiła. Nie wiem. Staram się znaleźć coś na ten temat, gdyż od tamtych wakacji nie daje mi to spokoju.
Jedno jest pewne: niczym dobrym.
Jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w małej górskiej miejscowości i natraficie na zarośnięte tory kolejowe, uciekajcie. Albo przynajmniej nie idźcie wzdłuż nich.
Ostatnio zauważyłem, ze wiele osób się czegoś boi, mniej lub bardziej. Zastanawiające jest to, że czasami ten strach jest wręcz paraliżujący i utrudnia im życie.
Czy w lęku nie ma niczego paranormalnego ?
Siderodromofobia
Moja mama od zawsze bała się pociągów. Dworce kolejowe, tory, obskurne wagony przerażały ją. Kiedy pytałem o co chodzi, zbywała mnie. W końcu każdy się czegoś boi, prawda ?
Kiedy podróżowaliśmy, to zawsze autobusami czy samochodem. Nawet samoloty i statki nie były dla mojej matki problemem. Strach budziły jedynie pociągi.
Bardzo chciałem dowiedzieć się, dlaczego tak jest. Dlaczego moja mama, silna i twarda kobieta, odczuwa wręcz irracjonalny strach do tego środku transportu.
Pewnego lata planowaliśmy odwiedziny u cioci Anee, siostry mamy. Ciocia Anee mieszka w wielkim domu po dziadkach w małym górskim miasteczku. Jest to niezwykle atrakcyjne turystycznie miejsce, dlatego niegdysiejsza
wioska szybko rozrosła się o nowe pensjonaty i restauracje.
Dzięki temu w tę okolicę kursuje też masa pociągów, a ceny biletów nie są wygórowane. Mój tata próbował przekonać mamę, że na paliwie stracimy krocie, a pociąg szybki, pierwszej klasy, z wagonami restauracyjnymi.
To jej nie przekonało. Zaczęła wręcz płakać prosząc, abyśmy pojechali samochodem.
Po dość długiej kłótni tata zgodził się.
Kiedy dojechaliśmy, w drzwiach domu, przywitała nas długonoga, szczupła blondynka. Harriet, bo tak miała na imię, okazała się być jedną z kuzynek mamy. Chociaż obie przywitały się ze sobą miło zauważyłem,
że mama wygląda na lekko spanikowaną.
Szybko jednak zaczęła się normalnie uśmiechać, więc uznałem, że mi się przywidziało.
Przy dość sutej kolacji przygotowanej przez ciocię Anee miałem okazję poznać córkę Harriet, Sandy. Dziewczyna wyglądała jak wierna kopia swojej mamy. Była także dumą rodziny, gdyż co chwilę zdobywała jakieś nagrody literackie.
Ja także tworzyłem poezje i opowiadania, więc szczerze zainteresowany postanowiłem z nią potem porozmawiać.
Kiedy wszyscy się najedli, Sandy spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami i zaproponowała mi spacer po okolicy. Powiedziała, że często bywa u cioci i może mi pokazać kilka ciekawych miejsc. Zgodziłem się.
Kiedy wyszliśmy z domu, zmierzchało. Niebo usiane było wczesnymi gwiazdami, paliły się latarnie, w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy. Był to po prostu cudowny czas na przechadzkę.
Sandy poprowadziła mnie na łąkę za domem cały czas opowiadając: o swoich studiach, o nagrodach, o planach na przyszłość. Słuchałem zaciekawiony.
Minęliśmy mały lasek i zeszliśmy w dół. Znajdowały się tutaj stare i zarośnięte tory kolejowe, obok kawał betonowej płyty, który świadczył o tym, że kiedyś był tu przystanek.
Sandy usiadła na trawie obok torów i zaczęła mi opowiadać pewną historię.
Kiedy ciocia Harriet była mała wraz ze swoją mamą Eve często przyjeżdżały do jej cioci, Cassidy. Ciocia Cassidy miała dwie córki Anee i Lilę (moją mamę) oraz syna Jacoba (W tym momencie historii zacząłem się dziwić,
gdyż mama nigdy nie wspominała o bracie ).
Dzieci były nad wyraz zgodnym i miłym dla siebie kuzynostwem, to też często bawiły się razem. Jacob był najmłodszy ze wszystkich, miał zaledwie pięć lat. Dziewczynki natomiast przekroczyły już dziesiątkę.
Anee, jako najstarsza z gromadki, zawsze w trakcie zabaw musiała pilnować brata. Dzieci zwykle bawiły się grzecznie obok domu, ale kilka razy wybierały się na spacery.
Pewnego dnia zawędrowały pod te same kolejowe tory, obok których siedzimy teraz my. Mały Jacob ucieszył się: kochał pociągi i zawsze marzył o pracy na kolei. Zaproponował on zabawę: chodzenie wzdłuż starych torów.
Szybko podzielił obecnych na grupy. Ze względu na to, że Anee musiała go pilnować, on pójdzie z nią, a Lila i Harriet razem.
Grupka Jacoba miała iść w prawo, grupa mojej mamy w lewo.
Szczegóły zabawy były takie, że grupa idzie wzdłuż torów dopóki nie dotrze do czegoś jak tunel albo opuszczony dworzec. Potem po prostu zawraca i idzie zawiadomić o odkryciu pozostałe osoby
( w czasach, o których mówimy nie było telefonii komórkowej).
Dziewczynki zgodziły się i wszyscy ruszyli w swoje strony.
Reszta historii nie jest zbyt obiektywna: Sandy zna ją z ust swojej matki, a że szła ona z moją, nie są w stanie powiedzieć, co działo się z Anee i Jacobem. W każdym razie, Harriet i Lila po krótkim czasie doszły do tunelu.
Nad nim wił się las, a wejście było zapchane śmieciami. Z nieużywanego przejścia mieszkańcy zrobili sobie po prostu śmietnik.
Dziewczynki uznały, że to wystarczy, bo dalej i tak nie dotrą. Zawróciły i postanowiły powiadomić resztę o swoim odkryciu.
Niestety, zaczęło się zmierzchać, więc musiały wracać do domu. Na miejscu obok betonowej płyty nie było nikogo, więc uznały, że Anee i Jacob wrócili już do domu nie czekając na nich. Uspokojone, przeszły łąkę i poszły na kolację.
Ciocia Cassidy była bardzo zaniepokojona nieobecnością swoich dzieci o tak późnej porze. W końcu Anee miała już 15 lat i była bardzo rozważną osobą. Na pewno zatem wiedziała, ze mały powinien już dawno spać.
Jeszcze tej nocy, wujkowie James i Adam zaczęli poszukiwania dzieci. Lila i Harriet zostały szczegółowo wypytane o każdy szczegół zabawy. Niestety, trop urywał się, gdy Anee i Jacob minęli wielki dąb rosnący na zakręcie.
Potem dziewczynki już ich nie widziały. Mężczyźni ruszyli wzdłuż torów.
To, co znaleźli nad ranem było po prostu straszne.
Kilka kilometrów dalej zauważyli coś leżącego na torach. Podeszli bliżej i o mało nie zwymiotowali. To był Jacob. A raczej to, co z niego zostało.
Sama skóra, wciąż w ubrankach. Doszczętnie roztrzaskana czaszka , z której wydobywały się strużki szarawej substancji. Na lewo leżało coś, co przypominało dziecko obdarte ze skóry.
Nie rozumiejąc z tego za wiele, mężczyźni wrócili do domu, gdzie zadzwonili na policję.
Anee znaleziono tego samego dnia pod wieczór w lesie. Żyła, jej tętno było wysokie, a ślady na ciele i porwane ubranie sugerowały przeciskanie się przez zarośnięte tereny. Gdy ją ocucono, niczego nie była w stanie nic sobie przypomnieć.
Dopiero następnego dnia pamięć wróciła.
To co Anee opowiedziała policjantom, było niezwykle dziwną historią.
Jak wiadomo, Anee i Jacob udali się w prawo. Szli żwawo przed siebie wzdłuż torów. Chłopczyk uwieszony ramienia siostry niedługo potem zaczął prosić, żeby pozwoliła mu iść środkiem torów.
Anee nie oponowała, w końcu był to opuszczony szlak, nie było się czego spodziewać. Przeszli tak trochę czasu rozmawiając.
W pewnym momencie Anee usłyszała coś, czego nie powinna tu usłyszeć: dźwięk jadącego pociągu. Chwilę się nad tym zastanowiła, ale uznała, ze to niemożliwe, że słyszy to zapewne dzięki malowniczym opowieściom Jacoba na temat pociągów.
Dziewczyna zawsze uważała, że Jacob miał niezwykłą umiejętność pobudzania wyobraźni.
W tej samej chwili zza zakrętu wyłonił się...pociąg. Był czarny i upiorny, tyle zdążyła zauważyć zanim rozpędzony wjechał w drepczącego Jacoba.
Siła uderzenia sprawiła, że wnętrzności chłopca zostały po prostu wyrwane ze skóry wraz z nietkniętym układem krwionośnym (stąd zero krwi) i kośćmi.
Anee trzymała malca za rękę: dopiero po chwili zauważyła, że mała rączka oderwana od reszty dynda w jej dłoni.
Z szoku nawet nie krzyknęła, jedynie odrzuciła ją ze wstrętem. Pociąg przejechał, a dziewczyna wciąż słyszała w uszach dźwięk ścieranej na papkę czaszki.
Dopiero gdy się rozejrzała i zauważyła co zostało z jej braciszka, zaczęła płakać i krzyczeć. Siła strachu napędziła jej nogi do biegu. Anee wpadła w las i zaczęła szamotać się wśród klujących krzaków.
Nie uciekła daleko, zaledwie kilkadziesiąt metrów, kiedy w pędzie uderzyła głową w konar drzewa i straciła przytomność. Tutaj też znalazła ją policja.
Opowieść Anee potraktowano jako reakcję umysłu na stratę brata. Sprawa śmierci małego wciąż jednak pozostała nierozwiązana. Policjanci zachodzili w głowę skąd na opuszczonej linii wziął się pociąg i gdzie się podział,
skoro Lila i Harriet z drugiej strony trasy odkryły zapchany kartonami i workami tunel.
W końcu sprawę umorzono, a w aktach wpisano, że mały Jacob spadł z urwiska, które znajdowało się kilometr od torów. Jednak miejscowi dotarli do prawdy i w okolicy szybko rozprzestrzeniła się legenda o pociągu widmo.
Sandy skończyła swoją opowieść dodając, że pewno moja mama też boi się pociągów i gdziekolwiek jeździmy, zawsze odmawia wejścia do jednego z nich.
To zapewne dlatego, ze nasłuchały się tego wszystkiego w młodym wieku i "siadło" im to na psychice.
Zapytałem kuzynki, czy w to wierzy. Odpowiedziała, że nie bardzo, bo dzieci lubią koloryzować. Poza tym te wymysły mogły być reakcją obronną Anee na stratę brata. Także nikt z rodziny nie wspominał o pociągu widmo.
A ludzie, jak to ludzie. Lubią gadać i wszędzie doszukują się czegoś paranormalnego.
Wierzyłem jej, w końcu studiowała psychologię.
Było już bardzo ciemno, kiedy wracaliśmy do domu. Teraz to głównie ja mówiłem. Najwięcej o tym, jak moja mama bardzo boi się pociągów. Gdy dotarliśmy do drzwi frontowych, uspokoiłem się. To wszystko przecież nie zdarzyło się naprawdę.
Wtedy to usłyszałem: postukiwanie torów i "wycie". Dobiegało dokładnie z miejsca, z którego wróciliśmy. Poczułem jak włosy na karku stają mi dęba. Spojrzałem na Sandy. Była przerażona.
Czym prędzej dopadliśmy drzwi i zamknęliśmy się w środku.
Czym był ten pociąg? Może czymś demonicznym, może podróżnikiem w czasie, a może "duchem" maszyny, która kiedyś się tam wykoleiła. Nie wiem. Staram się znaleźć coś na ten temat, gdyż od tamtych wakacji nie daje mi to spokoju.
Jedno jest pewne: niczym dobrym.
Jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w małej górskiej miejscowości i natraficie na zarośnięte tory kolejowe, uciekajcie. Albo przynajmniej nie idźcie wzdłuż nich.
[autorskie] KOT GRZYB
Historia opisana przez dziecko, od której wszystko się zaczęło:
Grzyb był bardzo dobrym kotem czarnym jak smoła.
Ma wampirze ząbki i dlatego boją się go dzieci.
Nikt nie wie , że Grzyb tak naprawdę jest sługą
czarownicy Hermenegildy. Czarownica Hermenegilda to
160 letnia kobieta, pomarszczona starsza pani która jest
sadystką. Łapie młodych mężczyzn i torturuje ich.
Miarka przebrała się, gdy jeden facet przejechał
Grzyba samochodem.Wtedy czarownica rzuciła klątwę
na miasteczko. Każdy chłopiec który urodzi się w
miasteczku umiera,a ci żyjący są dręczeni przez
straszne choroby.
Małe miasteczko, w którym wszystko się komplikuje:
Niedawno przeprowadziłeś się do małego miasteczka.
Od starych sąsiadek słyszałeś o klątwie rzuconej na
mieszkańców. Jednak jako racjonalnie myślący pracownik
amerykańskiej korporacji nie zawracasz sobie głowy
miejskimi legendami. Spokojnie żyjesz tu z żoną.
Nagle w sąsiedztwie umiera mały chłopiec. „Przypadek“,
myślisz. Jednak w okolicy zaczyna umierać coraz więcej
nowo narodzonych dzieci płci męskiej. Ty też zaczynasz
nie najlepiej się czuć. Bóle głowy, biegunka, dreszcze,
a co najgorsze koszmary senne. W nich widzisz starą
i pomarszczoną kobietę, która odgraża ci się.
Zaniepokojony, zaczynasz przeszukiwać internet.
Wszystko kieruje cię na forum biblioteki publicznej
miasteczka. Znajdujesz tam skany archiwalnych
artykułów z lokalnej gazety oraz legendę o wiedźmie
i kocie dodaną przez jednego z użytkowników.
Forum zawiera też akty zgonów niemowląt oraz karty
zdrowia z pobliskiego ośrodka. Dokumenty te zawierają
personalia wielu mężczyzn z miasteczka oraz objawy ich
dziwnych schorzeń: bóle głowy,biegunka, dreszcze oraz
niepokojące, dokładnie opisane przez psychologów,
koszmary senne ze starszą kobietą w roli głównej.
Zaczynasz czuć się nieswojo. Jeszcze przez chwilę
łudzisz się że to tylko bujdy, jednak po dłuższych
przemyśleniach zdajesz sobie sprawę, że ciebie nęka
podobna przypadłość. Kiedy postanawiasz wybrać się do
lekarza, nagle dzwoni twój telefon. To twoja żona.
Gdy odbierasz, wesołym głosem oznajmia: „Cześć, kochanie.
Słuchaj, nie mówiłam ci wcześniej, bo tak jakoś wyszło.
Jestem w ciąży. To chłopiec“. W głowie przez chwilę
słyszysz cichy chichot starszej kobiety...
[autorskie] NIE ZABRANE DRZWI
Żeby gdziekolwiek to dodać, zmieniony został ważny czynnik w paście - wątek yaoi ♥
Na blog dodam jednak bez zmian ^^.
Blok stojący na osiedlu pełnym jednorodzinnych
domków. Anomalia?
Bez jakichkolwiek okien i drzwi,
nawet bez dokończonych klatek schodowych.
Mało głośnych plotek o dziwnych zdarzeniach,
facetowi po prostu brakło kasy na wykończenie.
Jakaś dziewczyna z pobliskiej wsi
znaleziona na trzecim piętrze bez nerek
i serca - handlarze organami?
Ktoś prywatny kupił blok, założono bramę
-jakiś czas potem brama wyrwana z wielką siłą,
zero jakiejkolwiek ochrony.
Ludzie widzą, że coś dziwnego w tym jest,
że coś złego tam czyha.
Mam taką kumpelę, typowa Urban Exploratorka
( poszukiwaczka miejsc niezwykłych ),
co to wejdzie na każdy "nawiedzony" most,
obali mit o duchach w domu,
wciśnie się w najciemniejszą piwnicę,
a gdyby jej kto przesłał BarelyBreathing.exe
( zalecam przeczytać "Binarne DNA" ),
włączyłaby go bez wahania.
Postrzelona dziewucha,
a jednak całkiem miła i lojalna,
dlatego się kumplujemy.
Ludzie w szkole śmieją się z niej albo
uciekają jak najdalej chcąc zapomnieć o
"prezentach" od niej na GG
( osobiście już nieraz zostałem poczęstowany
w godzinach nocnych jakimiś pokręconymi filmikami,
które rżną psychikę jak piła drzewo ) .
[ polecam chociażby "Balloonsgun" na youtube,
niezłe są po tym jazdy ]
Mój facet sto razy mówił mi, żebym przestał się z nią zadawać,
to samo moi rodzice.
Ale oni chyba za bardzo nie rozumieją,
jak mocno fascynująca jest ta znajomość.
Ale o tym to można by osobną książkę napisać.
Idźmy zatem do tematu.
Jakiś czas temu gadałem z moim lubym na skypie
i kompletnie zapomniałem wylogować się z GG.
Jest on straszliwie słodkim, ale nie ciotowatym facetem
i wątpię, czy ktokolwiek inny zna tą jego stronę.
Bądź co bądź gawędziliśmy o dosłownie wszystkim i czas
miło nam płynął. Nim się obejrzałem, było już dobrze po
północy i mój chłopak musiał iść spać. Pożegnaliśmy się więc.
Wyłączyłem skype'a i wtedy zobaczyłem, że czeka na mnie
konferencja GG utworzona przez moją przyjaciółkę.
Były tam wpisane numery całej naszej klasy.
Zainteresowany, co tym razem jej odwala, włączyłem rozmowę.
<nana> pojebało cię dziewczyno? co ty za bujdy opowiadasz?
<mareczko>laskę powaliło do końca,
napisała to i poszła spać, bo nie chciała zbierać
ochrzanu na bieżąco:P
<kaziozb>taa, maroo, piątak!
<mareczko>hahaha, xd!
Coś mi się tu nie zgadzało...zwykle,
kiedy moja przyjaciółka tworzyła konferencje,
robiła to głównie po to, aby odeprzeć ataki
skierowane w jej stronę. To była taka jej zabawa.
Poczułem dziwny niepokój.
Konferencja trwała od dwóch godzin.
Wypowiedzieć zdążyli się tu przynajmniej
po razie wszyscy z mojej klasy, oprócz mnie i,
co dziwne, mojej przyjaciółki. Ludzie zachowywali się
jednak tak, jak gdyby komentowali jakiś jej wpis.
Zaniepokojony, postanowiłem napisać do dziewczyny
o nicku <Deeziee>. To jedyna, po mojej przyjaciółce,
dziewczyna z klasy, z którą da się pogadać.
Jej wpis widniał w połowie strony i wyróżniał się wszystkim.
Zamiast obraźliwych litanii, jakie wypisywała reszta,
były to tylko trzy słowa: "Brzmi ciekawie. Uważaj:)".
Odpowiedziała mi po minucie.
<Deeziee>Pewnie ci nie pisała, bo cię nie było.
Zapisała mi, że usuwa wypowiedź 5 minut po dodaniu.
<ja>w porządku:) a mogę wiedzieć co tam napisała?
<Deeziee>"Wejdźcie w twitter. Pamiętacie #Blok
z ostatniej konferencji? Idę tam." To to. Idę spać:)
Wylogowałem się z GG i szybko odpaliłem twittera.
Ostatnia konferencja miała miejsce na twitterze,
co w tym środowisku określa się mianem TWITTER PARTY.
Nie było mnie wtedy, bo miałem całą noc dla swojego kochania,
ale co nieco w szkole słyszałem. Podobno moja przyjaciółka
usłyszała gdzieś o "nie zabranych drzwiach".
Chodzi o ten blok, o którym było na początku.
Czytając poszczególne tweety, utwierdziłem się tylko
w przekonaniu, że mam rację.
Zapomniałem o tym, wiem. Opuszczony blok miał kiedyś
wszystkie okna i drzwi-zostały one skradzione przez
"współczesnych złomiarzy", czyli żuli. Panowie chcieli
się wedrzeć także na dwa ostatnie piętra, jednak tylko
jedna z dwóch klatek schodowych została dokończona.
Weszli więc jedną, powoli kradnąc drzwi, okna,
drzwi balkonowe. Potem poszli na najwyższe piętro,
kradnąc dalej.
W tym miejscu historia robi się dziwna. Ale jak mówię,
to byli żule, kradli po to, aby mieć na alkohol.
Mogli być już wtedy odurzeni i wszystko zmyślić.
Wszyscy jednak mówili to samo, a moja przyjaciółka
musiała dłużej grzebać wokół sprawy, bo pijacka gadanina
raczej by jej nie przekonała.
W każdym razie, podobno kiedy uporządkowali wszystkie drzwi
i okna na swoim "wozie" ( jakiś stary polonez z przyczepą )
jednemu z nich przypomniało się, że zostały tam jeszcze
jedne drzwi. Poszli więc na ostatnie piętro i zbliżyli się
do drzwi na końcu korytarza. Były one z pięknego ciemnego
drewna, na pewno drogie i żule już cieszyli się na cenę,
jaką za nie dostaną. Zastanowili się przez chwilę i uznali,
że prowadzą one na strych, więc zważywszy, że za nimi są
schody, musieli wyciągnąć je z zawiasów ostrożnie, aby
nie porysować drewna o stopnie. Chwycili więc z obu stron,
starając się ściągnąć je z zawiasów, kiedy nagle jeden
z nich zauważył, że nie ma żadnych zawiasów, na których
drzwi mogłyby siedzieć.
Wszyscy poczuli rosnący niepokój, kiedy "coś po drugiej
stronie drzwi" zaczęło walić w nie z całej siły
zostawiając odciski palców na szlachetnym drewnie.
Pijacy uciekli z wrzaskiem i na dobre przestali pokazywać
się w okolicy bloku.
*****
Dziś, kiedy to piszę, mija rok od konferencji na GG,
a także rok od zaginięcia mojej przyjaciółki. Oczywiście,
zaraz po przeczytaniu wszystkiego, nie patrząc na porę,
pobiegłem tam. Jednak, nie było tam ani drzwi, ani mojej
przyjaciółki. Nie muszę chyba dodawać, że właściciel
bloku jak i budujący go nie mieli pojęcia o jakie drzwi
chodzi...
Tobie pokażę jeszcze zdjęcie bloku, który istnieje
naprawdę i do którego, być może, i Ciebie pociągnie...
Na blog dodam jednak bez zmian ^^.
___________________________________
Blok stojący na osiedlu pełnym jednorodzinnych
domków. Anomalia?
Bez jakichkolwiek okien i drzwi,
nawet bez dokończonych klatek schodowych.
Mało głośnych plotek o dziwnych zdarzeniach,
facetowi po prostu brakło kasy na wykończenie.
Jakaś dziewczyna z pobliskiej wsi
znaleziona na trzecim piętrze bez nerek
i serca - handlarze organami?
Ktoś prywatny kupił blok, założono bramę
-jakiś czas potem brama wyrwana z wielką siłą,
zero jakiejkolwiek ochrony.
Ludzie widzą, że coś dziwnego w tym jest,
że coś złego tam czyha.
Mam taką kumpelę, typowa Urban Exploratorka
( poszukiwaczka miejsc niezwykłych ),
co to wejdzie na każdy "nawiedzony" most,
obali mit o duchach w domu,
wciśnie się w najciemniejszą piwnicę,
a gdyby jej kto przesłał BarelyBreathing.exe
( zalecam przeczytać "Binarne DNA" ),
włączyłaby go bez wahania.
Postrzelona dziewucha,
a jednak całkiem miła i lojalna,
dlatego się kumplujemy.
Ludzie w szkole śmieją się z niej albo
uciekają jak najdalej chcąc zapomnieć o
"prezentach" od niej na GG
( osobiście już nieraz zostałem poczęstowany
w godzinach nocnych jakimiś pokręconymi filmikami,
które rżną psychikę jak piła drzewo ) .
[ polecam chociażby "Balloonsgun" na youtube,
niezłe są po tym jazdy ]
Mój facet sto razy mówił mi, żebym przestał się z nią zadawać,
to samo moi rodzice.
Ale oni chyba za bardzo nie rozumieją,
jak mocno fascynująca jest ta znajomość.
Ale o tym to można by osobną książkę napisać.
Idźmy zatem do tematu.
Jakiś czas temu gadałem z moim lubym na skypie
i kompletnie zapomniałem wylogować się z GG.
Jest on straszliwie słodkim, ale nie ciotowatym facetem
i wątpię, czy ktokolwiek inny zna tą jego stronę.
Bądź co bądź gawędziliśmy o dosłownie wszystkim i czas
miło nam płynął. Nim się obejrzałem, było już dobrze po
północy i mój chłopak musiał iść spać. Pożegnaliśmy się więc.
Wyłączyłem skype'a i wtedy zobaczyłem, że czeka na mnie
konferencja GG utworzona przez moją przyjaciółkę.
Były tam wpisane numery całej naszej klasy.
Zainteresowany, co tym razem jej odwala, włączyłem rozmowę.
<nana> pojebało cię dziewczyno? co ty za bujdy opowiadasz?
<mareczko>laskę powaliło do końca,
napisała to i poszła spać, bo nie chciała zbierać
ochrzanu na bieżąco:P
<kaziozb>taa, maroo, piątak!
<mareczko>hahaha, xd!
Coś mi się tu nie zgadzało...zwykle,
kiedy moja przyjaciółka tworzyła konferencje,
robiła to głównie po to, aby odeprzeć ataki
skierowane w jej stronę. To była taka jej zabawa.
Poczułem dziwny niepokój.
Konferencja trwała od dwóch godzin.
Wypowiedzieć zdążyli się tu przynajmniej
po razie wszyscy z mojej klasy, oprócz mnie i,
co dziwne, mojej przyjaciółki. Ludzie zachowywali się
jednak tak, jak gdyby komentowali jakiś jej wpis.
Zaniepokojony, postanowiłem napisać do dziewczyny
o nicku <Deeziee>. To jedyna, po mojej przyjaciółce,
dziewczyna z klasy, z którą da się pogadać.
Jej wpis widniał w połowie strony i wyróżniał się wszystkim.
Zamiast obraźliwych litanii, jakie wypisywała reszta,
były to tylko trzy słowa: "Brzmi ciekawie. Uważaj:)".
Odpowiedziała mi po minucie.
<Deeziee>Pewnie ci nie pisała, bo cię nie było.
Zapisała mi, że usuwa wypowiedź 5 minut po dodaniu.
<ja>w porządku:) a mogę wiedzieć co tam napisała?
<Deeziee>"Wejdźcie w twitter. Pamiętacie #Blok
z ostatniej konferencji? Idę tam." To to. Idę spać:)
Wylogowałem się z GG i szybko odpaliłem twittera.
Ostatnia konferencja miała miejsce na twitterze,
co w tym środowisku określa się mianem TWITTER PARTY.
Nie było mnie wtedy, bo miałem całą noc dla swojego kochania,
ale co nieco w szkole słyszałem. Podobno moja przyjaciółka
usłyszała gdzieś o "nie zabranych drzwiach".
Chodzi o ten blok, o którym było na początku.
Czytając poszczególne tweety, utwierdziłem się tylko
w przekonaniu, że mam rację.
Zapomniałem o tym, wiem. Opuszczony blok miał kiedyś
wszystkie okna i drzwi-zostały one skradzione przez
"współczesnych złomiarzy", czyli żuli. Panowie chcieli
się wedrzeć także na dwa ostatnie piętra, jednak tylko
jedna z dwóch klatek schodowych została dokończona.
Weszli więc jedną, powoli kradnąc drzwi, okna,
drzwi balkonowe. Potem poszli na najwyższe piętro,
kradnąc dalej.
W tym miejscu historia robi się dziwna. Ale jak mówię,
to byli żule, kradli po to, aby mieć na alkohol.
Mogli być już wtedy odurzeni i wszystko zmyślić.
Wszyscy jednak mówili to samo, a moja przyjaciółka
musiała dłużej grzebać wokół sprawy, bo pijacka gadanina
raczej by jej nie przekonała.
W każdym razie, podobno kiedy uporządkowali wszystkie drzwi
i okna na swoim "wozie" ( jakiś stary polonez z przyczepą )
jednemu z nich przypomniało się, że zostały tam jeszcze
jedne drzwi. Poszli więc na ostatnie piętro i zbliżyli się
do drzwi na końcu korytarza. Były one z pięknego ciemnego
drewna, na pewno drogie i żule już cieszyli się na cenę,
jaką za nie dostaną. Zastanowili się przez chwilę i uznali,
że prowadzą one na strych, więc zważywszy, że za nimi są
schody, musieli wyciągnąć je z zawiasów ostrożnie, aby
nie porysować drewna o stopnie. Chwycili więc z obu stron,
starając się ściągnąć je z zawiasów, kiedy nagle jeden
z nich zauważył, że nie ma żadnych zawiasów, na których
drzwi mogłyby siedzieć.
Wszyscy poczuli rosnący niepokój, kiedy "coś po drugiej
stronie drzwi" zaczęło walić w nie z całej siły
zostawiając odciski palców na szlachetnym drewnie.
Pijacy uciekli z wrzaskiem i na dobre przestali pokazywać
się w okolicy bloku.
*****
Dziś, kiedy to piszę, mija rok od konferencji na GG,
a także rok od zaginięcia mojej przyjaciółki. Oczywiście,
zaraz po przeczytaniu wszystkiego, nie patrząc na porę,
pobiegłem tam. Jednak, nie było tam ani drzwi, ani mojej
przyjaciółki. Nie muszę chyba dodawać, że właściciel
bloku jak i budujący go nie mieli pojęcia o jakie drzwi
chodzi...
Tobie pokażę jeszcze zdjęcie bloku, który istnieje
naprawdę i do którego, być może, i Ciebie pociągnie...
Powitanie + CANDLE COVE
Witam wszystkich fanów creepypast, czyli jednego z uzależnień szalonej blogerki Glam Paradise.
Zaczniemy od kilku naprawdę przydatnych klasyków, bez których nie chcę Was puszczać w dalszą drogę. W dobie coraz większej personalizacji creepypast uprzedzam, że tylko legendy będą niepodpisane. Resztę postaram się podpisać chociażby nickiem z paranormalne.pl
Arigato gozaimasu. ♥
Forum NetNostalgia - Telewizja (Lokalny)
Skyshale033
Temat: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czy ktokolwiek pamięta ten program dla dzieci? Nazywał się Candle Cove. Oglądałem go, gdy miałem jakieś 6 - 7 lat. Nigdy nie znalazłem o nim żadnej wzmianki, więc sądzę, że było to puszczane w lokalnej telewizji około roku 1971 albo 1972. Mieszkałem wtedy w Ironton. Nie pamiętam, na której stacji był puszczany, pamiętam jednak, że leciał o jakiejś dziwnej godzinie. Około 16 bodajże.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Brzmi to dla mnie bardzo znajomo... Dorastałem w okolicach Ashland. W 1972 miałem 9 lat. Candle Cove... czy to było o piratach? Pamiętam marionetkę pirata, rozmawiającą z małą dziewczynką na brzegu zatoki.
Skyshale033
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
TAK! Ok, czyli nie zwariowałem. Pamiętam Pirata Percy\'ego. Zawsze się go trochę bałem. Wyglądał jakby był zbudowany z części innych lalek, naprawdę nisko budżetowe. Jego głową była głowa porcelanowej lalki, wyglądająca jak antyk. Zupełnie nie pasowała do reszty ciała. Nie pamiętam, na którym kanale to leciało. Nie sądzę, żeby to było WTSF (Chrześcijański kanał telewizyjny - przyp. tłum.)
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Przepraszam, że wskrzeszam taki stary temat, ale wiem, o jaki program ci chodzi Skyshale. Sądzę, że Candle Cove było puszczane jedynie przez kilka miesięcy w \'71, a nie w \'72. Miałam 12 lat i oglądałam to kilka razy z moim bratem. To był kanał 58, nie wiem tylko, jaka to była stacja. Moja mama pozwalała mi na to przełączać po wiadomościach. Zobaczmy, co dokładnie pamiętam.
Akcja rozgrywała się w Zatoce Świec. Główną bohaterką była mała dziewczynka, która wyobrażała sobie, że jej przyjaciółmi są piraci. Statek piracki nosił nazwę Laughingstock. Pirat Percy nie był dobrym piratem, ponieważ bardzo łatwo można go było wystraszyć. Nie pamiętam imienia dziewczynki. Janice albo Jade. Coś w tym rodzaju. Sądzę jednak, że była to Janice.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Dziękuję ci Jaren!!! Wspomnienia do mnie wróciły, gdy wspomniałaś statek Laughingstock i kanał 58. Pamiętam, że na dziobie okrętu była drewniana, uśmiechająca się twarz. Jej dolna część szczęki była zanurzona w wodzie. Wyglądało to tak, jakby połykała morze. Miała też paskudny głos i śmiech Ed\'a Wynn\'a. Szczególnie pamiętam, jak zmienili drewniany/plastikowy model na pieniącą się ze złości pacynkę, która mówiła.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Haha, też to pamiętam Czy pamiętasz, Skyshale, ten cytat: \"Musisz... wejść... DO ŚRODKA.\"
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Hmm, mike, odczułem dreszcz czytając to. Tak, pamiętam. To zawsze mówił statek do Percy\'ego gdy ten miał wejść do jakiegoś strasznego miejsca, jak jaskinia, albo ciemny pokój, w którym był ukryty skarb. Kamera wtedy zbliżała się do twarzy Laughingstock\'a za każdym razem, gdy ten robił pauzę w zdaniu. MUSISZ... WEJŚĆ... DO ŚRODKA. Jego krzywe oczy, zła mina oraz linki poruszające jego ustami. Eh. To wyglądało na zrobione bardzo niskim nakładem pieniędzy. Było jednocześnie straszne.
Pamiętacie może czarny charakter? Jego twarzą były jedynie długie, zakręcone na końcówkach wąsy, znajdujące się nad długimi, obnażonymi zębami.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Przyznam szczerze, że myślałem, że Percy był czarnym charakterem. Miałem około 5 lat, kiedy program był nadawany. Paliwo dla nocnych koszmarów.
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Pacynka z wąsami nie była czarnym charakterem. Ona była jedynie jego towarzyszem. Nazywała się Potworny Horacy. Horacy miał też monokl, który znajdował się na szczycie wąsów. Myślałam przez to, że miał tylko jedno oko.
Czarnym charakterem była inna marionetka. Złodziej Skór. Nie mogę uwierzyć, co oni kazali nam wtedy oglądać.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Jezu Chryste. Złodziej Skór. Co za chore programy oglądały wtedy dzieciaki? Naprawdę nie mogłem patrzeć na ekran gdy pojawiał się Złodziej Skór. Pojawiał się znikąd, zjeżdżając na swoich sznurkach. Był brudnym szkieletem, noszącym brązowy cylinder i pelerynę. Miał też szklane oczy, które były stanowczo za duże w porównaniu z rozmiarami jego głowy. Jezu wszechmogący.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czy jego cylinder i peleryna nie były uszyte w dziwny sposób? Czy to miała być dziecięca skóra??
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Tak, tak sądzę. Pamiętam, że jego usta nie otwierały się ani nie zamykały, jego szczęka po prostu opadała, a następnie gwałtownie się zamykała. Pamiętam, że mała dziewczynka zapytała \"Dlaczego twoje usta ruszają się w ten sposób?\". Wtedy Złodziej Skór nie popatrzył na dziewczynkę, lecz w kierunku kamery i powiedział \"ŻEBY MÓC ZMIELIĆ TWOJĄ SKÓRĘ\".
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czuję ulgę, że inni też pamiętają ten straszny program!
Mam okropną pamięć. Miałem kiedyś zły sen który zaczynał się od końcówki dżingla rozpoczynającego Candle Cove. Następnie pojawił się właściwy program. Były tam wszystkie postacie, jednak kamera skupiała się jedynie na ich twarzach. Wszyscy tylko krzyczeli. Pacynki i maskotki jedynie kiwały się i krzyczały. Krzyczały. Dziewczynka płakała i jęczała. Budziłem się wiele razy z tego koszmaru. Zwykłem nawet moczyć łóżko, gdy mi się śnił.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Nie sądzę, żeby to był sen. Pamiętam to. Pamiętam, że to był jeden z odcinków.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Nie, nie, nie. To nie możliwe. Tam nie było żadnej fabuły, ani niczego w tym rodzaju. Naprawdę, jedynie stojące w miejscu płaczące i krzyczące postacie przez cały odcinek.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Możliwe, że tylko wyobraziłem sobie ten odcinek pod wpływem tego, co powiedziałeś, ale - mógłbym przysiąc na Boga - wydaje mi się, że pamiętam to, o czym napisałeś. Po prostu krzyczeli.
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
O Boże, tak. Mała dziewczynka, Janice. Pamiętam, jak się trzęsła. Złodziej Skór krzyczący i zgrzytający zębami. Wyłączyłam telewizor. To był ostatni raz, kiedy oglądałam Candle Cove. Od razu pobiegłam do mojego brata i opowiedziałam mu o całym odcinku. Później nie mieliśmy odwagi, żeby ponownie włączyć telewizor na ten program.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Odwiedziłem dzisiaj moją mamę w domu starców. Zapytałem się jej, czy pamięta Candle Cove - program dla dzieci, który oglądałem na początku lat 70. kiedy miałem około 8 lub 9 lat. Powiedziała, że jest zdziwiona, ze to zapamiętałem. Zapytałem, dlaczego. Powiedziała \"Zawsze uważałam to za dziwne, gdy mówiłeś \"idę obejrzeć Candle Cove, mamo\", po czym włączałeś telewizor na nienastrojony program i oglądałeś biały szum przez 30 minut\". Miałeś wielką wyobraźnię, wymyślając swój serial o piratach.\"
Zaczniemy od kilku naprawdę przydatnych klasyków, bez których nie chcę Was puszczać w dalszą drogę. W dobie coraz większej personalizacji creepypast uprzedzam, że tylko legendy będą niepodpisane. Resztę postaram się podpisać chociażby nickiem z paranormalne.pl
Arigato gozaimasu. ♥
___________________________________
Forum NetNostalgia - Telewizja (Lokalny)
Skyshale033
Temat: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czy ktokolwiek pamięta ten program dla dzieci? Nazywał się Candle Cove. Oglądałem go, gdy miałem jakieś 6 - 7 lat. Nigdy nie znalazłem o nim żadnej wzmianki, więc sądzę, że było to puszczane w lokalnej telewizji około roku 1971 albo 1972. Mieszkałem wtedy w Ironton. Nie pamiętam, na której stacji był puszczany, pamiętam jednak, że leciał o jakiejś dziwnej godzinie. Około 16 bodajże.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Brzmi to dla mnie bardzo znajomo... Dorastałem w okolicach Ashland. W 1972 miałem 9 lat. Candle Cove... czy to było o piratach? Pamiętam marionetkę pirata, rozmawiającą z małą dziewczynką na brzegu zatoki.
Skyshale033
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
TAK! Ok, czyli nie zwariowałem. Pamiętam Pirata Percy\'ego. Zawsze się go trochę bałem. Wyglądał jakby był zbudowany z części innych lalek, naprawdę nisko budżetowe. Jego głową była głowa porcelanowej lalki, wyglądająca jak antyk. Zupełnie nie pasowała do reszty ciała. Nie pamiętam, na którym kanale to leciało. Nie sądzę, żeby to było WTSF (Chrześcijański kanał telewizyjny - przyp. tłum.)
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Przepraszam, że wskrzeszam taki stary temat, ale wiem, o jaki program ci chodzi Skyshale. Sądzę, że Candle Cove było puszczane jedynie przez kilka miesięcy w \'71, a nie w \'72. Miałam 12 lat i oglądałam to kilka razy z moim bratem. To był kanał 58, nie wiem tylko, jaka to była stacja. Moja mama pozwalała mi na to przełączać po wiadomościach. Zobaczmy, co dokładnie pamiętam.
Akcja rozgrywała się w Zatoce Świec. Główną bohaterką była mała dziewczynka, która wyobrażała sobie, że jej przyjaciółmi są piraci. Statek piracki nosił nazwę Laughingstock. Pirat Percy nie był dobrym piratem, ponieważ bardzo łatwo można go było wystraszyć. Nie pamiętam imienia dziewczynki. Janice albo Jade. Coś w tym rodzaju. Sądzę jednak, że była to Janice.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Dziękuję ci Jaren!!! Wspomnienia do mnie wróciły, gdy wspomniałaś statek Laughingstock i kanał 58. Pamiętam, że na dziobie okrętu była drewniana, uśmiechająca się twarz. Jej dolna część szczęki była zanurzona w wodzie. Wyglądało to tak, jakby połykała morze. Miała też paskudny głos i śmiech Ed\'a Wynn\'a. Szczególnie pamiętam, jak zmienili drewniany/plastikowy model na pieniącą się ze złości pacynkę, która mówiła.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Haha, też to pamiętam Czy pamiętasz, Skyshale, ten cytat: \"Musisz... wejść... DO ŚRODKA.\"
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Hmm, mike, odczułem dreszcz czytając to. Tak, pamiętam. To zawsze mówił statek do Percy\'ego gdy ten miał wejść do jakiegoś strasznego miejsca, jak jaskinia, albo ciemny pokój, w którym był ukryty skarb. Kamera wtedy zbliżała się do twarzy Laughingstock\'a za każdym razem, gdy ten robił pauzę w zdaniu. MUSISZ... WEJŚĆ... DO ŚRODKA. Jego krzywe oczy, zła mina oraz linki poruszające jego ustami. Eh. To wyglądało na zrobione bardzo niskim nakładem pieniędzy. Było jednocześnie straszne.
Pamiętacie może czarny charakter? Jego twarzą były jedynie długie, zakręcone na końcówkach wąsy, znajdujące się nad długimi, obnażonymi zębami.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Przyznam szczerze, że myślałem, że Percy był czarnym charakterem. Miałem około 5 lat, kiedy program był nadawany. Paliwo dla nocnych koszmarów.
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Pacynka z wąsami nie była czarnym charakterem. Ona była jedynie jego towarzyszem. Nazywała się Potworny Horacy. Horacy miał też monokl, który znajdował się na szczycie wąsów. Myślałam przez to, że miał tylko jedno oko.
Czarnym charakterem była inna marionetka. Złodziej Skór. Nie mogę uwierzyć, co oni kazali nam wtedy oglądać.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Jezu Chryste. Złodziej Skór. Co za chore programy oglądały wtedy dzieciaki? Naprawdę nie mogłem patrzeć na ekran gdy pojawiał się Złodziej Skór. Pojawiał się znikąd, zjeżdżając na swoich sznurkach. Był brudnym szkieletem, noszącym brązowy cylinder i pelerynę. Miał też szklane oczy, które były stanowczo za duże w porównaniu z rozmiarami jego głowy. Jezu wszechmogący.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czy jego cylinder i peleryna nie były uszyte w dziwny sposób? Czy to miała być dziecięca skóra??
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Tak, tak sądzę. Pamiętam, że jego usta nie otwierały się ani nie zamykały, jego szczęka po prostu opadała, a następnie gwałtownie się zamykała. Pamiętam, że mała dziewczynka zapytała \"Dlaczego twoje usta ruszają się w ten sposób?\". Wtedy Złodziej Skór nie popatrzył na dziewczynkę, lecz w kierunku kamery i powiedział \"ŻEBY MÓC ZMIELIĆ TWOJĄ SKÓRĘ\".
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czuję ulgę, że inni też pamiętają ten straszny program!
Mam okropną pamięć. Miałem kiedyś zły sen który zaczynał się od końcówki dżingla rozpoczynającego Candle Cove. Następnie pojawił się właściwy program. Były tam wszystkie postacie, jednak kamera skupiała się jedynie na ich twarzach. Wszyscy tylko krzyczeli. Pacynki i maskotki jedynie kiwały się i krzyczały. Krzyczały. Dziewczynka płakała i jęczała. Budziłem się wiele razy z tego koszmaru. Zwykłem nawet moczyć łóżko, gdy mi się śnił.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Nie sądzę, żeby to był sen. Pamiętam to. Pamiętam, że to był jeden z odcinków.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Nie, nie, nie. To nie możliwe. Tam nie było żadnej fabuły, ani niczego w tym rodzaju. Naprawdę, jedynie stojące w miejscu płaczące i krzyczące postacie przez cały odcinek.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Możliwe, że tylko wyobraziłem sobie ten odcinek pod wpływem tego, co powiedziałeś, ale - mógłbym przysiąc na Boga - wydaje mi się, że pamiętam to, o czym napisałeś. Po prostu krzyczeli.
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
O Boże, tak. Mała dziewczynka, Janice. Pamiętam, jak się trzęsła. Złodziej Skór krzyczący i zgrzytający zębami. Wyłączyłam telewizor. To był ostatni raz, kiedy oglądałam Candle Cove. Od razu pobiegłam do mojego brata i opowiedziałam mu o całym odcinku. Później nie mieliśmy odwagi, żeby ponownie włączyć telewizor na ten program.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Odwiedziłem dzisiaj moją mamę w domu starców. Zapytałem się jej, czy pamięta Candle Cove - program dla dzieci, który oglądałem na początku lat 70. kiedy miałem około 8 lub 9 lat. Powiedziała, że jest zdziwiona, ze to zapamiętałem. Zapytałem, dlaczego. Powiedziała \"Zawsze uważałam to za dziwne, gdy mówiłeś \"idę obejrzeć Candle Cove, mamo\", po czym włączałeś telewizor na nienastrojony program i oglądałeś biały szum przez 30 minut\". Miałeś wielką wyobraźnię, wymyślając swój serial o piratach.\"
_________
Na podstawie creepypasty powstał pierwszy sezon serialu Channel Zero produkcji SyFy.
Zachęcam do obejrzenia!
Subskrybuj:
Posty (Atom)